Posts tagged aids

Badanie AIDS/HIV

Faktycznie, po moich szpitalnych przygodach i po światowym dniu walki z AIDS napisałem Wam, że po powrocie, zgodnie z założeniem jakie powziąłem jeszcze przed wyjazdem, pójdę zbadać się czy przypadkiem jestem nosicielem, czy przypadkiem nim nie jestem. W jednym z komentarzy czytelnik zwrócił mi uwagę, że nic o tym nie napisałem.

Tego że napiszę o wyniku Wam nie obiecywałem. 🙂 Ale brak odpowiedzi być może zasugerował Wam jakąś.

Rzeczywiście już w kilka dni po powrocie poszedłem w Białymstoku do punktu badań przy ulicy Krakowskiej (a według tabliczki na budynku: Rocha). Dziwne uczucie. Dopiero co wchodzisz do środka na korytarz, a już się czujesz jak chory. Ludzie dookoła (zresztą nieliczni) mają cię zapewne gdzieś, a mimo wszystko w ich oczach odczytujesz wyrok: „zakażony”. Wszyscy zresztą są jacyś stremowani. Jakby nie było jest to przychodnia chorób wenerycznych. Ale obietnica to obietnica.

Skończyło się póki co jedynie na rozmowie z panią doktor. Badania w kierunku AIDS dają jakiś rezultat najwcześniej w 6 tygodni od potencjalnego zakażenia, a tak na 100% są pewne po trzech miesiąch. Porozmawiałem sobie, opowiedziałem dlaczego tu jestem i w sumie doktor mnie uspokoiła mówiąc, że nie ma tu żadnego specjalnego ryzyka zagrożenia.

Ale i tak mam zamiar po upłynięciu symbolicznych trzech miesięcy jednak pójść się przebadać. A to już za kilka dni. Na razie jednak założę sobie, że o wyniku, jaki by nie był nic tu nie wspomnę.

To jednak prywatna sprawa. Czym innym jest pisanie, że się zbada, a czym innym ujawnianie wyniku badania.

* * *

Słyszałem któregoś dnia w Tok FM eudycję, do której zadzwonił facet zarażony. Powiedział, że dzień w którym poznał wynik badania uważa obecnie za jeden z najlepszych dni w jego życiu. Brzmi szokująco, ale mogę go zrozumieć. Kwestia zmiany priorytetów w swoim życiu. Całkiem dobra okazja do zakończenia zastanawiania się nad niektórymi sprawami, nad którymi wielu z nas będzie się zastanawiać przez całkiem spory kawał życia, jeśli nie aż do śmierci. Lęk czy będzie się dobrym rodzicem, strach czy miłość jest wieczna. Z plusem na wyniku przestaje to chyba mieć znaczenie. I w końcu można zacząć jeść najtłustszy z boczków bez obaw o zawał serca 😉

* * *

Tak. Za kilka dni minie trzy miesiące od kiedy jestem już w Polsce; o czternaście dni mniej niż trwał mój pobyt w Rwandzie. Jakże to diametralnie odmienne spędzone okresy czasu.

Co się od powrotu wydarzyło w moim życiu? Nic. Kilka nieudanych prób czegoś tam, a głównie sen – jedzenie – komputer. Znowu zacząłem pić alkohol, jakby ktoś pytał. Biorę też leki nasenne po tym jak zacząłem mieć dość kładzenia się spać o 7 rano i pobudek o 15. Był tydzień w którym słońce widziałem góra o świcie przez chwilę.

* * *

Zastanawiam się dlaczego już tyle nie piszę. Wczoraj strzeliłem, że to może niewygoda biurka, przez niektórych nazywana feng-shui. Siedząc przy komputerze monitor miałem na godzinie drugiej, co nie było wygodne. Ciągle musiałem obracać głowę to na klawiaturę, to na ekran.

Wkurzyłem się więc i przestawiłem wszystko w pokoju tak, aby monitor mieć ciągle przed sobą. I patrzcie jaki efekt 😉

3 Komentarze »

Z okazji pierwszego grudnia

Pierwszy dzień grudnia to światowy dzień walki z AIDS. Może zatem to dobra okazja dla mnie, aby co nieco napisać o tym, czego się na temat tej choroby dowiedziałem będąc w Rwandzie.

