Posts tagged rzutnik

Każdy coś dostaje

No i po modemie. Prawa Murphy’ego w całej okazałości dały o sobie znać. Ostatnią dobę modem więcej nie działał niż działał, a teraz lampka kontrolna zaczęła pobłyskiwać inaczej niż zwykle. Siedzę teraz w telecentrum i nie mam ze sobą książki serwisowej, więc nie wiem co to znaczy, ale spodziewam się najgorszego. Pacjent nie żyje.

Spójrzcie jakie piękne kółeczko. Pierwsze kilka dni nie miałem żadnej łączności z Polską. Ostatnie kilka dni dokładnie to samo. Jutro będę zapewne w Kigali więc postaram się zabrać ze sobą na pendrivie ten wpis i opublikować, byście się nie martwili, że gdzieś przepadłem z Waszymi pieniędzmi. Wasze składki mają się bardzo dobrze i właśnie o nich chcę napisać.

* * *

Wymyśliłem sobie aby wszystkich obdarowywanych zebrać w telecentrum, wygłosić krótkie przemówienie, w którym zdradzę całą intrygę, opowiem dlaczego coś od nas dostają, dlaczego to nie, a coś innego i oczywiście kupione dzień wcześniej rzeczy rozdać.

Zapowiedziałem to Paulowi nie mówiąc o co chodzi i poprosiłem by wszystkich pracowników NTC oraz Samuela poinformował, że mają być w niedzielę w telecentrum o godzinie 12.00. Oczywiście wszystko musiało się odbyć z poślizgiem i nie wszyscy mogli się stawić (parę osób, w tym na przykład Maombi wyjechało na weekend z Nyamata), ale już się przyzwyczaiłem, że tak tu już musi być. Ludzie się powoli schodzili (występy miały odbyć się w największym bungalow) i zaledwie dwie godziny i czterdzieści minut po dwunastej mogliśmy zacząć.

Ostatni na zebraniu stawił się Samuel, za co został nagrodzony gromkimi brawami. Wszyscy specjalnie na niego czekaliśmy, bo powiedziałem, że bez niego nic nie może się zacząć. Ludzie trochę byli zdziwieni, bo Samuel nigdy nie grał tu w żaden sposób pierwszych skrzypiec, a nagle stał się VIP-em.

Przemówienie długie nie było i tłumaczył je na kinyarwanda Robert – nie wszyscy pracownicy, w tym zwłaszcza barmani, kucharze i Samuel nie znają angielskiego. Opowiedziałem o blogu, opowiedziałem jak wielu z Was go czyta i opowiedziałem o spontanicznej zbiórce. Wyjaśniłem na co przeznaczyliśmy zebrane pieniądze. Że mają być to rzeczy, które coś spróbują zmienić w ich życiu. Na pewno nie zmienią go diametralnie, ale przynajmniej choć trochę ułatwią przez nie przejście. Przeprosiłem też, że właściwie nikt nie dostanie nic specjalnie wielkiego – przyznam, że czułem się trochę zmieszany, że na dzień dzisiejszy nie mam tak naprawdę wielu rzeczy: kilka zabawek, kilka książek, latarki i… kserówki.

Prezenty podzieliłem w myślach na cztery główne grupy: dla kuchni (patelnia i książka kucharska), dla wszystkich zainteresowanych (książki do nauki języka angielskiego), dla posiadających dzieci (zabawki i książki dla dzieci; okazało się, że nie tylko Schola ma dzieci, o czym nie wiedziałem) i oczywiście dla Samuela (narzędzia).

Gdy rozpoczęło się wręczanie prezentów, okazało się, że moje kajanie się nie było potrzebne. Super mnie zaskoczyli. Pierwsze co wyciągnąłem z torby na chybił trafił to była patelnia dla reprezentacji z kuchni. Przez tłumek przeszło dość wyraźne „woow”. No w sumie początek dobry. Ale kserówki i tak postanowiłem sobie zostawić na później.

