Posts tagged nyamata

Skazano architekta ludobójstwa w Rwandzie

Nawet nie wiecie ile razy ostatnimi dni dostałem na GG, na maila, czy dziś w komentarzu link do informacji, że przywódca ludobójstwa w Rwandzie został skazany na dożywocie. Fajnie, że zaczęliście się interesować Rwandą.

Pisać nic o tym sam nie będę, tylko dam linka do jednego z artykułów na ten temat. Wybór padł akurat na ten, bo w nim jest zdjęcie z Nyamata, które chyba też już dobrze znacie.

2 Komentarze »

Pocztówki wypisane

Przez chwilę nie było internetu, bo rozpadał się wielgachny deszcz, więc wziąłem się pisanie obiecanych pocztówek. Poszło całkiem łatwo.

Nawiązując do poprzedniego akapitu mogę opowiedzieć coś ciekawego. Jakiś czas temu Ewunia Wu zapytała mnie jaki ja tu mam adres. Zgodnie z prawdę odpowiedziałem, że nawet nie wiem, ale postanowiłem to ustalić.

Czytaj resztę wpisu »

3 Komentarze »

Japończycy rozdają króliki

Poza mną tu w Rwandzie jest naprawdę dużo muzungu, którzy zjawili się tu z pomocą rozwojową. Nie policzę ile w samym Nyamata. Kiedyś pisałem, że jestem tu jedyny biały, ale wybaczcie pomyłkę, pisałem w pierwszym tygodniu pobytu. Na pewno jestem jedyny, który każdego dnia dwa razy pieszo przemierza całą długość miejscowości. Inni się kryją w samochodach chyba, bo widuję ich sporadycznie, zwłaszcza jak zjawią się w NTC w restauracji.

We wtorek czy środę pierwszy raz spotkałem tu skośnooką trójkę – Udzie (piszę jak to się wymawia) i Kim z Korei Płd oraz Miho (nawet już wiem jak to zapisać w katakanie: ミホ) z Japonii. Zjawili się jak się najpierw dowiedziałem by pokazać tradycyjne potrawy z dalekiego wschodu. Miałem już iść do domu, ale jednak zostałem 😉

Miho przyniosła ze sobą królika i przyrządziła go w super sposób. Dość pikantnie a samo mięso niestety smakuje jak kurczak (zauważyliście jak często opisując smak czegoś stwierdza się, że smakuje jak kurczak?). Ale i tak było świetnie.

Udzie, Paul i Miho za "kuchennym" stołem

Udzie, Paul i Miho za "kuchennym" stołem

Usiadłem z Miho przy stole, porozmawialiśmy sobie i okazało się, że te dokarmianie mnie ma głębszy podtekst.

Miho pokazuje co narobiła

Miho pokazuje co upichciła

Miho jest wolontariuszką w organizacji Jica. Japończycy przyjechali tu rozwiązać jeden z naprawdę największych problemów, jakie trapią Rwandę – głód. Przywieźli ze sobą około 10 królików, które rozdali rolnikom. Jak latwo się domyślić króliki bardzo chętnie zaczęły się mnożyć: jest ich już pięćdziesiąt po okresie nieco dłuższym niż pół roku. Królik jest tani w utrzymaniu, rozmnaża się bardzo chętnie co wpływa na jego cenę. Dorosła kura na rzeź na targu kosztuje tu 4000 Franków (8 dolarów, btw, jak to się ma do ceny w Polsce? Napiszcie w komentarzu, bo mnie ciekawi). Królik natomiast o połowę mniej.

Ale to nie koniec. Rwandyjczycy nie mają ani tradycji hodowli królików, ani ich przyrządzania. Jica pomyślała jednak o wszystkim; uczą nie tylko jak je hodować i onie dbać. Miho odwiedza teraz restauracje takie jak Paula i uczy jak zrobić potrawy z królików. Paul dołączy teraz do swojej oferty także „króliczyznę”. Z biegiem czasu być może rozejdzie się to do zwykłych domów.

Jica robi jednak więcej w kwestii walki z głodem, tak dużo, że wszystkiego nie spamiętałem. Dzień później w telecentrum odbyła się ich konferencja podsumowują projekt i trochę podglądałem. Z ciekawszych rzeczy zauważyłem, że uczą rolników także jak uprawiać ryż czy hodować pszczoły. Ale ofertę mają znacznie większą.

my tu marzymy o rzutniku na szkolenia, a oni mają nie tylko rzutnik, ale i swoją kamerę. ;)

Konferencja Jica. Widać, że Japonia: my tu marzymy o rzutniku na szkolenia, a oni mają nie tylko rzutnik, ale i swoją kamerę. 😉

Trochę się obawiam czy z hodowlą królików nie powtórzy się scenariusz australijski, gdzie po ich sprowadzeniu na ten kontynent stały się prawdziwą plagą wpływając na lokalne środowisko, ale mam nadzieję, że nie. Zresztą choć skończyłem biologię, przeważnie wyznaję zasadę „najpierw życie człowieka, potem środowisko” (już wiem od kogo mi się dostanie po uszach za to na GG 😉 ).

