Posts tagged prąd

Instrukcja pracy w pracowni komputerowej

  1. Nie dotykaj obudowy komputera – grozi porażeniem prądem.
  2. Nie dotykaj palcem ekranu – grozi porażeniem prądem.
  3. Przed podłączeniem urządzeń USB spisz testament – grozi porażeniem prądem.
  4. Obserwuj obraz na ekranie – migotanie i poziome pasy mogą oznaczać przebicie napięcia elektrycznego.
  5. Nie podnoś listw zasilających – od spodu mogą znajdować się nie osłonięte przewody elektryczne.
  6. Nie osłonięte przewody bez izolacji znajdziesz także wszędzie indziej, gdzie przewodów można się spodziewać.
  7. Jeśli coś nie działa – sprawdź kable. Nie podłączony do sieci komputer, monitor, przerwany przewód zasilający to zupełnie normalna sprawa.
  8. Nastaw się na sytuację, że w pracowni będzie więcej komputerów niż miejsc gdzie można je podłączyć. Nastaw się na sytuację, że nikogo poza tobą nie będzie to dziwić. Prośby o dokupienie listw zasilających będą traktowane jak nieistotne.
  9. Jeśli ktoś potrzebuje twojej listwy zasilającej, z pewnością bez pytania wypnie z niej komputery, na których właśnie za chwilę mają pracować kursanci i ją sobie weźmie.
  10. Nie przenoś kontynuacji pracy na jednym pliku na następny dzień. Po mozolnym stworzeniu przez kursanta pliku i zapisaniu go, na następny dzień plik zniknie gdzieś wraz z całym komputerem. Musisz zainstalować sam nowy komputer wybierając jeden z pośród stojących pod ścianą. Nie zdziw się jak się okaże, że trafiłeś znów na ten sam komputer i plik nadal istnieje.
  11. Spodziewaj się, że dla kursu przeznaczonego dla dziesięciu osób, zostanie przygotowe osiem stanowisk pracy.

Instrukcję stosuje się na terenie Rwandy.

* * *

Wiedzieliście, że wielokrotne porażenie prądem pod rząd powoduje natychmiastowy ból głowy?


4 Komentarze »

Jest prąd

I po co był ten cały płacz? 🙂 Po co lament i rwanie sobie włosów z głowy? 🙂 Wystarczyło spokojnie poczekać cztery dni aż naprawią i naprawili.

Dodatkowo jako bonus wszędzie pojawiły się brakujące żarówki. W końcu jest jasno. Raj wrócił. Aż se z tej radości dziś nalałem dwie zamiast jednej miski wody przy kąpieli.

4 Komentarze »

Nyamata się przebudowuje

Minęła właśnie trzecia noc po ciemku. Po pierwszej jak wiecie byłem wkurzony. Po drugiej zrezygnowany, bo wiedziałem, że trzecia znów będzie taka sama. Ale wiecie co? Po trzeciej chyba zaczyna mi się to podobać 🙂 Nie, że już za prądem nie tęsknię, ale przecież w końcu jestem w Afryce. Klimacik. Zresztą nie tylko ja przecież tego prądu nie mam. Jeśli inni tu wytrzymują, to i ja dam radę. Jak dziś znów nie będzie (na co chyba się zanosi) –  przeżyję.

Leżę sobie od godziny 21:00 gapiąc się całkowitą ciemność aż zasypiam około północy. Postanowiłem nasłuchiwać odgłosów nocy by móc pięknie je tu opisać, ale niestety klapa. Jedyne co słyszę to całonocne cykanie świerszczy, takie same jak w Polsce, tyle, że bardziej intensywne. Na poddaszu coś popiskuje, jakby mysz. Zaraz za oknem gniazdo ma jakiś potężny bąk, który śpiąc stara się nie zmarznąć i mniej więcej co pół minuty włącza sobie termogenezę dreszczową donośnie brzęcząc prze sekundę.

Równo jak z zegarkiem w ręku pół godziny po północy odzywają się wyjące psy lub inne lokalne bestie. I to wszystko.

