Innocent: Konrad, jest już kolacja.
Konrad: Ok, dzięki, bo dziś jestem głodny… Gdzie ja tu mogę kupić papier toaletowy? Bo w sklepie spożywczym nie widziałem… Nie śmiej się, w Polsce papier kupuję w zwykłym sklepie.
Innocent: Możemy posłać po papier, zawołam Samuela.
Konrad: Nie, nie dziś. Dziś już jest późno.
Innocent: Sklepy są otwarte do dziesiątej nawet.
Konrad: Ok, ale nie, dzięki. Głupio mi tak go wykorzystywać, choć wiem, że mu płacicie.
Innocent: Zgadza się.
Konrad: Wytłumacz mi skąd się bierze ta kolacja. Bo zawsze wieczorem się pojawia, a ja nie wiem skąd. I czy coś musze za nią płacić? Czy jest wliczona w cenę mieszkania?
Innocent: Nie przejmuj się tym.
Konrad: Ale chcę wiedzieć.
Innocent: My płacimy, ale to grosze. Nie musisz się dorzucać.
Konrad: A kto ją robi? Jest tu gdzieś kuchnia?
Innocent: Jest z kuchni przy barze, gdzie jesz śniadania i obiady.
Konrad: I kto ją przynosi? Samuel?
Innocent: Tak.
Konrad: To przecież drugi koniec miasta!
Innocent: Tak, Konrad.
Konrad: Robi zakupy, przynosi kolację, sprząta, pierze, co jeszcze… Już od kilku godzin jest ciemno, a on nadal w robocie. Ile on ma lat?
Innocent: Dwadzieścia.
Konrad: Na nogach jest tu od… nie wiem której. Jeszcze śpię, a on już się tu krząta. Kiedy on chodzi do szkoły? On studiuje?
Innocent: O nie, nie. On nie studiuje.
Konrad: Chodzi do szkoły średniej?
Innocent: Nie. Samuel nie skończył żadnej szkoły.
Konrad: Nawet podstawówki?
Innocent: Tak. Właściwie to nawet nie zaczął nigdy żadnej szkoły.
Konrad: Rety.
Innocent: No. On zarabia na życie teraz.
Konrad: Możesz mi powiedzieć ile mu płacicie?
Innocent: Tak. Miesięcznie dostaje dziesięć tysięcy franków.
Konrad: To… to jest niecałe dwadzieścia dolarów, tak?
Innocent: Tak.
Konrad: Dwadzieścia dolarów na miesiąc?! To mniej niż dolar dziennie! W Polsce jest takie prawo, że za cały etat pracodawca nie może płacić mniej niż chyba 350 dolarów. A on pracuje na dwa etaty lub więcej.
Innocent: Ooo, tyle to nawet ja nie zarabiam.
Konrad: Ok, ale ceny macie takie same jak w Polsce. Jak można za dwadzieścia dolarów miesięcznie kupić sobie jedzenie. Gdzie on mieszka? Z mamą?
Innocent: Jedzenie ma za darmo z baru, może jeść ile chce. Nie, nie mieszka z mamą. Jego rodzina mieszka sto kilometrów stąd na północ.
Konrad: Widuje ją czasem?
Innocent: Tak. Ostatni raz jeździł do niej pięć miesięcy temu.
Konrad: A gdzie mieszka tu w Nyamata?
Innocent: Tutaj.
Konrad: W tym budyneczku za domem przyklejonym do kibla? Tam nie ma prądu.
Innocent: Tak. Mieszka tam i siedzi przy świeczkach. Ma też radio na baterie.
Konrad: Rzeczywiście wczoraj słyszałem, że coś tam gra i zastanawiałem się co to.
Innocent: To Samuel… Samuel! Zjedliśmy, dziękuję.
Konrad: I on to teraz odniesie z powrotem do baru? Już po dziewiątej, noc od trzech godzin.
Innocent: Acha.