Jednak zachwyt i chęć otrzymania kolejnych rzeczy i tak były ciągle duże. Kolejna była książeczka z zadaniami dla dzieci i zapytałem kto z rodziców chciałby ją dostać. Natychmiast wystrzeliły w górę dwie ręce. Wybrałem Scholę, gdyż druga ręka była męska, ale powiedziałem, że nie ma się czym przejmować, bo i tak dla każdego wystarczy.

I prezent po prezencie rozdawałem kolejne rzeczy. I kurcze, cały czas wszystko się podobało. Ludzie na wręczane mini książeczki, zabawki, latarki reagowali tak, jakbyśmy my w Polsce zareagowali zapewne, jakby nam ktoś z torby wyciągnął co najmniej aparat cyfrowy. Pamiętam jak na szkoleniu w MSZ rozdawano nam pendrive’y z logo Polskiej Pomocy. Braliśmy to bez jakiejś większej satysfakcji. A tu ludzie cieszyli się z wszystkiego. Zdopingowany taką reakcją w końcu sięgnąłem po owe felerne kserówki. I… kilka osób było niepocieszonych, że ktoś je uprzedził w podnoszeniu ręki. Rety, ci ludzie naprawdę niewiele mają…

Koniec prezentów. Zapowiedziałem jednak, że będzie jeszcze druga tura, bo jakieś pieniądze zostały. Wciąż jednak nieobdarowani siedzieli Samuel i Paul. Ale w ciszy. Skierowałem się więc najpierw w kierunku Samuela.

…i wysypałem przed nim z torby pozostałą stertę prezentów. Powiedziałem, że zauważyłem, że jest w nim jakiś potencjał techniczny i że mamy nadzieję, że będzie z nich często korzystał. A jeśli nie, to podpowiedziałem mu, że zawsze przecież może zrobić odpłatną małą wypożyczalnię sprzętu na budowy. Przypomniałem Robertowi, że właśnie buduje dom i że jak będzie szukał pracowników, to niech pamięta o Samuelu. Obiecał tak zrobić. Podczas tego etapu wręczania panowała dość głośna radość. Ludzie cieszyli się, że prezentów dla Samuela jest tak dużo. Trochę też się podśmiewali nie rozumiejąc do końca dlaczego akurat to i dla niego. W końcu Samuel głównie znany jest tu z noszenia wody, jedzenia i innych rzeczy. Ale zobaczymy. Mam nadzieję, że zrobi z nich użytek.

No i Paul. Powiedziałem dla niego jak sprawa wygląda. Opowiedziałem, że prezent będzie dość wartościowy i że z tego powodu były jako takie wątpliwości, czy powinniśmy go kupić. Cały czas nie zdradzając co to takiego, powiedziałem, że ostateczny plan jest taki, że Paul musi w koszcie prezentu partycypować. I szybko powiedziałem, że to rzutnik wraz z UPS, kosztujący łącznie około 800 tysięcy franków, z czego Paul/NTC musi dorzucić 150. Opowiedziałem o sugerowanym przeznaczeniu prezentu (szkolenia, konferencje, czasem mecz w restauracji) i zapytałem co on na to. Znam Paula i spodziewałem się, że będzie się nieco targował. Jednak bez wahania powiedział, że dziękuje i oczywiście zgadza się dołożyć swoją działkę. Super!

(Potem powiedział, że jednak będziemy musieli pojechać po niego dzień później, bo musi zebrać pieniądze. Jednak powiedział, że się super cieszy, bo o rzutniku marzy od dawna, ale nie jest go stać na taki jednorazowy wydatek.

A teraz gdy to piszę, wiem, że Paul już zebrał te pieniądze, chwile temu dzwonił do mnie z pytaniem czy nie możemy jechać nawet dziś. Jest już późno, powiedziałem, że w Kigali chcę zrobić większe zakupy i lepiej jak pojedziemy jutro rano.)

I tyle mojej części. Na koniec wyłożyłem te dziesięć latarek i baterie do nich aby każdy sobie wziął, kto potrzebuje. Teraz Paul przejął głos. Podziękował we wszystkich i swoim imieniu za prezenty. Powiedział, że to też dobry moment by podziękować mi za swój pobyt tutaj jako wolontariusz. I były brawa. Więc wyobraźcie sobie, że właśnie teraz ktoś dla Was klaszcze, bo brawa to też Wasza zasługa.