Nie byłbym sobą jakbym jednak na prąd nie ponarzekał 🙂 Wezwany z samego rana wczoraj spec z Elektrogazu zjawił się o 16:38 (akurat spojrzałem na zegarek) w telecentrum i z Paulem pojechał do domu zobaczyć co się dzieje. Po godzinie wrócili, Paul postawił przede mną speca jak na spowiedzi (mimo wszystko cały czas mnie tu traktują wyjątkowo) i się dowiedziałem, że cała dzielnica ma niskie zasilanie. Doraźne rozwiązanie to walka o ogień. To znaczy o prąd. Prąd się wyłącza u tego, kto ostatni włączy światło i dla niego już brakuje mocy. Dlatego trzeba cały dzień trzymać włączone światło tak aby nie być tym ostatnim, to może się uda mieć prąd i wieczorem. (Niestety się nie udało). Rozwiązanie już oficjalne to zmiana nam jakiegoś numeru dostępowego do prądu, ale w tym celu spec musi złożyć pismo do swoich szefów, a na to jest już dziś przecież za późno. Złoży we wtorek i być może (ale może i być nie) będzie prąd.

No dobra. To teraz ad rem. Dosyć narzekania. Zobaczcie, że inni tu mają jeszcze gorzej.

Nie wiem jak określić rozmiary Nyamaty, więc powiem, że idąc z naszego domu z jednego jej końca do telecentrum na drugim ich końcu, mijam dwanaście słupów elektrycznych przy głównej drodze. Ale za to jak policzyłem jednego dnia mijam także aż dwadzieścia dziewięć domów, które wyglądają jak po bombardowaniu. Brakuje ścian, czasem sufitów, przed resztkami budynków usypane są sterty gruzu i sterty cementu przygotowanego na odbudowę. Liczba ta się zmienia, a właściwie zwiększa. Gdy przyjechałem tu nawet nie zwróciłem na to specjalnej uwagi, ale nagle w jeden weekend wszystko zaczęło się walić. Zaczęto od zdejmowania dachów, potem w ruch poszły młoty. Gdy wracałem z telecentrum, zdarzało się, że dom, który widziałem jeszcze rano został już sprowadzony do fundamentów.

Dziwny widok. Gdybym był tu jeden dzień, akurat w dniu wyburzania pewnie bym zrobił kilka zdjęć i opisał, to jako pozostałość po 1994 roku. Że ludzie jeszcze nie doszli do siebie, że wszędzie widać ślady walki. Wyobrażam sobie nawet reportaż telewizyjny, w którym pokazywane są te obrazki, smutni ludzie, bose dzieci, a do tego ściszony, pełen żalu głos reportera.

Tak wygląda obecnie kilkadziesiąt domów przy głównej drodze Nyamata

Tak (lub nawet gorzej) wygląda obecnie kilkadziesiąt domów przy głównej drodze Nyamata

Jest jednak inaczej. Trochę śmiesznie, ale i trochę strasznie i smutno. Prawda jest taka, że dwa miesiące temu rząd nakazał by wszystkie domy przy głównych reprezentacyjnych drogach miast, które zbudowane są bez użycia cementu, zostały przebudowane od nowa. Ponoć tradycyjne laterytowe cegły lepione na mieszankę błota i słomy, choć z zewnątrz otynkowane niczym nie różnią się od pozostałych, to stanowią zagrożenie budowlane i są zwyczajnie brzydkie.

I co robi naród? Protestuje, że nie ma pieniędzy? Wypina się na rząd? Żąda nowych wyborów? Domaga się dofinansowania? Nie. Przebudowuje. Stąd te sterty gruzu jak na hura, obok nich sterty cementu i uwijający się robotnicy. Cały długi rząd domów w stanie rozbiórko – budowy.

Zresztą naród nie ma innego wyjścia. Przebudować musi. Bo jest i plan na tych, którzy nie posłuchają. Właśnie za kilka dni minie termin ultimatum jakie rząd dał ludziom. Jeśli ktoś nie wykona zadania (niezależnie od tłumaczeń, że nie mają pieniędzy na przykład) rząd da im szansę sprzedać dom razem z ziemią. A jeśli to się nie uda, dom zostanie po prostu zburzony.

