Posts tagged kradzież

Złodzieje!

Lavinka w jednym z komentarzy pyta mnie o złodziei w Rwandzie. Traf chciał, że wczoraj miałem zamiar opisać ten problem, więc mam motywację.

Zacznę w stylu „a łyżka na to: niemożliwe”, czyli w stylu podobnym do tego, jaki był w artykule „Własna firma w Rwandzie”. Pisałem już Wam wiele razy, że w telecentrum ktoś zawsze przy gniazdku zostawi swój telefon do ładowania i pójdzie nie wiadomo gdzie. Telefon leży, nikt go nie rusza, a właściciel najwidoczniej nie  przejmuje się, że ktoś mu ukradnie.

Zapytałem Roberta jak to z tym jest i kolejny raz sprawił, że my Polacy moglibyśmy Rwandyjczykom zazdrościć. Ja przynajmniej zazdroszczę. Otóż telefonów tu nikt nie kradnie, bo – jak powiedział Robert – gdyby ktoś telefon ukradł, musiałby chyba uciec za granicę, żeby go policja nie złapała.

Od razu mi przyszło do głowy, że policja ma tu wszędzie swoje wtyki, terroryzuje, bije kogo popadnie, by tylko ukraść stracony towar. Otóż nie.

Przez naszą polską rzeczywistość nawet mi nie przyszło do głowy rozwiązanie najprostsze, ale w Polsce oczywiście niemożliwe. Gdy tylko ktoś zgłosi kradzież telefonu, policja dzwoni do operatora komórkowego, a operator bez zbędnych ceregieli podaje lokalizację telefonu. Znalezienie skradzionego telefonu to ponoć tutaj kwestia mniej niż godziny.

W Polsce to oczywiście niemożliwe, jak magiczne jedno okienko do zakładania i obsługi firm. Pamiętam jak kilka lat temu okradziono mi mieszkanie, a ja miałem numer telefonu do złodzieja i swobodnie sobie z nim konwersowałem, niestety tylko prosząc aby oddał mi skradzione rzeczy. Zapytałem policję czy mogliby go namierzyć po lokalizacji telefonu. Policjant odpowiedział, że oczywiście technicznie jest to bułka z masłem. Ale praktycznie… może gdyby mi kogoś zabił lub porwał dziecko. Trzeba by napisać pismo, pismo by się rozpatrzyło lub nie i wtedy może coś…

Ot durny system, w którym państwo bardziej się cacka ze złodziejami dbając aby przypadkiem złapanie takowego nie było zbyt łatwe.

* * *

Kwestia telefonów komórkowych to oczywiście tylko wycinek rzeczywistości, jednak dość dobrze pokazuje jak wygląda jej całość. Paul co chwila zostawia wszędzie kluczyki do samochodu, zostawia laptopa. I nic. Nikt nie rusza. Nawet się nauczyłem od niego tego samego. Na początku po polsku się bałem spuścić laptopa z oczu na chwilę, ale teraz sobie swobodnie go zostawiam na stoliku w telecentrum czy na podwórku przed domem.

Jak już wspomniałem gdzieś, w spodniach na okazję wyjazdu do Rwandy mam wszyte kieszonki od środka nogawek, mające służyć jako schowek na pieniądze. W ogóle ich nie używam – pieniądze w zależności od wartości noszę albo w kieszeniach normalnych, albo w plecaku, jeśli jest ich zbyt dużo. Bez obaw, ukryte kieszonki jednak się na pewno przydadzą – już za kilka dni znów będę w Polsce…

Gdy pytam ludzi, mówią, że złodzieje oczywiście są, ale jakoś (na szczęście) jak dotąd nie udało mi się ich spotkać. Jedyne przed czym nie przestrzegają, to pokazywanie w Kigali dużej ilości pieniędzy. Wczoraj za prezenty płacił często Robert, a plecak otwierałem i zwracałem mu gdy byliśmy w mniej ustronnych miejscach.

Dziwią natomiast Rwandyjczyków moje opowieści o kradzieży metodą na wyrwa lub o smutnych panach, którzy bez pardonu na ulicy częstują się cudzym telefonem na zasadzie „cukierek albo psikus”. To dla nich nie pojęte.

* * *


Tu miała być jakaś puenta…

9 Komentarzy »