* * *

Pozostało jeszcze kupić rzutnik, kupić szachy, rozdać piłki jakie już kupiłem i za resztę pieniędzy kupić podręcznik do informatyki i jeszcze dokupić zabawek i innych książek. To już jutro, gdy będę w Kigali. Wtedy też opublikuję ten tekst (chyba, że Murphy odpuści i modem jakimś cudem znów ruszy).

* * *

Kurcze, internet ruszył, ale nie na tyle by wrzucić zdjęcia (otworzenie strony wpisywania zajęło 40 minut). Zatem bez zdjęć a po poworocie przeżyjemy to jeszcze raz, tym razem na kolorowo.


2 Komentarze »

Pierwszy dzień zakupów

Juhu! Pieniądze dotarły! Co prawda nie bez problemów, ale udało mi się je wyciągnąć z Western Union. Udało się też zrobić pierwsze zakupy, co pokazało mi jakie fajne jest targowanie.

Dlaczego tak naprawdę jesteśmy w Kigali, Roberta uświadomiłem dopiero tuż przed wejściem do pierwszego oddziału WU. Zrobił zdziwione oczy gdy zacząłem mu wyjaśniać całą intrygę i na początku nie za bardzo do niego dotarło jak wiele tak naprawdę mamy odebrać pieniędzy, a potem je wydać. Dopiero gdy przeliczyłem mu dolary na franki i powiedziałem, że będzie to ponad milion, omal nie zahaczył szczęką o chodnik.

Musiał trochę poczekać aby zobaczyć, że nie kłamię. W pierwszym WU, które odwiedziliśmy akurat nie było łączności z siecią. Kobieta powiedziała, żebyśmy udali się do Ecobank, gdzie także jest oddział. To tylko po drugiej stronie ulicy.

Pracownik WU w Ecobank to całkiem niezły dowcipniś. „Mwaramutsehe” – „Mwaramutsehe”, wymieniliśmy się pozdrowieniami, wziąłem dwa formularze i zacząłem wypełniać. Dwa, przelewy są dwa: jeden wielki z Polski i drugi mniejszy, ale nadal ważny z UK. Wypełniłem te wszystkie rubryczki dwa razy, podszedłem znów do pracownika, a on mi odpowiedział, że w sobotę jest nieczynne. Polecił aby pójść do kolejnego banku, może tam się uda.

W kolejnym banku (nie pamiętam nazwy, bo choć gmach wielki i błyszczący to odpadły litery z nazwy banku) poszło już właściwie bez problemu. Pieniędzy nie było o dziwo wcale tak dużo. To znaczy to faktycznie był milion franków z kawałkiem (ponad 100 tysięcy, jestem teraz nieźle zmęczony, więc będę generalizował, nie mam siły zaglądać do papierów i sprawdzać) w ponad 230 banknotach po 5000, ale dostałem w takich fajnych, bankowych banderolach, dość ściśnięte. Do kieszeni się nie zmieści, ale spodziewałem się większej góry pieniędzy.

Następny etap to księgarnia koło banków. Obejrzałem podręczniki do informatyki, obejrzałem podręczniki do angielskiego, obejrzałem zabawki. Obejrzałem, bo przed zakupem chciałem dowiedzieć się ile tak naprawdę będzie kosztował rzutnik i jego otoczenie.

Po oględzinach poszliśmy z Robertem na śniadanie do Bourbon Cafe obok sklepu Nakumat (taki tutejszy jakby Carrefour). Kawa i śniadanie swoimi cenami boleśnie przypomniały mi, że już niedługo będę w Polsce. Ale bez obaw: nie wydałem na ten cel pieniędzy ze zbiórki na prezenty.