* * *

Przy okazji podczas gotowania pojawił się pomysł aby przygotował coś z Polski. Szczerze mówiąc marzyłem nieco o polskim żarciu, więc zgodziłem się od razu. W przyzły tydzień robię kotlety schabowe. Szkoda, że pewnie nie mają tu kapusty kiszonej. A może ktoś wie jak się ją robi i czy da się w jeden tydzień? 🙂

8 Komentarzy »

Ostatni dzień kampanii

Od rana pod oknem słyszałem głośną muzykę z samochodów, wrzaski, krzyki przez megafony. Dopiero jak ruszyłem tyłek z domu by iść do telecentrum, zobaczyłem co się dzieje.

Tłumy wyległy na ulice i na miejscowe boisko piłkarskie. Obok tegoż rozstawiono scenę, na której występowali jacyś ludzie tańcząc i śpiewając do mikrofonu. Nie tylko oni się bawili, wszyscy zgromadzeni ludzie wokół – a był ich naprawdę niezły tłum – także śpiewali, tańczyli, wymachiwali czym tylko mieli w rękach. Główną ulicą Nyamaty w tą i z powrotem jeździła karawana samochodów i motorów w asyście policji. Mnóstwo klaksonów, wrzasków i śpiewu do rozbrzmiewającej zewsząd muzyki. Platformy pick-upów i ciężarówek po brzegi wypełnione były ludźmi.

Wydawać by się mogło, że to radość powyborcza (wszędzie widać było chorągiewki FPR czyli partii, która ma wygrać wybory), ale jeszcze nie. To ostatni wiec wyborczy; dziś w całym kraju, w każdej miejscowości jest podobna impreza. Ostatni, bo od jutra obowiązuje cisza wyborcza. Wygląda zatem na to, że w Rwandzie obowiązuje ona prze w sumie cztery dni łącznie z dniem wyborów (wybory odbędą się w poniedziałek).

Nie mogłem sobie więc odpuścić okazji i nie wmieszać się w tłum i porobić zdjęcia. W okoliczności całego tego zgiełku, zdjęcia to z pewnością za mało; nie da się lub ja nie umiem wyrazić na nich całej spontaniczności tych wszystkich ludzi. Każdy śmieje się, klaszcze, śpiewa, podskakuje i wyje jak indianie na westernach. Nakręciłem więc aparatem (sponsorowanym przez superancką firmę IMPAQ 😉 ) także i filmy, ale niestety póki co jedyna ich widownia to ja i inni Rwandyjczycy. Łącze jeszcze długo nie pozwoli mi ich wrzucić na bloga.

Zatem tylko popatrzcie:

Comments (1) »

„W poprzednią sobotę” czyli idą wybory

Zacznę nie na temat od chwalenia się: dziś na GG Radek podesłał mi informację, że moje narzekania na zakładanie firm w Polsce i pamflety na ten sam temat odnośnie Rwandy trafiły jako osobny artykuł – streszczenie wpisu z bloga – na stronę główną Gazety. No proszę, artykuł napisałem trochę od niechcenia (planowałem od dłuższego czasu, ale nie planowałem, że napiszę go właśnie teraz) a tu taki splendor. Czy to prawda, że w Polsce sprzedają już koszulki z moją podobizną? 😉

Strona główna Gazety. Wystarczy, że komuś zadrży ręka z wrażenia, a zamiast na seksowną Kukulską może trafić na artykuł o mnie w Rwandzie!

Strona główna Gazety. Wystarczy, że komuś zadrży ręka z wrażenia, a zamiast na seksowną Kukulską może trafić na artykuł o mnie w Rwandzie!

Przy okazji skoro już czyta mnie redakcja Gazety Wyborczej, chciałem zgłosić, że ja ich ostatnio w ogóle nie czytam. Nie, że jakieś przekonania czy ideologie. Zwyczajnie w Rwandzie otworzenie strony Gazety trwa niemiłosiernie długo. Na zrobienie powyższego zrzutu ekranu czekałem ponad 10 minut, a jak widać nie wszystko się załadowało.