Przebudowa zatem trwa, ale są i domy które dalej wyglądają nędznie i nikt ich naprawiać nie będzie. Domy nie mają okien, nie mają drzwi, wisi tylko jakaś zwiewna szmata. Niektóre nie mają ścian. Rozsypują się. Przed domem kobieta w misce robi pranie, biegają półnagie dzieciaczki machając wesoło na mój widok i krzycząc muzungu. Na jakiekolwiek przebudowy nie ma pieniędzy. Domu też nikt nie kupi, bo Nyamata nie jest atrakcyjna. Być może za kilka miesięcy będę o nich pisał „bezdomni”.

Ten dom jednak tak wyglądał jak jużz przyjechałem i zapewne tak będzie wyglądał jeszcze jakiś czas. Do momentu kiedy zostanie zburzony, a jego lokatorzy pozbawieni dachu nad głową.

Ten dom jednak tak wyglądał jak jużz przyjechałem i zapewne tak będzie wyglądał jeszcze jakiś czas. Do momentu kiedy zostanie zburzony, a jego lokatorzy pozbawieni dachu nad głową.

Comments (1) »

Weekend bez prądu

W sobotę około południa padł prąd. Jest już poniedziałek i nadal go nie ma. Wina ponoć dostawcy, ale przez weekend serwisanci nie pracują. Być może dziś ktoś przyjdzie zobaczyć co i jak.

Dwie noce przy świeczkach. W Polsce przy świeczkach się czeka co najwyżej na naprawę, maksium kilka godzin. Co robić jednak dwie noce bez prądu? Komputera nie ruszę, telewizora i tak nie mamy, książki nie poczytam bo szkoda oczu. Ot, leżenie godzinami i wpatrywanie się w sufit.

Ludzie tu są wyraźnie do tego przyzwyczajeni. Jedynie ja byłem zestresowany. Jak padł prąd to nikt nawet nie sprawdził co i jak. Dopiero jak zrobiło się ciemno zaczęto się rozglądać, czy zapłacone, czy da się coś zrobić… W niedzielę sam przycisnąłem Paula by chociaż gdzieś zadzwonił. Wszyscy sobie spokojni czekali, że może samo się. Ale nie samo się, kolejna noc bez światła.

I tradycyjnie fotka z ostatnich kilku dni 😉

2 Komentarze »

Sterczy w ścianie mały pstryczek

…mały pstryczek, elektryczek. Czyj to jest wiersz? Brzechwy? Kiedy to piszę, nie mam Internetu, więc nie sprawdzę.

Tu nie jest tak łatwo jak w tym wierszu, że robimy pstryk i jest widno, robimy drugi pstryk i jest ciemno. Ciemno, widno, ciemno jasno… Kurcze, dlaczego ja tyle lat pamiętam ten wiersz?

Tu jak się robi pstryk to czasem nic się nie dzieje, czasem samo się robi pstryk i jest ciemno, czasem jest ciemno bez pstryk. Jak dotąd jednak nie zauważyłem by samo z siebie zrobiło się jasno (w elektryczny sposób, bez obaw, słońce cały czas wschodzi). Przedwczoraj w domu usłyszałem za oknem głośne pstryk i zrobiło się ciemno. Ciemność potrwała ponad godzinę, więc była okazja by siedząc przy latarce (o dziwo świeczek nikt tu nie używa) omówić jak działa elektryczność w Rwandzie.

Przede wszystkim infrastruktura końcowa. Prąd nie dociera tu jeszcze do wszystkich domów, a to jak to działa w domu, woła czasem o pomstę do nieba. Któregoś dnia zniknął w domu prąd. Włączanie bezpiecznika z powrotem dawało światło na jakieś 2 sekundy i prąd się znowu wyłączał. Za prąd było zapłacone więc Paul już wsiadał w samochód by jechać po pomoc. Ja tymczasem zacząłem się bawić różnymi włącznikami światła włączając je i wyłączając, także tymi, które prowadziły do przepalonych żarówek lub pustych wkrętów na żarówki (a takich tu w domu najwięcej) i włączałem na powrót bezpieczniki i za którymś razem nie wybiło ich. Wybiegłem więc z radością na drogę pokazując dla Paula palcem na dom. Jak to zrobiłeś? – zapytał. Udałem, że się znam ale że to zbyt skomplikowane by wytłumaczyć moim niepełnym angielskim 😉 Tak naprawdę nie wiem jak to zrobiłem. Ot przypadek.