Poranna kawa

Poranna kawa

Wchodzimy do Nakumatu, a nóż jest tu do kupienia rzutnik. Rzutnika nie ma, ale łamię postanowienie z czekaniem na wydawanie pieniędzy do momentu sprawdzenia ceny rzutnika i robię pierwsze zakupy. Kilka kolorowanek dla dzieci, książeczki do nauki języka angielskiego i udajemy się na stanowisko techniczne, że kupuję dwa śrubokręty, zestaw kluczy we wszystkich rozmiarach, kombinerki, młotek z wyciągarką do gwoździ, piłę, nożyce do cięcia blachy i wygląda na to, że Samuel ma już komplet podarunków. Dodatkowo znajduję tanią piłkę dla dzieci. Całość zakupów jeśli dobrze pamiętam to 37000 FRW (około 70 USD). Obejrzałem też bez kupowania kilka innych ciekawych przedmiotów. Ale czas iść szukać rzutnika.

Z nim będzie największy problem, bo okazuje się, że wyczerpie całą rezerwę przeznaczoną na niego. W pierwszym sklepie usłyszeliśmy za jeden z modeli Sony kwotę 800000 FRW (1600 USD). Dokładnie tyle, ile planowałem odłożyć na nie tylko rzutnik, ale i UPS, przedłużacze, myszki i całą resztę. Zaczęliśmy więc negocjować cenę, co nie było łatwe. W Rwandzie jest tak, że jak o cenę pyta biały, to zawsze dostanie z nawiązką, więc trzeba negocjować. Mówię, że kupuję to nie dla siebie, a do zostawienia w Rwandzie i że w tej cenie na pewno nie kupię. Odpowiedział, że to naprawdę tak drogo kosztuje i może spuścić jedynie o jakieś 40000. No nic, mówię, że zobaczymy i póki co rozejrzymy się po innych sklepach.

Do kolejnego sklepu wchodzi już tylko sam Robert. Ja zostałem na zewnątrz, żeby nie prowokować zbyt dużego narzutu. Może jak zapyta Rwandyjczyk cena będzie niższa.

I albo Robert wygląda jak muzungu, albo nie wiem co, bo wyszedł i powiedział, że tu rzutnik kosztuje 1,5 miliona i w ogóle nie było opcji negocjacji. Kurcze, poszliśmy się do trzeciego, w którym było już nieco lepiej.

Tak wygląda wejście do najdroższego sklepu komputerowego

Tak wygląda wejście do najdroższego sklepu komputerowego

Na początek za te samo Sony usłyszeliśmy kolejny raz cenę 800 tys, ale negocjacje były całkiem przyjemne i nawet owocne. Sprzedawca całkiem szczerze i uczciwie wytłumaczył skąd taka cena. Nawet sam przyznał, że w Europie jest to o wiele wiele tańsze, ale nie da się sprowadzić tego i sprzedawać w takiej samej cenie w Rwandzie. Po pierwsze koszt transportu, po drugie 30% cło i po trzecie – co uczciwie przyznał – oczywiście nakłada też swoją marżę. Pośmialiśmy się, poprzekamarzaliśmy i ostatecznie udało się w cenie około 790 tys upchnąć jeszcze za darmo UPS (który kosztuje ponad 100 tys). No to już całkiem nieźle (choć oczywiście nadal drożej niż się tak naprawdę spodziewałem; ale w tym kraju nawet najtańsza myszka z polskiego hipermarketu kosztuje ponad 30 złotych). Postanowiłem się, aby Paul uczestniczył w tym wydatku kwotą 150 tys i jeśli się zgodzi, w poniedziałek wracamy na zakupy.

Gdy już stało się wiadome ile mamy na inne wydatki (niecałe 350 tysięcy jeśli Paul się nie dorzuci do rzutnika i niecałe 500tys, jeśli się dorzuci) wróciliśmy do pierwszej księgarni. Kupiłem tam kilka kolejnych książek do angielskiego na różnym poziomie (od obrazkowo – słownych dla dzieci do normalnych dla młodzieży), kupiłem zabawki (dwa razy plastikowe małe tablice z rysikiem, zegarkiem, liczydłem, alfabetem oraz kilka innych, drewnianych układanek, wymagających nieco myślenia, aby je ułożyć porządnie). Wydałem na to kolejne 37 tys. Niestety nie kupiłem nic komputerowego. Najbardziej aktualny był wielki segregator zawierający wpięte kolejne rozdziały, zapewne zebrane przez kogoś starannie z jakiejś zachodniej gazety, dotyczący Windows 2000, wszystkich programów z pakietu MS Office, internetu i innych istotnych komputerowych zagadnień. Ponad tysiąc stron, ale niestety w cenie 95 tys FRW (prawie 200 USD). Kobieta nie zgodziła się na targowanie, bo nie jest właścicielem księgarni. Zatem powiedziałem, że niech przez niedzielę porozmawia z szefem, a w poniedziałek, jeśli cena spadnie to kupimy.

