Na początek się pochwalę, że przeprowadziłem dziś w końcu pierwsze szkolenie. Musiałem wziąć sprawy w swoje ręcę by do niego doszło i sam przy pomocy Roberta Sundy’ego zorganizowałem nauczycieli na szkolenie.
Frekwencja dopisała, że cho cho. Miało być czterech nauczycieli ze szkół średnich (tyle jest aktywnych w pracowni komputerów), a przyszło pięciu. W efekcie pożyczyłem IMPAQ-owy laptop jednemu z nauczycieli.
Dziś było właściwie takie wstępne rozeznanie. Co umieją, czego nie, opowiedziałem trochę o naszym SPEK-u i pokazałem zdjęcia. Bardzo im się podobał śnieg i żubry 🙂 Potem poćwiczyliśmy worda.
Na minus, ale nie nie do przejścia, zapisuje to, że nie chcą ze mną interreagować (tylko słuchają i nie odpowiadają na pytania) i to, że na niektórych komputerach office jest w wersji francuskiej. Zadałem im jako pracę domową, by na następnych zajęciach nie byli tacy nieśmiali. Co do fracuskiego interfejsu szybko podglądając raz to wersję angielską, raz francuską udało się jakoś nad wszystkim zapanować.
Ciekawostką jest to, że jedna z nauczycielek, która przyszła, jest nauczycielem informatyki.
* * *
Zabrali mi paszport. Ale bez paniki. Mówią, że jutro oddadzą. Na razie mam pokwitowanie, że nie mam paszportu.
Wszystko się wydarzyło w biurze imigracyjnym; zatrzymano razem z wnioskiem o przedłużenie wizy. Więc jak urzędowo, to może nie jest tak strasznie.
Jutro jedziemy znów do Kigali po odbiór paszportu z – miejmy nadzieję – już wbitą dłuższą wizą.
* * *
W czasie jak staliśmy w biurze imigracyjnym, za oknem rozległ się huk i pojawiła się kupa kurzu. To dachował samochód, ale nikomu nic się nie stało. Nawiasem mówiąc okazało się, że kierowca to kolega Paula. Nawiasem mówiąc urzędnik w biurze mówi, że Paula dobrze zna.
To jest jak sen. Tu się ciągle coś dzieje. Jak często zdarza Wam się w ciągu tygodnia być napadanym na różne sposoby, być świadkiem wypadku, uczestniczyć w dziwnych urodzinach, przeprowadzać się dwa razy, mieć stłuczkę…?
* * *
A Wy się czepialiście, że robię siarę jak pytam Paula czy mają bankomaty i pokazuję mu jak wyglądają.
Jako, że pisał, że mają i jako, że mnie uspokajaliście, ze sobą wziąłem niewielką gotówkę i kartę Visa Electron.
Akurat gotówka się już skończyła, więc będąc wczoraj w Kigali postanowiliśmy przy okazji skorzystać z bankomatu. Widziałem już jeden wcześniej przy banku, ale był popsuty.
Pojechaliśmy do jednego banku. Duży ładny, biały budynek a przed nim 3 bankomaty. Na jednym nalepiona kartka i zaklejony taśmą więc nawet nie podchodziłem. Dwa pozostałe wyświetlają Temporary Out Of Service.
Idziemy do banku numer dwa. Też duży ładny budynek, tyle, że ciemny, granitowy. Na dole znów trzy bankomty. A każdy z nich po włożeniu mojej karty wydaje odgłosy jakby ją właśnie ciął, ale po chwili wypluwa całą. Dobrze, że całą, ale dlaczego wypluwa? Jest logo Visy.
Paul pyta ochorniarza o coś i ten nam mówi, że na piętrze jest biuro Visy i można tam dać kartę i pan da nam pieniądze. Można i tak.
W biurze pan jednak mówi, że… Visa Electron nie jest obsługiwana w całej Rwandzie w ogóle. Oni tu mają jakąś Visę Horizon.
Czyli zostałem bez pieniędzy 🙂
Ale bez paniki. Przynajmniej bez dużej. Na szczęście coś mnie tknęło przed wyjazdem i wziąłem ze sobą też listę haseł jednorazowych do mBanku. Wczoraj mi pani na ich czacie powiedziała, że przelew będzie kosztował 0,25% (nie mniej niż 5zł i nie więcej niż 200zł) plus 5 zł za jakąśtam operację. Przeleję więc po kaawałku pieniądze do Paula i on mi da gotówkę. Póki co powiedział, że będzie za mnie płacił – przelew taki pewnie dłlugo idzie, a jeszcze go nie wykonałem.