Ale nie musicie nic chyba zmieniać. Czytelników, choć najwyższej jakości, to mimo wszystko w Rwandzie macie wyjątkowo mało 😉

Dobra, wróćmy do soboty. Miałem ją zamiar opisać w miarę na bieżąco, ale szyki pokrzyżowało mi niespodziewane lądowanie na szpitalnej podłodze. A potem łóżku. Ale może i dobrze, bo sobota była preludium do zapoznawania się z tutejszą sytuacją polityczną; a jako, że wybory za 5 dni to postaram się obie sprawy połączyć.

Dyrektor jednego z tutejszych liceów, w którym pracuje Robert poprosił mnie abym zajrzał do nich i zobaczył czy da się coś zrobić z fatalnym stanem komputerów. Pomysł mi się spodobał, bo raz, że zobaczę jak wygląda liceum, a dwa wykażę się czymś ponadprogramowym. Zapytałem więc Roberta czy nie można by w sobotę rano, na co stanowczo odpowiedział, że nie. Trochę mnie to zdziwiło, bo jak do tej pory rzadko komu zdarzyło się choćby kręcić nosem jak proponowałem jakieś prace w sobotę, choć to kraj protestancki i sobota jest dniem nieco świątecznym („nieco” bo mimo wszystko i tak wszystko jest otwarte, choć krócej).

Ale Robert wyjaśnił, że każda ostatnia sobota miesiąca to dzień wyjątkowy, który w całej Rwandzie poświecony jest na kolektywne prace społeczne. Wszyscy, niezależnie od pozycji społecznej muszą udać się z samego rana do siedziby dystryktu gdzie lokalni liderzy powiedzą im co mają robić. I tak jedni pójdą karczować las, inni malować płoty, jeszcze inni czyścić rynsztoki… Od gospoś domowych po mera dystryktu. Natomiast lokalni liderzy będą spacerować ulicami i nagabywać wszystkich spotkanych dlaczego nic nie robią i zachęcać do wspólnej wytężonej pracy dla dobra ogółu.

Macie te same skojarzenia co ja? 😉 Powiedziałem od razu dla Roberta czemu jak mi o tym opowiada, śmieję się z tego, ale nie zrozumiał od razu. Musiałem wyjaśnić jakie takie działanie ma u nas konotacje związane z niedawną historią, ale z czasów, które sam słabo pamiętam. Przypominam sobie jak zaraz po przyznaniu nam prawa do organizacji Euro 2012 podniósł się rwetes po tym jak rząd zaproponował aby każdy społecznie odpracował miesięcznie ileśtam godzin czy dni przy budowie stadionów i autostrad 🙂 A oni tu jak jeden mąż idą i pracują dla dobra kraju. Zwolnione są z tego tylko dzieci i kobiety w ciąży. Kobiety bez ciąży pracują.

Dodatkową ciekawostką jest że w czasie tych prac nikt poza karetkami na sygnale nie ma prawa jeździć samochodem. Cały happening kończy się jednak o południu. Taki jest więc powód dlaczego nie wstawiam tu żadnego zdjęcia z czynu społecznego – zabawę zwyczajnie przespałem. Może to i dobrze, bo niektórzy mówili mi, że muzungu nie są z tych prac zwolnieni 😉

To nie koniec nawiązań do minionej epoki błędów i wypaczeń. Wieczorem usiadłem z Robertem i wypytywałem o sprawy podatkowe, przygotowując się do pisania już sławnego wpisu o firmach. W pewnym momencie Robert powiedział, że jest coś, co można nazwać pewnego rodzaju podatkiem. Otóż bowiem (niemal) każdy Rwandyjczyk jest członkiem rządzącej partii RPF i płaci „dobrowolną” składkę z tego tytułu. Do partii można oczywiście nie należeć, ale jak to ujął Robert bezpieczniej jest w niej być. Znów powiało znajomym chłodem sprzed lat? 😉

Pierwsze skojarzenia z czasami komunizmu i z PZPR może i są nieco słuszne. Krajem rządzi jedna partia RPF (w jeśli dobrze pamiętam sześćdziesięcioosobowym parlamencie – swoją drogą polecam rozważenie także i w naszym „tanim państwie” – opozycja posiada około 10 mandatów i do tego jest podzielona), prezydent kraju Paul Kagame to były (nie wiem czy i nie obecny) szef tej partii, wszyscy do niej należą i lepiej jest w niej być, żeby nie mieć problemów. Do tego jakiś czas temu odbyło się referendum z pytaniem czy obywatele chcą wydłużyć kadencję prezydenta z pięciu lat do siedmiu i obywatele odpowiedzieli, że tak. W wyborach głosuje ponad 90% uprawnionych (Innocent mówi, że 98) choć już teraz wszyscy mówią, że za 5 dni wygra znów FPR – Rwandan Patriotic Front, partia której symbolem jest zaciśnięta pięść od razu kojarząca mi się z ruchem Czarnych Panter z lat ’70 w USA. Wypisz wymaluj PRL. Otóż wszyscy mnie przekonują, że nie i coraz bardziej im wierzę.