W kolejnym małym sklepiku wypatrzyliśmy piłki nożne. Ładne, skórzane, zszywane. Robert sam zaproponował, że będzie udawał, że kupuje ją dla siebie. Dzięki temu cena z 10 tysięcy spadła do sześciu (11 USD). To chyba nie dużo jak za piłkę, ale przyznam, że nie wiem ile taka kosztuje w Polsce. Jak zostaną pieniądze, wrócę po jeszcze jedną.

Robert kupuje piłkę, a ja jakby co, to niby nic.

Robert kupuje piłkę, a ja jakby co, to niby nic.

Jest problem ze zdjęciami (po które oficjalnie Robert pojechał ze mną do Kigali). W pierwszym zakładzie foto dziewczyna nie chciała podłączyć mojej pamięci pendrive w obawie o wirusy. Powiedziała, że jak coś, to tylko na karcie pamięci z aparatu. Ehh, trzeba będzie wykorzystać jej niewiedzę – z karty może się zarazić wirusem równie szybko jak z pamięci na USB – wrócić jeszcze raz. Kolejny zakład, choć prowadziły do niego wielkie szyldy okazał się malutką kanciapką, gdzie zdjęcia wywołać można tylko z kliszy, a w kolejnym, może i można podłączyć pamięć i zgrać zdjęcia, ale wywołanie każdego z nich kosztuje 500 FRW (w pierwszym lokalu: 80).

Wielkie szyldy dorpowadziły do tego małego lokalu. Ale rysunek bardzo ładny

Wielkie szyldy dorpowadziły do tego małego lokalu. Ale rysunek bardzo ładny

To już miał być koniec zakupów i pobytu w Kigali, ale Robert skojarzył, że jeśli teraz wsiądziemy w bus do Nyamata, na pewno nie zdąży na mecz Arsenal kontra Menchester i zaproponował abyśmy zostali w jakimś barze i wrócili po meczu. Nie lubię piłki nożnej, ale że poświecił mi cały dzień (wyjechaliśmy o 8 rano, a była już 14), zgodziłem się. W połowie meczu postanowiłem jednak, że pójdę na kolejne zakupy: po kredki, których w Nakumacie nie było i po rzeczy, które w Nakumacie były, ale bałem się kupić przed informacją ile będzie kosztował rzutnik.

Przy zakupie kredek okazałem się mistrzem negocjacji. Sprzedawca podał mi cenę 2000 za komplet i szczerze bym chyba tyle za nie zapłacił, ale roześmiałem się i powiedziałem, że kredki tyle w życiu nie kosztują. Przeprosił mnie, powiedział, że słabo zna angielski i chodziło mu nie o dwa tysiące, a… dwieście. Ależ sobie robią narzut na białych! Co prawda potem jeszcze raz mnie przeprosił i powiedział, że znów mu chodziło nie o dwieście, ale o trzysta, jednak już przystałem na tą cenę i kupiłem cztery komplety. Razem więc 1200 FRW, czyli jakieś dwa dolary.

Akumat to dziwny sklep. Mają kolorowanki, ale nie mają kredek. Teraz się okazało, że mają ładowarki do baterii, ale nie mają ładowalnych baterii. W ładowarkach przeznaczonych do ładowania czterech sztuk co prawda siedziały już dwie, ale ładowarki były drogie, więc kupiłem dwie sztuki i do tego kilka baterii zwykłych.

A całość dlatego, że kupiłem dziesięć latarek. Mam nadzieję, że uda im się znaleźć gdzieś baterie ładowalne.