Dla Europejczyków Afryka bardzo często się automatycznie kojarzy z wirusem HIV. Nie bezpodstawnie: Afrykę kojarzy się z pierwszym miejscem pojawienia się tego wirusa, a dziś w wielu krajach jest to olbrzymi problem. Kraje południowej Afryki – RPA, Zimbabwe, Botswana – to miejsca, w których nawet co trzecia osoba jest nosicielem tego wirusa. Potraficie to sobie wyobrazić?

W Rwandzie odsetek ten jest mniejszy, co nie znaczy, że problem jest znikomy. Oficjalnie w dystrykcie Bugesera, w którym znajduje się zamieszkiwana przez mnie przez jakiś czas Nyamata, 5,6% procenta mieszkańców jest nosicielami. Statystycznie co dwudziesta osoba. (Dla porównania w Polsce wirusem HIV zarażona jest jedna osoba na 10000). Jeśli by liczyć odsetek zarażonych tylko wśród kobiet, to już co dziesiąta mieszkanka Nyamata jest nosicielką. Nieoficjalnie słyszałem, że w Kigali odsetek sięga trzydziestu.

Czy widziałem tam osoby zarażone HIV i chore na AIDS? Biorąc pod uwagę liczby powyżej, z pewnością. Jeden raz w sali konferencyjnej organizowane było spotkanie osób chorych, o czym poinformował mnie Paul ściszonym głosem. Zerknąłem okiem – ludzie jak każdy inni.

HIV i AIDS to w Rwandzie temat wstydliwy i nie wstydliwy. Owszem, swobodnie rozmawiałem o nim z ludźmi, a na ulicach dosłownie co kilometr stoi billboard uprzedzający o tym problemie. Nikt jednak nie przyzna się, że jest nosicielem. Na szczęście nikogo jednak o to wprost nie pytałem.

Głównym oficjalnym powodem szerzenia się AIDS jest oczywiście seks. Zdrady małżeńskie w Rwandzie są częste, co więcej jest wewnątrz małżeństw pewne na to przyzwolenie. Jeżeli mężczyzna przebywa długo poza domem rodzinnym, w pewnym sensie ma prawo korzystać z usług prostytutek, czy mieć kochankę. W ten sposób się zaraża, potem zaraża swoją i żonę i dalej zarażają się dzieci (podczas porodu).

Drugi powód nosicielstwa utajonego to gwałty na małych dziewczynkach w okresie ludobójstwa. Nie były to zdarzenia incydentalne, w Afryce (patrz komentarze do wpisu) gwałt jest jedną z form walki, tak więc jeżeli jakaś kobieta czy dziecko nie zostali zabici w czasie zagłady, jest bardzo prawdopodobne, że uratowało je przed tym „pozwolenie” na gwałt. Teraz się o tym nie mówi, ale – jak powiedział mi Robert – wiele dziewczyn w naszym wieku spotkało to w przeszłości. Wstyd jednak powstrzymuje je przed zbadaniem się; oficjalnie zresztą cały czas uważają się za dziewice.

Podejrzewam jednak, że jest jeszcze wiele dróg, którymi ludzie zarażają się tam HIV i o tym nie wiedzą. Za każdym razem gdy goliłem się, przyglądał się mi Samuel, Innocent czy ktoś inny. Któregoś dnia Paul zapytał mnie czy w Polsce wszyscy sami się golą i powiedziałem, że tak. Odparł, że on nigdy sam się nie golił, że tu ludzie chodzą w tym celu do fryzjera. Odrzekłem, że to nieco dziwne, bo w Polsce od kilku lat nie można już ogolić się w zakładzie fryzjerskim, właśnie z uwagi na ryzyko zarażenia się HIV. Byli zdziwieni i nie wierzyli mi, że tą drogą można także się zarazić.

Wszyscy doskonale sobie zdają sprawę z ryzyka jakie niesie seks, ale mało kto (a właściwie nikt spośród ludzi, z którymi o tym rozmawiałem) nie zna żadnych innych dróg. Któregoś dnia, gdy Schola zobaczyła, że mam skaleczone i nieco krwawiące przedramię, podeszła i zaczęła je wycierać swoją ręką. Innego razu Robert był bardzo zdziwiony, że obawiam się zarażenia przez sprzęt dentystyczny.

* * *


I jeszcze nieco ciekawostek politycznych odnośnie AIDS. Mało bowiem, kto wie, że problem tej choroby to także element strategii gospodarczych państw afrykańskich.

