Paweł mi właśnie w komentarzu do poprzedniego wpisu pokazał, że Google uruchomiło całkiem sporą akcję pomocową. Jako, że mimo wszystko dzięki RSS jestem z newsami na bieżąco, to tylko dodam, że już wiem 🙂 Czytałem, w pierwszym odruchu się zachwyciłem, ale po przeczytaniu wszystkiego poza stroną główną zastanawiam się jaka liczba podniesiona do potęgi daje zero. Bo tyle z tego ostatecznie może dostać zwycięzca.
Z wierzchu widzimy wszystko naprawdę pięknym: wpadnij na pomysł jak zbawić świat, a jeśli twój pomysł okaże się tak genialny, tak skuteczny i zmieniający życie tak wielkiej liczby osób, że trafisz do pierwszej piątki zwycięzców, Google na jego realizację przeznaczy kilka milionów dolarów. Całkowita suma jaką Google wyda bardzo ładnie się błyszczy: 10 milionów dolarów.
Zanim z ogniem w oczach zaczniesz jednak wypełniać formularz na stronie Google, poczekaj. Z owych 10 milionów jest wielce prawdopodobne, że nie dostaniesz ani centa.
Po pierwsze projektu do Google nie może złożyć żadna organizacja pomocowa. Trochę szkoda, bo w nich jest najwięcej osób, które wiedzą co jest tak naprawdę potrzebne, a co nie i mają naprawdę wiele fajnych pomysłów. Możesz jednak złożyć wniosek jako osoba prywatna, choć pracujesz w organizacji. W jednym z pól możesz wpisać swoją organizację jako sugerowanego realizatora.
Jednak jeśli projekt wygra, nie oznacza to, że twoja organizacja z twoim udziałem projekt ten zrealizuje. Google ogłosi przetarg, w którym wybierze wykonawcę. Ty i Twój zespół być może będziecie w jakiś sposób faworyzowani, ale podejrzewam, że zdarzą się przypadki gdy czyjś genialny pomysł zostanie komuś sprzątnięty sprzed nosa.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie wyobrażajcie sobie, że składając projekt spodziewam się, że po zwycięstwie dostanę dwa miliony USD, kupię sobie willę, samochód… Te pieniądze powinny faktycznie trafić na pomoc, a nie do kieszeni zwycięzcy.
Tyle, że gdybyś teraz zdradził dla Google swój pomysł, gdybyś wpisał jako wykonawcę którąś z organizacji, z którą masz coś wspólnego, gdyby projekt został wybrany, wybrany spośród zapewne dziesiątek tysięcy znając zasięg tej kampanii Google… To by oznaczało, że naprawdę jesteś geniuszem i że naprawdę w twojej głowie siedziało coś, co potrafi zrewoluzjonizować świat.
A teraz sobie wyobraź, że Google przekazuje projekt do realizacji jakiejś w żaden sposób ci nie znanej organizacji, organizacja dostaje miliony dolarów do rozdysponowania, a ty dostajesz uścisk ręki prezesa Google i jedyne co możesz to stać z boku i patrzeć jak twój pomysł, twoje dzieło jest wdrażane przez kogoś innego… A ty nie możesz nawet zaprotestować, że to twoje i chcesz mieć z tym coś wspólnego (bo jak? pomysły nie są patentowane). Sam sobie wyobraź jakie to uczucie.
Czyli co w zamian? Przez zawiść skrywać genialny pomysł w jak najgłębszym sekrecie? Niech ludzie umierają z głodu, z powodu wojen, niech wszystkie słonie wyginą, bo nie zgadzasz się na takie potraktowanie przez Google? Otóż nie.
W obliczu tego co napisałem, pomysł Google to nic więcej niż poprawienie sobie wizerunku (coraz częściej słychać przecież, że Google jednak zapomina o swojej maksymie „don’t be evil”; jak ktoś ładnie napisał, do konkursu w pierwszej kolejności powinno zgłosić się samo Google z projektem odcenzurowania wyszukiwarki w Chinach). Czym jest dla Google 10 milionów?
Google zrobiło z tego wielkie halo, a tymczasem nasz rząd bez takiego rozgłosu (co nie znaczy, że rozgłosu nie chce, a jedynie, że nie ma takiej siły przebicia jak firma, która jest już na każdym komputerze) za pośrednictwem Departamentu Współpracy Rozwojowej MSZ w ciągu roku na projekty, które mają takie same założenia jak projekty, które możesz złożyć do Google, przeznacza grubo ponad pół miliarda złotych. Działa to tak samo: organizacje składają projekty do MSZ, MSZ rozpatruje, w większości odrzuca, ale jeśli faktycznie projekt jest dobry i może coś zmienić, organizacja dostaje pieniądze na jego realizację. Składając do Google, dostajesz podziękowanie, a projekt zrobi ktoś inny.
Niemniej pomysł Google uważam za suma sumarum dobry. Fajnie, że znajdą się kolejne – co prawda skromne w obliczu liczb które podałem wyżej, ale zawsze – środki na pomoc. Fajne jest też to, że Google zwróciło uwagę na potrzebę pomagania. Dziś na pewno tysiące osób wymyślało mniej lub bardziej niedorzeczne pomysły jak zbawić świat. Tyle, że ktoś projektując tą ideę za bardzo skupił się na poprawieniu sobie PR-u i rozdmuchaniu całej akcji, a zapomniał o tych, którzy od dziś zaczną się głowić jak ten konkurs wygrać. Ja jednak wole w przyszłości swoje pomysły zdradzać – i będę to zapewne robił – komuś kto pomoże mi je wykonać, a nie je sobie weźmie i wykona pod innym szyldem.