Kolejne zakupy w nakumacie: lampa ładowalna z gniazdka elektrycznego (z przeznaczeniem dla Roberta, który nie ma w domu prądu, będzie zabierał ją ze sobą rano do ładowania w pracy), mała książka kucharska, patelnia. I torba (ekologiczna), bo nie pomieściłbym tego już w plecaku. Całość kosztowała około 90 tys.

Taksówki nie musieliśmy więc brać i udaliśmy się po meczu na przystanek busów. Gdy czekasz na odjazd przez okna zaczepiają cię sprzedawcy przeróżnych rzeczy. Dziś byli to: chłopak sprzedający paski do spodni, kobieta sprzedająca wodę, kobieta sprzedająca jabłka, chłopak sprzedający okulary przeciwsłoneczne i chłopak sprzedający kserówki rozmówek angielsku – rwandyjskich. Wziąłem tylko to ostatnie, ale za to w dwóch egzemplarzach po 400 franków każdy. I pojechaliśmy.

Do Nyamata dotarliśmy o 18.00 więc postanowiłem, że z uwagi na zmęczenie (wy tam sobie w Polsce siedzicie w przyjemnym chłodku, ale dziś był wyjątkowy upał, w ogóle nie ułatwiający ciągłego biegania w przeludnionym mieście) i ciemność (chcę porobić zdjęcia) rozdawanie zrobimy w niedzielę z Robertem w telecentrum. Postaramy się zebrać kogo się da, najpierw wyjaśnić dlaczego takie, a nie inne prezenty, a potem rozdać co mamy do rozdania.

Słowem: naprawdę bardzo fajny dzień, choć znów oczy mi się kleją i najlepiej bym poszedł spać. Ale to takie zmęczenie po niezłym kawale dobrej roboty. Artykuł przez to jest pisany trochę na szybkiego, ale postanowiłem powiedzieć Wam jak owocują Wasze pieniądze!

5 Komentarzy »

Rzutnik, nie rzutnik

Ostateczna kwota zbiórki przekroczyła 6 tysięcy złotych. Niesamowite! Gdy zamieściłem ze wspólnej – mojej i Waszej – inspiracji artykuł z prośbami o wpłaty, naprawdę nie spodziewałem się więcej niż tysiąca. Zakładem jakieś kilkaset złotych. Idealny budżet na parę drobnych rzeczy.

Tymczasem pieniędzy dzięki Wam jest tak dużo, że starczy nawet na marzenie każdej pracowni komputerowej – rzutnik multimedialny. Jak informowałem w jednym z wpisów, planuję na tą okazję zachować 4 tysiące złotych z całości wpłat. Z tej kwoty kupiony byłby właśnie rzutnik, UPS, przedłużacze i rozgałęziacze oraz myszki – generalnie różnej maści sprzęt, którego brakuje w telecentrum.

Pojawiły się jednak głosy sprzeciwu w kwestii tego zakupu i przyznam, że je rozumiem. Rzutnik pochłonie większość budżetu, podczas gdy informując o akcji w głównej mierze skupiłem się na poinformowaniu Was, że pieniądze zostaną przeznaczone na bezpośrednią pomoc kilku potrzebującym osobom.

To są Wasze pieniądze, a nie moje, więc jak najbardziej chciałbym słuchać Waszego zdania. Zatem proponuję szybką dyskusję co sądzicie o zakupie rzutnika i całej komputerowej reszty. Proszę w komentarzach pisać jakie jest Wasze zdanie: czy kupić rzutnik, a jeśli nie – co zrobić z tak dużą ilością pieniędzy.

Uwaga. W głównej mierze chciałbym aby o pieniądzach decydowali ci, którzy je wpłacili. Dlatego pod komentarzem w pole adresu email, te osoby, które przekazały pieniądze, proszę aby wpisały swój adres w postaci: imię.nazwisko-prawdziwy.adres@email.com. Imię.nazwisko powinno być takie same jak posiadacza konta, z którego przyszedł przelew. Oczywiście osoby, które nie wpłaciły także mogą komentować, nie muszą dodawać swoich danych, ale niech się liczą, że ich zdanie będzie mniej istotne przy podejmowaniu przeze mnie decyzji. 🙂 Proszę też sygnalizować w treści komentarza  czy jesteśmy wpłacającym czy nie.