Zbyt duży procent osób zarażonych to według władz niektórych państw mniejsze przychody z turystyki. Dlatego ponoć zdarzają się kraje, które specjalnie liczbę tą zaniżają. O tym zjawisku słyszałem w odniesieniu do Kenii.

Z drugiej jednak strony duży wskaźnik nosicielstwa to dużo pieniędzy z WHO i innych organizacji na badania nad HIV, leczenie i profilaktykę. Jednym z głównych celów pomocy dla państw afrykańskich jest bowiem wspieranie wszelkich działań skierowanych przeciw tej chorobie. Dlatego ponoć zdarza się, że niektóre państwa widząc jak bardzo USA i Europa stara się wspomóc finansowo kraje wyniszczane przez AIDS, same zawyżają swoje oficjalne statystyki. O tym zjawisku słyszałem w odniesieniu do Ugandy, gdzie ponoć „dzięki” dużej liczbie chorych niedawno powstał za pieniądze amerykańskiej pomocy rozwojowej jeden z największych ośrodków badawczych d/s HIV/AIDS.

Czy to prawda: nie wiem. Powyżej opisane wiem z rozmów z ludźmi, ale też artykułów z lokalnej prasie, gdzie dziennikarze wiele razy zastanawiają się jak to możliwe, że na przykład w RPA co trzecia osoba jest zarażona – w takim wypadku liczba infekcji powinna już bardzo szybko doprowadzić do zarażenia niemal całego społeczeństwa.

* * *


Sam jeszcze przed wyjazdem do Rwandy postanowiłem sobie, że co by się tam nie wydarzyło, po powrocie pójdę się zbadać. W Rwandzie pobierano mi krew, krwawiłem u dentysty, więc mam jeszcze większą motywację.

Byłem już u lekarza, jednak badań nie zrobiłem. Pierwsze stwierdzenie wirusa w krwi może nastąpić najwcześniej po 6 tygodniach od infekcji, więc sobie spokojnie poczekam. Spokojnie, bo lekarka rozwiała większość moich obaw, mówiąc, że ryzyko, że zostałem zarażony jest naprawdę małe. Sprzęt medyczny jest jednym ze źródeł zarażeń, ale raczej rzadkim. I to prędzej ja zaraziłem lekarzy, a nie oni i ich sprzęt mnie. To moja krew była świeża, natomiast wirus HIV w zaschniętej krwi, która mogłaby być na sprzęcie bardzo szybko obumiera. 

 

wikimedia

Oficjalny procent nosicielstwa wirusa HIV w Afryce. Źródło: wikimedia

Eugen odpowiada w dystrykcie za koordynację wszystkich działań odnośnie HIV/AIDS. To od niego dowiedziałem się większość informacji. Na zdjęciu za swoim skromnym biurkiem.

Eugen odpowiada w dystrykcie za koordynację wszystkich działań odnośnie HIV/AIDS. To od niego dowiedziałem się większość informacji. Na zdjęciu za swoim skromnym biurkiem.

Na różowo i niebiesko. Plansze informujące, że wszędzie dookoła czycha AIDS znajdują się na każdym kroku.

Na różowo i niebiesko. Plansze informujące, że wszędzie dookoła czycha AIDS znajdują się na każdym kroku.

10 Komentarzy »

Kigali Memorial Site

Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, odwiedziłem dziś kolejny raz Kigali. Jak dobrze liczę, mija właśnie miesiąc od mojej poprzedniej wizyty w tym mieście, tak go nie lubię. A właściwie nie lubiłem. Dziś było bardzo, bardzo znośnie. Powodów jest kilka: pojechałem sam, więc odpadł problem z Paulem – jak wspominałem, zawsze gdy jechałem z nim, 90% czasu spędzałem nudząc się w samochodzie czekając na niego, 9% nudząc się jadąc samochodem, a tylko jeden procent był dla moich spraw. Teraz miałem luz i mogłem sobie robić co chciałem. Niestety tak się wyluzowałem, że zapomniałem o części zakupów i o wysłaniu pocztówek (tak, nadal na to czekają).

