Posts tagged onz

Autocenzura i krótka historia najnowsza Rwandy

Jak niektórzy zauważyli na początku tygodnia pojawił się mój drugi wpis opisujący moją i Maombiego wyprawę do Kibuye, a dokładnie jej etap spędzony w obozie dla uchodźców i związane z tym przygody. Było ciekawie, ale artykuł po kilku godzinach zniknął. Właśnie go przywróciłem w niezmienionej postaci, ale jestem winien wyjaśnienia tych dziwnych kroków.

Spojler: wskazane jest jeśli ktoś nie przeczytał do tej pory drugiej części opisu wyprawy, aby zrobił to teraz, zanim przeczyta dalszą część tego tekstu. Kliknij, a otworzy się w nowym oknie.

Maombi miał z obozu wrócić we środę, tymczasem zamiast wrócić zadzwonił do mnie późnym wieczorem. Zapytał co u mnie słychać, odpowiedziałem, że wszystko w porządku i co u niego. A on roztrzęsionym głosem odparł, że jest w więzieniu.

Maombi słabo mówi po angielsku, do tego doszły zakłócenia na łączu i mało rozumiałem, ale od razu wyczułem, że chodzi o moją wizytę w obozie na jego zaproszenie. Powiedziałem, że zaraz zadzwonię do Paula i on zadzwoni do niego by wypytać co się dzieje.

Okazało się, że Paul już wie i że potwierdza, że chodzi o mój pobyt w obozie. Był akurat w telecentrum, więc poszedłem do niego by wspólnie obradować co z tym zrobić. Właściwie to pobiegłem.

Afrykańczycy to luzaki. Paul mówi, że faktycznie Maombi jest w więzieniu, nie wie gdzie, nie wie co i jak, ale nie ma czasu się tym zajmować teraz, bo musi gdzieś jechać. Widząc moją wystraszoną minę on i Innocent zaczęli się śmiać. Przez moment myślałem, że to wszystko żart, ale jednak nie. Uzyskaliśmy od Maombiego numer telefonu do jakiegoś naczelnika więzienia, ten niestety jednak na przemian nie odbierał albo był poza zasięgiem (tu w Rwandzie jestem już przyzwyczajony, że jak do kogoś dzwonię, muszę próbować co najmniej 3 do 5 razy, bo albo sieć akurat jest niedostępna, albo ja jestem poza zasięgiem, albo odbiorca).

Po godzinie w końcu udało się dodzwonić do samego Maombiego, co mnie uspokoiło, bo powiedział, że właśnie go wypuścili. Ma jednak pozostać w obozie i czekać na kogoś z biura Wysokiego Komisarza d/s Uchodźców w ONZ (UNHCR), przed którym będzie się na następny dzień tłumaczył dlaczego przyprowadził białego człowieka do obozu.

Dziś po tygodniu czasu w końcu Maombi jest z powrotem. Opowiedział, że od razu po opuszczeniu przeze mnie obozu zabrano go na przesłuchanie, po którym trafił do obozowego więzienia gdzie siedział trzy dni.

Okazuje się, że wizyta  w obozie to nie taka prosta wycieczka, jak mniej więcej to zrozumiałem, gdy pisała Krysia. Obóz uchodźców w Rwandzie i obóz w Ghanie to nie to samo. Paul mi wszystko opowiedział przypominając, że odradzał mi wizytę w tym miejscu. Teraz inaczej wszystko wygląda, gdy już wiem to co wiem. Dziwiłem się czemu Rwandyjczycy są tacy skonfundowani gdy mówiłem im gdzie się wybieram, a Innocent mówił, że sam by się bał spać w takim miejscu.

Prezydent obozu od razu uznał, że przybywam do obozu z powodów politycznych i myślał, że jestem szpiegiem. Stąd delikatne ale nieodwracalne wyproszenie mnie z obozu oraz przesłuchiwanie i więzienie Maombiego. Brzmi absurdalnie, ale teraz się nie dziwię. Mieszkam sobie w Rwandzie od jakiegoś czasu, wszystko wygląda pięknie, ale okazuje się, że pod tą dekoracją siedzi chyba dość złożony aparat ochrony państwa bazujący na lęku przed powrotem do ludobójstwa. Bo wszystko jak się do tego należycie zbliżyć jest jednak nadal delikatne.

Z opowieści Paula wiem, że obóz dla uchodźców jest miejscem bardzo zamkniętym, a jego niedostępne położenie to nie przypadek. Przebywają w nim uciekinierzy z terenu Konga. Sytuacja jest złożona i nie wszystko rozumiem, ale postaram się opisać ostatnie lata w Rwandzie po ludobójstwie.