Konrad: Ty też jak byłeś młodszy pracowałeś tak jak on?
Innocent: Nie, ja nie musiałem. Do takiej pracy idą ludzie z biednych domów i niewykształceni.
Konrad: A dużo jest takich osób?
Innocent: Bardzo dużo. Każdy dom utrzymuje kogoś w zamian za opiekę.
Konrad: To w domu Samuela też ktoś pracuje?
Innocent: Nie, u niego nie. Tylko tych, kogo na to stać. Czy ja powiedziałem, że ma mamę? Jeśli tak, to się pomyliłem. Jego rodzice nie żyją.
Konrad: Kiedy zmarli? Czy w… roku…
Innocent: Tak, 1994. Zginęli w ludobójstwie.
Konrad: Straszne.
Innocent: Mój tata też nie żyje. Ale są tacy, którzy stracili całe rodziny. Wyobrażasz sobie? Rodziców, dzieci, rodzeństwo, kuzynów… Z niektórych stuosobowych rodzin przeżyli oni sami jedni. W trzy miesiące.
Konrad: Jak dobrze liczę, miał on wtedy sześć lat.
Innocent: Tak. Powinien był właśnie zacząć szkołę, ale nie miał szans. Rozumiesz, oboje rodzicie zginęli. Kto go miał posłać? Do jakiej szkoły? Do jakich nauczycieli?
Konrad: Czy on umie pisać i czytać?
Innocent: Nie, ale ostatnio próbował się nauczyć, ale mu nie wyszło to chyba.
Konrad: Kurde. Ja tu już myślałem, że może pouczę go obsługi komputerów, a on potrzebuje bardziej podstawowej edukacji…
Innocent: Nie, komputery to stanowczo nie to.
Konrad: Szkoda, że nie mówi po angielsku. Nie mam z nim zupełnie żadnego kontaktu.
Innocent: Po francusku też nie mówi. Tylko w kinyarwanda.
Konrad: Nie czyta i nie pisze. Nie zna żadnych języków. Zarabia dwadzieścia dolarów na miesiąc. On nie ma żadnych perspektyw. Jak długo jeszcze będzie tak pracował? Nigdy nie będzie miał własnego domu.
Innocent: Nie wiem. Pracuje dla nas już cztery lata i jest bardzo zadowolony. Inaczej nie miałby nic. Ma dach nad głową, jedzenie i pensję.
Konrad: No ok. Ale nie możecie mu płacić więcej?
Innocent: Płacimy więcej. Inni tacy jak on przeważnie zarabiają połowę tego. Pięć tysięcy franków. To jest dziewięć – dziesięć dolarów.
Konrad: Rety. A dużo jest takich osób? Widziałem, że Samuela w ciągu dnia odwiedzają jacyś ludzie, co też nie znają angielskiego i nie wiem kto to.
Innocent: Tak, to pewnie też pomoce domowe.
Konrad: Gdybym coś potrzebował powiedzmy po północy. To mogę Samuela zbudzić i kazać mu to zrobić? I nic by nie powiedział?
Innocent: Tak.
Konrad: Widzę, że on w ogóle nigdy nie ma pretensji. Jest służalczy. Sorry, ale kojarzy mi się z niewolnikiem.
Innocent: Nie, to jego praca. Bardzo ją lubi.
Konrad: No ja bym się załamał. A szkoła nie jest obowiązkowa?
Innocent: Wtedy nie była, teraz jest, ale już nie dla niego.
Konrad Szkoła kosztuje?
Innocent: Szkoła podstawowa jest bezpłatna. I trzy pierwsze klasy szkoły średniej też.
Konrad: A gdyby teraz chciał pójść do szkoły, to ma jeszcze szansę?
Innocent: Oczywiście. Ale nie może. Jest w pułapce. Żeby pójść do szkoły, musiałby rzucić pracę. A jak rzuci pracę, nie będzie miał ani domu, ani jedzenia. Ani pieniędzy.