Inny powód to, że postanowiłem olać mój stres finansowy. MSZ wymaga aby na wszystko brać faktury, ostatecznie jeśli to niemożliwe, musiałbym napisać oświadczenia na co wydałem. Do tej pory wprawiałem w zakłopotanie ludzi prosząc o fakturę na każdą najmniejszą rzecz i zawsze słyszałem, że właśnie skończył im się bloczek fakturowy (szara strefa tu musi być niemożebna). Dziś zupełnie olałem pomysł z pytaniem o faktury kierowców motocyklów. Będę pisał oświadczenia i tyle.

Jednym z takich motocykli dotarłem do Kigali Memorial Site. Położone jest całkiem daleko od centrum, ale koszt podwózki był znośny (dolar).

Zastanawiałem się jak Wam opisać to miejsce, ale chyba… nie opiszę. Nie da się. To znaczy coś naszkicuję, ale będę bardzo się starał powstrzymywać przed opisywaniem wszystkiego co tam widziałem. Jestem pewien, że nie wyrażę tego w taki sposób aby zrobić na Was takie same wrażenie, jakie muzeum zrobiło na mnie. Jedynie pewnie mogę zepsuć. Być może kiedyś odwiedzicie to miejsce, nie chcę więc marnować Wam wrażeń. Dlatego opis będzie powierzchowny i będzie rczej recnzją miejsca niż sprawozdaniem z niego.

Kigali Memorial Site to całkiem ładny jednopiętrowy budynek na planie koła, otoczony ogrodem. To go wyróżnia, bo pozostałem memoria jakie odwiedziłem (tutaj w Nyamata i w Ntarama) to byłe kościoły katolickie pozostawione w stanie niemal niezmienionym od czasów ludobójstwa. W Kigali podejrzewam, że budynek został specjalnie w tym celu wybudowany, by uczcić pamięć tamtych wydarzeń.

Jeszcze przed ogrodem zatrzymał mnie strażnik (standardowo z kałasznikowem)i wykrywaczem metali objechał całego mnie. Część z Was wie, że w takiej sytuacji w moim wypadku wykrywacz zawsze piszczy, ale nic na to nie poradzę 😉 Potem było dokładne przeszukanie plecaka bez pominięcia jakiejkolwiek kieszonki. Przeszukanie było w przyjaznej atmosferze i wygrałem je. Mogłem iść dalej.

Razem ze mną do Memorial Site trafiło kilkoro innych białych ludzi w tym samym czasie. Przewodnik poinstruował nas, że nie wolno robić zdjęć, prosi o wyłączenie telefonów komórkowych. Powiedział, że wystawa składa się z kilku części, z których najważniejsze to część opisująca ludobójstwo w Rwandzie (przygotowanie jego, wykonanie i następstwa) oraz druga poświecona ludobójstwom na całym świecie. Od razu powiem, że tak jak się spodziewałem, w tej części było także miejsce na hitlerowskie obozy koncentracyjne. Bardzo miły gest, rozsądny. Tak się zastanawiam: UNESCO wpisało Auschwitz-Birkenau na listę światowego dziedzictwa kultury z zastrzeżeniem, że ma to być pomnik pamięci ludzi wszelkich ludobójstw, tak aby nigdy więcej takich pomników nie trzeba było stawiać. Czy ktoś może wie, czy jest tam coś na temat ludobójstwa w Rwandzie? Dawno nie byłem w Oświęcimiu i przyznam się, że nie pamiętam. Proszę o odpowiedzi w komentarzach.

Wracając do głównej części wystawy, jak wspomniałem zaczyna się od opisu przygotowań ludobójstwa, a jeszcze wcześniej od historii Rwandy sięgającej zamierzchłych czasów. Większość z tych rzeczy już wiedziałem z książki Rwanda. Death, Despair and Defiance czy też z Wikipedii. Tu jednak miałem obrazy i filmy, zdjęcia ludzi, dowodów. Pierwsze obrazy makabryczne pojawiły się gdy doszliśmy do czasów kolonialnych.

Jednak to co zobaczyłem w części dotyczącej samego ludobójstwa, jest nie do opisania. Przyznam się, że miałem łzy w oczach i powstrzymywałem się wiele razy by nie wybuchnąć jakoś przy wszystkich innych zwiedzających. Wielu z nich w tym momencie wyszło z Memorial Site i wcale im się nie dziwię. Też momentami miałem dość i raz brakowało niewiele bym faktycznie wyszedł.