Paul mówi, że po zwycięstwie FPR w 1994 roku większość mordujących Hutu (ale i także tych, którzy nie zabijali, jednak bali się odwetu jedynie z uwagi na swoją przynależność) uciekła za granicę, w tym bardzo duża część do Konga. Wywiad rwandyjski wiedział, że przy wsparciu kongijskiego rządu ze stojącym na jego czele dyktatorem Mobutu Sese Seko, Hutu organizują się zbrojnie by wrócić do Rwandy i dokończyć to, co im się nie udało. Dlatego Rwanda prewencyjnie zaatakowała wschodnie tereny Konga, wojna trwała wiele lat i jednym z jej efektów była kolejna fala uchodźctwa; sytuacja była tak skomplikowana, walczył tam niemal każdy z każdym, że nawet niektórzy Hutu uciekli z Konga z powrotem do Rwandy.

Do dziś sytuacja między Kongiem i Rwandą wygląda fatalnie, tam nadal trwa wojna domowa. Z jednej strony zabijani są tam mieszkający od lat Rwandyjczycy, z drugiej strony rwandyjskie bojówki atakują Kongijczyków żądając niepodległości wschodnich terenów tego kraju. Oczko do geniusza Cejrowskiego: to pokłosie ukochanych jego czasów kolonialnych gdy przyleźli tu Europejczycy i nie patrząc na odwieczne granice wytyczyli swoje własne. Tak to Rwanda została podzielona na co najmniej trzy części: wschodnią Rwandę faktyczną, południowe Burundi, a położone na zachód od jeziora Kiwu tereny dostało Kongo.

Dodać muszę też stosunki Rwandy z Francją. Z jednej strony Rwanda dysponuje dowodami na udział rządu francuskiego z czasów Françoisa Mitterranda w przygotowaniu ludobójstwa. Ale wróćmy do jeszcze wcześniejszych czasów.

Po dojściu do władzy Hutu, Tutsi obawiając się skrajnych ruchów dyktatora J. Habyarimany uciekli do sąsiednich krajów; planowali jednak wrócić do ojczyzny i powoli to robili. Pod koniec lat osiemdziesiątych sformowany został FPR, który z terenów Ugandy wkroczył do Rwandy i zaczęła się wojna domowa, dość szybko powstrzymana. Tutsi z FPR już mieli obalić dyktatora, gdy jednak ten poprosił Francję o pomoc, a ta – co jest uważane przez dużą ilość ludzi nie tylko z Afryki – popełniła fatalną pomyłkę i wsparła reżim wysyłając swoje wojsko.

Rozpoczęła się misja stabilizacyjna ONZ, która jednak ze strony Francji nie była do końca stabilizacyjną. Rząd Rwandy kierowany przez Hutu od lat przygotowywał się do eksterminacji Tutsi, francuskie władze dobrze o tym wiedziały, a francuscy żołnierze z dużym udziałem Legii Cudzoziemskiej ochoczo w tym pomagali szkoląc militarnie bojówki i dozbrajając je. Te same bojówki które w 1994 roku pod pretekstem odwetu za zestrzelenie samolotu z lecącym w nim rwandyjskim dyktatorem, w trzy miesiące zabiły 800 tys ludzi ludności cywilnej. I jak tam panie Cejrowski z pana poglądem, że biali w Afryce czarnych trzymają na smyczy by się nie pozabijali? Gdy zaczęła się rzeź pierwszym ruchem białych, była ucieczka.

Doszło do tego jeszcze niedawne oskarżenie przez Francję obecnego prezydenta Paula Kagame, że to właśnie on kierował zamachem na dyktatora i wszystko się posypało. Rwanda kazała Francuzom kompletnie się wynieść z kraju i nie utrzymuje z Francją żadnych stosunków dyplomatycznych.