Konrad: Rety, przydałby się jakiś program stypendialny dal takich ludzi. Ktoś im pomaga?
Innocent: Tak, są różne organizacje, ale ciągle stanowczo za mało.
* * *
Moje łóżko zostało właśnie zmontowane. Paul i reszta pojechali po resztę mebli, a z pokoju obok słyszę jak chłopacy skręcają deski kolejnego łóżka. Trochę to trwa, a ja się nudzę sam, więc zaglądam jak im idzie. W pokoju jest kompletna ciemność i nic nie widzę. Nie ma żarówki. Idę po latarkę i zaczynam im świecić. Widzę ulgę na twarzach.
Siedzę w pokoju i słyszę, że montują kolejne łóżko. Wychodzę i widzę, że znów robią to bez jednego słowa w kompletnej ciemności. Idę po latarkę…
* * *
Samuel robi pranie na podwórku. Wychodzę i na migi pytam go gdzie tu mogę się umyć, bo to mój pierwszy dzień i nie wiem. Samuel bez słowa wyjmuje pranie z miski, kładzie na ziemi. Wylewa wodę z miski. Nalewa z kanistra trochę świeżej, wyciera ręką, wylewa i powtarza czynność jeszcze dwa razy. Potem nalewa więcej i pokazuje, że to dla mnie. Nie zdążyłem i nie wiedziałem jak zaprotestować, że mogę poczekać do końca prania.
* * *
Ktoś puka do moich drzwi. Krzyczę, że można wejść. To Samuel przyniósł pranie.
* * *
Siedzę w pokoju dziennym i pracuję na komputerze. Samuel myje podłogę na korytarzach. Przychodzi kolej na pokój. Zaczyna myć, ale stara się nie przeszkodzić mi. Wstaję więc i pokazuję mu, że może myć, a ja sobie pójdę. Jest wystraszony i chce przestać myć, ale ostatecznie udaje mi się z nim porozumieć.
* * *
Wracam do domu i po drodze spotykam Samuela. Jedzie rowerem z przyczepionymi dwoma olbrzymimi kanistrami, w których zaraz przywiezie skądś do domu wodę. Zatrzymuje się przy mnie i z pytającym spojrzeniem pokazuje mi klucz. Uśmiecham się, pokazuję kciuk do góry i mówię po angielsku, że mam swoje klucze. Uśmiecha się i jedzie dalej.
Wtopa. Mam klucz do kłódki, ale widzę, że musi być też chyba zamknięty i zamek w drzwiach, a do niego klucza nie mam. Akurat dzwoni Agathe i pyta czy jestem w domu. Mówię, że akurat przekonałem się, że nie mam klucza. Mówi, że zaraz wyśle do mnie Samuela i rozłącza się. Wtopa jeszcze większa, bo co on sobie pomyśli teraz? A wiem, że się zawróci.
Zjawia się Samuel i okazuje się, że też ma klucz tylko do kłódki. Okazuje się, że drzwi się właśnie zacięły. Obaj znajdujemy jakieś pręty i próbujemy je wyłamać. Samuel tu szczególnie się udziela i ze swoją siłą udaje mu się na tyle rozchybotać drzwi, że widać już języczek klamki. Zgadza się, obrócił się i klinuje zamek. Udaje mi się kluczem poobracać go i szarpiąc kilka razy drzwiami udaje nam się w końcu otworzyć. Z wielką radością zaczynamy się śmiać.
* * *
Agathe i Paul są na weselu, a Innocent dogląda telecentrum, więc dziś kolację jem w samotności, przy ledwo tlącej się jednej żarówce w wielkim pokoju dziennym.
Właściwie nie w samotności. Na schodach na zewnątrz domu w zupełnej ciszy i ciemności siedzi Samuel, który przyniósł mi kolację i teraz czeka aż skończę, by mógł odnieść naczynia.

Samuel