Czym innym jest przeczytanie o ludobójstwie w książce, w internecie, posłużenie się statystyką by podkreślić rozmiar tego co się działo. A czym innym jest zobaczenie tego nagle na własne oczy na zdjęciach, na filmach, wysłuchanie relacji bezpośrednich świadków. Myślałem o tym wszystkim co do tej pory dowiedziałem się o ludobójstwie, przypomniałem sobie sceny z filmów, w tym z najbardziej realistycznego jaki widziałem „Shooting dogs” i pierwsze co pomyślałem, to to, że to nie było tak. Shooting dogs wstrząsa, ale teraz nie dziwię się, że tutejsi ludzie nazywają go „filmem dla ludzi z zachodu”. Tam martwi ludzie na drogach leżeli – tak teraz o tym myślę – jakoś zbyt ładnie. Tutaj zobaczyłem ciała z odrąbanymi głowami, gnijące zwłoki, które już powoli zamieniały się w szkielety i przechądzących nad nimi (a nie gdzieś obok) spokojnie, jak gdyby nic Hutu z maczetami w rękach. I nogi robiły się miękkie na myśl, że to już nie jest Hollywood, a faktycznie martwi ludzie i faktyczni mordercy nad nimi.

To tylko jeden z przykładów, tego co zobaczyłem. Ale to nie przy nim pojawiały mi się łzy w oczach. Innych nie opiszę.

I następna część, dotycząca skutków ludobójstwa. Wypędzenia, choroby psychiczne, AIDS. O wypędzeniach już wiecie, o chorobach psychicznych też wspominałem. Spotykam tu raz na jakiś czas szaleńców. Paul mówił, że to ludzie, którzy nie wytrzymali tego, co widzieli i nie dziwię się, że jest ich tu tak dużo. Ja miałem dość po tej krótkiej chwili, a tutaj to wszystko działo się sto dni, 24 godziny na dobę.

Nie wspominałem Wam jednak o AIDS jako skutku ludobójstwa. Tutejsze dziewczyny nie przyznają się do tego przez znajomymi ale na porządku dziennym w czasie ludobójstwa były gwałty na małych dziewczynkach – obecnych moich rwandyjskich koleżankach zapewne. Efektem jest 10% wskaźnik nosicielstwa HIV wśród młodych kobiet w Rwandzie, w tym tych, które oficjalnie nadal utrzymują, że są dziewicami. Nikt ich nie pyta, co działo się z nimi w 1994 roku.

* * *

Na piętrze są dwie wystawy. Jedna to wspomniana przeze mnie ekspozycja poświęcona wszystkim ludobójstwom na świecie i w istocie wszystkie one chyba były. Jestem za nią bardzo wdzięczny bo nie tylko powtórzyłem sobie czym była Rzeź Ormian, nie tylko dowiedziałem się czym tak naprawdę były czystki na Bałkanach, alę na przykład pierwszy raz dowiedziałem się czegoś więcej o Czerwonych Kmerach – do tej pory znałem tylko ta nazwę. I jak wspomniałem były także aż dwie sale poświęcone Holocaustowi – jedna ogólna, a druga skoncentrowana (ależ te słowo jest tu nie na miejscu) na naszej rodzimej Treblince.

Kolejna ekspozycja to „Utracona przyszłość”, ostatni cios zadany przed opuszczeniem Memorial Site, znów wyciskający łzy z oczu. Kilka połączonych sal z wielki zdjęciami dzieci, dostarczonymi przez ich rodziców. I podpisy:

Imię: Charlotte
Wiek: 12 lat
Ulubiona potrawa: Frytki z majonezem
Ulubiona zabawa: Taniec
Ulubiona piosenka: Piękna Pani
Ostatnie słowa: „Mamo, gdzie mogę się schować”
Przyczyna śmierci: Strzał z pistoletu w głowę

Imię: Harriette
Wiek: 9 miesięcy
Ulubiona potrawa: Mleko matki
Najlepszy przyjaciel: Jej ojciec
Przyczyna śmierci: Roztrzaskanie o ścianę

Pokazywałem Wam wczoraj plamę krwi na ścianie, dziś zobaczyłem na własne oczy jej powód.