Po pierwsze FPR to ugrupowanie, które powstrzymało rzeź w 1994 roku i za to cały czas ludzie ich kochają. Tak, kochają. Wszyscy chodzą w czapeczkach i koszulkach z ich logotypem lub kolorami, samochody, rowery są oblepione tym samym, w witrynach niemal wszystkich sklepów wiszą ich plakaty wyborcze.

Po drugie długoletnie jednowładztwo w tym kraju o dziwo się świetnie sprawdza. Brak sporów koalicyjnych, brak problemów z uzyskaniem większości głosów pozwala szybko publikować nowe ustawy. Jak już pisałem tworzone jest tu dobre prawo jakiego potrzebują ludzie, a nie grzebanie sobie po teczkach. Oczywiście powstają i dziwne pokractwa jak opisywane już przeze mnie rozporządzenie nakazujące burzenie domów przy głównych drogach i budowanie ich od nowa, ale co mnie strasznie dziwi, nikt tu się przeciw temu nie buntuje, a wszyscy biorą się do pracy.

Kolektywne prace nie mają tu żadnych złych historycznych skojarzeń. Tutaj jest Afryka w naturze ludzi jest współpraca, a nie konkurencja. Wspólne działanie to motto tych ludzi. Wiecie ile kosztuje butelka wody mineralnej w Nyamata? Trzysta franków. Wiecie ile ona kosztuje w każdym innym sklepie w całym kraju? Co do franka tyle samo. I tak jest tu z wszystkim: papier toaletowy to 200 FRW za rolkę gdziekolwiek bym go nie kupił. W Polsce byśmy to nazwali zmową cenową, tutaj natomiast konkurowanie ze sobą nie jest w dobrym tonie. Gdy konkurujesz, odłączasz się od innych.

Skąd więc wielka mobilizacja przed wyborami? Słowo daję pierwszy raz widzę Paula naprawdę zabieganego (a właściwie go nie widzę, bo ciągle jest gdzieś indziej). Dlaczego ludzie pójdą do wyborów i zagłosują na FPR, choć wszyscy wiedzą, że ta partia i bez ich głosu wygra? Dlaczego wszyscy do partii należą i łożą na jej utrzymanie? Delikatny strach.

Niemal wszyscy mieszkańcy Nyamata idą w tym samym kierunku. To marsz na wiec wyborczy FPR.

Niemal wszyscy mieszkańcy Nyamata idą w tym samym kierunku. To marsz na wiec wyborczy FPR.

Strach, ale nie przed gniewem partii czy jej represjami, a przed powrotem dawnych czasów. Problemy o których mówił Robert, jeśli nie jesteś w partii, to to, że ludziom od razu nasunie się podejrzenie, że jesteś z „nimi”. Jeśli nie głosujesz, to też popierasz „ich”. „Oni” to Hutu, ale w tym kraju nie można używać ani słowa Hutu ani Tutsi w tym kontekście, więc ludzie mówią po prostu „oni”. Nie popierasz obecnego rządu, który powstrzymał rzeź, więc jesteś po tej drugiej stronie. Strach też tu ma znaczenie, ale jest jednak jakby z tyłu. Przede wszystkim jest to radość z bycia razem. Niezależnie czy „razem” oznacza partię, czy roboty społeczne. Tutaj nikt już nie wierzy, że powtórzy się rok 1994, ale na wszelki wypadek dmucha się na zimne, zwłaszcza, że daje to wiele korzyści.

* * *

Nie wiem czy udało mi się to dobrze wyjaśnić, obawiam się, że nie 🙂 Ja sam gdy zacząłem się przyglądać tutejszej polityce i relacjom społecznym, patrzyłem na to z niedowierzaniem. Ale zapewniam, że z dnia na dzień mam coraz mniej wątpliwości i coraz słabiej podejrzewam, że to wszystko to tylko fasada, za którą kryje się reżim. Zresztą za kilka dni sami się być może przekonacie: do Rwandy dotarli już obserwatorzy Unii Europejskiej i zapewne po 15 września wydadzą opinię na temat uczciwości wyborów.


5 Komentarzy »