I tu pojawiam się ja – mała polska wolontariacka pchełka 🙂 To są tylko domysły moje i Paula, ale jak Paul mówi dość słuszne. Gdy potencjalnie w obozie z uchodźcami z Konga zjawia się biały człowiek, od razu pojawia się podejrzenie, że nie jest on zwykłym turystą, a zwyczajnym szpiegiem. Jako, że jest biały i jest z Unii Europejskiej, jest wielce podejrzane, że może szpiegować dla Francji. Jako, że Francja była odpowiedzialna (według Rwandyjczyjów) za przygotowanie ludobójstwa, od razu pojawia się pytanie, czy Francja nie przygotowuje tego lub czegoś podobnego ponownie. Nie mogę o to pytać, ale zastanawiam się czy obóz dla uchodźców nie pełni też funkcji izolacyjnej. Przypominam, że dużo Hutu odpowiedzialnych za ludobójstwo uciekło do Konga, a potem wróciło do Rwandy w czasach, gdy powrót taki oznaczałby dla nich śmierć. Kiedyś Paula o to zapytam, ale podejrzewam, że ów obóz to także Hutu. (W tej sytuacji nie dziwię się, że wszyscy mówili, że wizyta w nim może być niebezpieczna, a prezydent obozu mówił, że muszą mnie tu teraz chronić, by nie zaatakował mnie jakiś szaleniec). Jeśli to wszystko byłaby prawda, a ja byłbym szpiegiem, sam bym się podejrzewał o to, że przysłała mnie tu Francja by pomóc Hutu w organizowaniu kolejnego ludobójstwa.

Maombi mówi, że wszystko już wyjaśnione, UNHCR i rząd Rwandy wierzy, że szpiegiem nie jestem i możemy znów się wybrać tam ponownie, tylko, że teraz najpierw muszę uzyskać zgodę od MINALOC. Chyba jednak jak na razie mam dość wrażeń. 🙂

Będę co miał opowiadać. Przyjechałem do kraju, w którym stosunkowo niedawno było ludobójstwo, trafiłem do szpitala, uczestniczyłem w kolizji drogowej, koło mnie dachował samochód, odwiedziłem obóz uchodźców, gdzie zostałem wzięty za szpiega, a osoba, która mnie tam przyprowadziła, trafiła za to do więzienia. Z rzeczy których nie opowiadałem jeszcze, bo są banałami przy powyższym jestem w dobrych stosunkach z tutejszą policją, a burmistrz pożycza ode mnie modem, widziałem się z Ministrem Obrony i szefem Państwowej Komisji Wyborczej, obiady jadam z bratem pani Minister Sprawiedliwości. A to dopiero połowa pobytu. Czasami jest naprawdę strasznie, ale bardzo, bardzo mi się to podoba 🙂

szpiedzy tacy jak my

Maombi i Konrad: szpiedzy tacy jak my

P.S. Teraz zauważyłem, że intencją artykułu miało być wyjaśnienie, dlaczego artykuł zniknął. W jednym zdaniu: gdy usłyszałem, że Maombi siedzi w więzieniu, bo zostałem wzięty za szpiega, pomyślałem, że lepiej jednak taki opis ukryć. Po co dostarczać coś, co może być wzięte za dowody na to, że faktycznie szpieguję? Teraz już jest wszystko ok, więc artykuł wrócił.

81996f36e53cef4f2400e857d8e3d51b

8 Komentarzy »

Czy ktoś pożyczy? – część II

Ostatecznie do Rwandy pojadę bez laptopa. Przez to kontakt z Polską ograniczy się zapewne do wysyłania pocztówek do przyjaciół i rodziny, edycja tego bloga skończy się gdzieś pod koniec lipca, tuż przed wyjazdem, a szkolenia będę prowadził w większości czysto teoretycznie. Na szczęście brak aparatu fotograficznego nie będzie tu aż tak dużym problemem. Umiem mniej więcej rysować, więc sobie naszkicuję gdzie byłem. Kto wie: może po mojej śmierci będą to naprawdę cenne prace?

Tak to sobie mniej więcej wyobrażałem jeszcze wczoraj rano. Dlatego do pisania poprzedniego wpisu podchodziłem jak pies do jeża, bez wiary w jakikolwiek pozytywny odzew.

Na szczęście się pozytywnie rozczarowałem 🙂 Już w kilka chwil po publikacji zaczęły się odzywać pierwsze osoby, a ostateczna ich ilość naprawdę mnie zaskoczyła. Dostałem kilka wstępnych ofert pożyczenia zarówno aparatu (tych było więcej) jak i laptopa.

Najkonkretniejszą ofertę – tak konkretną, że wszystko zostało już załatwione do tego stopnia, że mogę pisać o tym jak o fakcie dokonanym – otrzymałem od Bartosza Bubaka pracującego w firmie IMPAQ Polska. Prezes tej firmy już wyraził zgodę na pożyczenie zarówno aparatu cyfrowego jak i laptopa! Pozostaje mi tylko odebrać sprzęt z siedziby w Warszawie. W przyszłym tygodniu będę przez Warszawę przejeżdżał do Poznania na szkolenie przedwyjazdowe, być może więc będzie to dobra ku temu okazja.