* * *

Na zewnątrz Rwanda była znów taka jak zawsze. Niemożliwa do uwierzenia: ludzie uśmiechali się do mnie, pozdrawiali, dziewczyna spotkana na ulicy zapytała gdzie jadę i podpowiedziała jak zamiast płacić dolara za przejazd, mogę zapłacić 1/5 tego; mimo deszczu nawet zaczekała ze mną by dopilnować bym na pewno nie przepłacił.


3 Komentarze »

Jestem na coś chory

Drugi dzień mam zawroty głowy. Dziś instalując nowe komputery, po każdym schyleniu się pod biurko jak wstałem, musiałem się czegoś chwytać, bo miałem mroczki przed oczami. Nigdy tak nie miałem, więc zrezygnowałem z dalszej pracy i poszedłem do domu.

Właśnie zaczyna się pora deszczowa i po drodze zastała mnie ulewa z gradem (jak wygląda tutejszy deszcz kiedyś opiszę, bo nie spodziewałem się czegoś takiego co widzę już trzeci dzień). Wróciłem przemarźnięty i mokry do ostatniej suchej nitki. Padłem w łózku i leżałem trzęsąc się z zimna.

Bóle mięśni, gorączka, ból głowy, zawroty, jadłowstręt, pocenie się. Mdłości i straszne osłabienie. Kaszel.

Sięgnąłem po książkę od chorób, co skłoniło mnie do udania się jednak do szpitala. W książce napisano, że malaria zaczyna się od wątroby, a ta mnie delikatnie pobolewa od kilku dni. Gdy przyjechał Paul pojechaliśmy do szpitala.

Tam zrobiono ze mną wywiad i zbadano krew. Po badaniu Paul pokazał wyniki pielęgniarce i rozmawiali w kinyarwanda, ale pierwsze słowo jakie zrozumiałem to było negative. Acha, więc nie mam malarii. Potem dalej rozmawiali, z czego zrozumiałem tylko słowo SIDA (to po francusku AIDS). Acho, więc z autoomatu zbadali mnie i na to. Troche mnie to zmroziło, bo nie wiem czy właśnie chcę o tym wiedzieć, ale to zachorowalność na HIV/AIDS wynosi 5,6%. Mówiono mi wcześniej, że wszyscy się badali, więc pewnie jest takie prawo, że i mnie bez pytania zbadali.

Paul potem mi mówi, że lekarka jest zajęta i obejrzy mnie za godzinę albo rano. Mówię więc, że po co mnie ma oglądać, skoro jak zrozumiałem nie mam malarii. Paul potwierdza, że nie mam zarodźców w wyniku, ale mówi, że coś jest nie tak z moją krwią. Połączyłem to z przed chwilą usłyszanym słówkiem SIDA i mało mi serce nie stanęło. Kazałem sobie od razu pokazać ten papier i zapytać czy to chodzi o AIDS.

Tu się nieco uspokoiłem. Nie badano mnie na AIDS, ale niepokojący jest poziom białych krwinek. wynosi 13200, gdy norma to 400-10800. Teraz też widzę, że mam więcej nutrofili. Przeglądam net i obie rzeczy wskazują na zakażenie narządów. Na żółtaczkę byłem szczepiony, więc nie panikuję.

Podczas wizyty u lekarza większość objawów poza zawrotami główy zniknęła, ale teraz wracają (poza dreszczami). Krysia na GG mi jednak pisze, że jak biorę malarone, to często jest tak, że wynik na malarie wychodzi negatywny, a ją się ma. Zajrzałem do ulotki i widzę, że wszystkie wymienione wyżej objawy wpisane są w ulotce w działania niepożądane. Właśnie mija miesiąc od kiedy biorę, a brać malarone można ponoć tylko przez miesiąc.

Sam więc już nie wiem. Zobaczymy co powie lekarka jutro i wam napiszę. Jeśli to jednak malaria, to niech rodzinka się o mnie nie martwii za bardzo 🙂 Jak widać dam radę siedzieć i pisać, nawet sobie kawały czytam. Ot czuję się jak przy grypie, tylko nieco inaczej.

Tak przy okazji to jak przyjechałem do Rwandy to od Agathe zaraziłem się anginą, ale nic nie wspominałem, bo przeszedłem ją śmiesznie lekko (nawet nie myślałem o wizycie u lekarza). Angina to bardzo popularna tu choroba, poza mną i Agathe przeszło ją jeszcze 3 innych ludzi w ciągu miesiąca. Nikt jednak nie idzie z tym do lekarza.

4 Komentarze »