* * *


Nad czym dyskutujemy? To znaczy jakie według mnie mogą być opcje co zrobimy z 4tys złotych:

  • Opcja 1.1 Tak jak zaplanowałem, kupujemy za to rzutnik i całą komputerową resztę.
  • Opcja 1.2 Kupuję rzutnik w późniejszym terminie, ale rozmawiam z Paulem: „Paul! Kupimy Ci rzutnik, ale sam masz pojechać razem ze mną i z pieniędzy własnych czy NTC kupisz równocześnie UPS do niego i z 10 przedłużaczy”
  • Opcja 2.1 Rzutnika nie kupujemy, a za te pieniądze kupuję… (właśnie: co?)
  • Opcja 2.2 Rzutnika nie kupujemy a nadmiarowe pieniądze przeznaczam na konto jakiejś fundacji bądź organizacji. Jakiej? Może WOŚP, niedługo znów zagra orkiestra.
  • Opcja 2.3 Rzutnika nie kupujemy, a nadmiarowe pieniądze póki co zatrzymuję i w przyszłości wspólnie pomyślimy na co je przeznaczyć. Mam kilka pomysłów na kolejne akcje pomocowe. Ale nie chcę z tej opcji korzystać, bo nie taka była intencja zbiórki.
  • Opcja 3. Jeszcze inne rozwiązanie (jakie?).

Jeśli chodzi o opcję 2.1 – co za tak wielką sumę pieniędzy kupić? Jak wspomniałem w jednym z komentarzy, nie chce aby akcja przerodziła się w quasi-dobroduszne rozdawanie. To ma być pomoc dla konkretnych osób czy instytucji, które tu poznałem, a nie stanie na ulicy i rozdawanie pluszaków dzicciakom. W ten sposób tylko się nauczą, że biały rozdaje i z jeszcze większą gorliwością będą kolejnych muzungu zaczepiać słowami „Give me my money”. Wierzcie mi – to nie pomoc.

* * *


Jak znam życie, aktywniejsi w dyskusji będą przeciwnicy opcji pierwszej, a nawet jeśli jest sporo osób, które chciałyby kupić rzutnik, to nie odezwą się. Bardzo proszę by tak nie było, bo wtedy wyciągnę mylne wnioski z dyskusji.

Dlaczego można by ewentualnie kupić rzutnik?

  • Poprawi to w NTC jakość prowadzonych zajęć z obsługi komputerów i z języka angielskiego (w przyszłości może także innych)
  • Da dodatkowy dochód dla NTC: rzutnik byłby udostępniany za opłatą podczas organizowanych tu konferencji i szkoleń zewnętrznych.
  • Uatrakcyjni ofertę restauracji
  • Są na to pieniądze

Dlaczego ewentualnie nie kupować rzutnika?

  • Bo pomagamy instytucji (firmie), a nie ludziom (przy okazji od razu kontrargument: rzutnik będzie należał do NTC, ale skorzystają z niego zwykli ludzie)
  • Bo pochłonie olbrzymią proporcjonalnie część wpłat.

To moje propozycje argumentów w dyskusji. Oczywiście czekam także na Wasze, a powyższe daję pod rozwagę.

* * *


Koniec dyskusji: piątek późny wieczór; ewentualnie jak sprawa będzie zażarta mogę na zakup ten wybrać (lub nie) w późniejszym terminie.

Bardzo zła wiadomość: w przypadku wyraźnego Waszego wspólnego zdania to ja będę musiał podjąć ostateczną decyzję. Nie chciałbym tego robić, bo wiem, że w takiej sytuacji część z wpłacających poczuje się urażonymi.

* * *


Jakie jest moje zdanie? Nie powiem, jak wiecie nie inwestuję tu żadnych pieniędzy. Zdanie swoje oczywiście mam, ale wyjawię Wam już po Waszej decyzji. Wy płacicie – Wy decydujecie 🙂 Zapraszam do dyskusji!


65 Komentarzy »