Okazuje się więc, że faktycznie są jednak firmy zainteresowane filantropijnością. Tak jak pisałem ofert miałem więcej. Ja potrzebuje jednak jednego laptopa i jednego aparatu. Co zatem mogą zrobić inni?

Po pierwsze istnieje serwis daryrzeczowe.pl, na którym można zmieścić zarówno ogłoszenie o tym, że dana firma chętnie przekaże jakiś sprzęt wolontariuszom lub organizacjom. Ogłaszają się także wolontaroiusze i organizacje zgłaszając swoje potrzeby. Zapraszam wszystkich na tą stronę, zobaczcie czy ktoś akurat nie potrzebuje czegoś, co u Was zalega i niepotrzebnie się kurzy.

Po drugie wszelkie organizacje społeczne „kręcą się” wokół strony NGO.pl, gdzie w dziale ogłoszeń jest także odpowiednia kategoria.

Zatem nic jeszcze straconego 😉 Każdy czy każda firma ma nadal okazję do pomocy innym, do czego szczerze zachęcam! To świetne uczucie zrobić coś dla innych bez nastawienia na bezpośrednią z tego korzyść materialną. Wiem coś o tym 😉

===========

OK. Co jeszcze się u mnie dzieje? Najważniejsza sprawa to oczywiście pomoc ze strony firmy IMPAQ, ale od wczoraj mam też kilka innych rzeczy, którymi chciałbym się podzielić.

Szukając informacji czy pożyczony sprzęt (od firmy IMPAQ. A co? 🙂 Ogłaszam ich dzisiaj oficjalnym sponsorem tego wpisu na blogu ;P ) będę mógł bezproblemowo podłączyć do sieci elektrycznej w Rwandzie, trafiłem na stronę kropla.com. Polecam wszystkim jadącym za granicę. Poza dokładnym opisem rodzajów wtyczek w danym kraju, napięcia w gniazdku jest wiele innych przydatnych informacji. Na przykład nie zastanawiałem się czy komórka jakiej używam w Polsce zadziała także w Rwandzie. Zadziała, ale okazuje się, że nie wszędzie na świecie telefony działają w standardzie GSM.

Na wykop.pl ktoś podrzucił artykuł sprzed kilku dni z Rzeczpospolitej pt. „Zabijanie dobrocią”. Mówi on o negatywnych skutkach pomocy ONZ/UNDP dla krajów globalnego południa, czy raczej jego niedociągnięciach. Cóż… autor niestety nie odkrył nic nowego, bo problem ten jest dyskutowany od lat nawet w samym ONZ. W czasie szkoleń w MSZ mieliśmy na ten temat kilka godzin zajęć; każdy wolontariusz jedzie więc ze świadomością nie tylko skutków pozytywnych, ale i niedociągnieć całej idei Pomocy Rozwojowej. Smutną prawdą jest to, że nieszczęśliwie z Pomocą Rozwojową jest jak z demokracją, o której się mówi, że to kiepski ustrój ale póki co nie wymyślono lepszego.
Co więcej artykuł do jednego worka wrzuca także niedociągnięcia z lat 70-tych XX wieku, które już zostały w wielu przypadkach wyeliminowane.
Ale o wadach i zaletach pomocy rozwojowej na pewno będzie jeszcze okazja abym napisał więcej. Zostawię więc na razie ten temat.

Dziś zauważyłem. że choć pierwotnie spodziewałem się, że mój blog będzie czytać najwyżej garstka przyjaciół i znajomych, a od czasu do czasu wpadnie ktoś, kogo znam wirtualnie lub nie znam w ogóle, jest zupełnie odwrotnie. Dziennie bloga odwiedza od 100 do (rekordowo) 800 osób (wczoraj było prawie 400). Tylu znajomych to ja nie mam 🙂 A że to nie oni są czytelnikami moich wypocin udowadniają mi co chwila dopytując się kiedy wyjeżdżam i jak przygotowania. Dobił mnie dziś Adaś pytaniem czy jadę czy nie jadę 🙂
Ale może to się zmieni, gdy już wyjadę i przestaniemy się wszyscy widzieć. To znaczy może nie zmieni – nadal liczę na tak wielkie zainteresowanie – a jedynie audytorium zwiększy się o tych których znam 🙂

Tyle na dziś. Acha: czy już pisałem jak fajną firmą jest IMPAQ Polska? 😉

Komentarze wyłączone