W pracowni komputerowej wystarczy mocniej stuknąć krzesłem (faktycznie był taki przypadek) by prąd zniknął. Winna jest listwa zasilająca, do której wszystkie komputery są podłączone. Poklejona taśmą, z gniazdami tak rozchybotanymi, że włożone wtyczki nie trzeba wyciągać, a można z niej wytrząsnąć. Przypadkowe kopnięcie w nią nogą na bank wyłączy wszystki sprzęt. Nie wiem kto tu dba o porządek w tych sprawach, ale wczoraj w innym koncie sali znalazłem inną listwę, całkiem dobrą. Wymieniłem i dziś już chyba będziemy pracować bez stresu.

Teraz gdy to piszę laptop podłączony jest do gniazdka elektrycznego, które już dawno wypadło ze swojej puszki. Nie jest ono tu wyjątkiem.

Najczęstszy jednak przypadek braku prądu (tak też było dwa dni temu) to automatyczne wyłączenie się go z powodu skończenia się pieniędzy na koncie. Tu prąd bowiem dostarczany jest w opcji pre-paid. Trzeba najpierw zapłacić za daną ilość kilowatów i gdy wyczerpiemy je prąd jest automatycznie, bez żadnego ostrzeżenia odłączany.

Gdy zniknie prąd, należy pójść do punktu opłat za prąd i zapłacić. Podajemy numer naszego licznika i dostaniemy kod, który osoba w punkcie opłat za prąd otrzyma smsem od firmy dostarczającej energię (Elektrogaz).

Teraz trzeba wrócić do domu, przed którym na ścianie wisi urządzenie podobne do licznika zużycia prądu (zresztą taką funkcję też ma) z małą klawiaturką i wyświetlaczem. Klawiaturką wprowadzamy kod jaki otrzymaliśmy, przesuwamy wajchę i prąd znów jest. Proste, nie?

Szkoda, że to urządzenie nie ma choćby piszczałki, która by nas informowała, że zaraz będzie koniec prądu. Byłby czas na wyłączenie komputerów czy nawet pójście po nowy kod. A tymczasem koniec pieniędzy i łup. Koniec prądu. Choćby była północ. Wtedy to już czekaj po ciemku do rana.

Szczęściem w nieszczęściu (ale tylko dla mieszkańców naszego domu) jest fakt, że jedyny punkt opłat za prąd w Nyamata mieści się w telecentrum Paula. To jedno biurko w rogu sali komputerowej, za którym siedzi Juliet lub Pacicifique i przyjmują pieniądze i wysyłają smsy do elektrogazu. Tak więc Paul czy inni po prostu dzwonią, że skończył im się prąd i po chwili dostają kod smsem.

Juliet siedzi i kosi kasę za prąd

Juliet siedzi i kosi kasę za prąd

Tyle, że przedwczoraj, jak często ma tu to miejsce, nie działała też sieć GSM. Musieliśmy więc czekać aż chrzaniony MTN (którego mam już serdecznie dość – przypominam, że to oni mi (nie)dostarczają Internet) znów ruszy i uda się skontaktować z dostawcą energii.

Opowiedziałem Innocentowi jak to działa w Polsce. Że płacimy miesięczne rachunki i jak ktoś poważnie zalega z płatnościami, to odcinają prąd. Powiedział, że tu też tak było, ale Elektrogaz odchodzi od tego, na rzecz pre-paid. Bo tak jest im wygodniej. Ludzie czasem nie płacili, to trzeba było im wysyłać ponaglenia, poza tym wszystkim trzeba wysyłać rachunki. Teraz jak nie płacą to samo się wyłącza i po problemie (dla Elektrogazu).

6 Komentarzy »