Tysiącmilowa podróż zaczyna się od jednego kroku
Konfucjusz
Jeśli dobrze liczę, pomysł wyjechania na wolontariat do Afryki bardzo realnie pojawił sie 19 marca tego roku. To wtedy zapadła decyzja, że spróbuję. I wtedy zaczęły się przygotowania.
Droga więc była bardzo, bardzo długa. Zastanawiam się, czy nie za długa: ponad 4 miesiące pisania papierów, szkoleń, pakowań, żegnania się, przyzwyczajania… I potem 3,5 miesiąca pobytu. Ciekaw jestem czy skórka warta wyprawki. Ale to się jeszcze okaże.
Ale dziś też się cieszę 🙂 Czuję się jak na ostatniej prostej maratonu. To naprawdę się udało!
I jeszcze wbiegnięcie na linię mety (mety? to dopiero początek). Paweł mówił, że przy wyjściu z domu, będzie mi towarzyszyć fajne, silne odczucie. I chyba doskonale rozumiem o co mu chodziło 🙂 Już myślami jestem w środę, około godziny 13:00. Gdy otwieram zamek drzwi mieszkania, chwytam za klamkę. Przekraczam próg i wiem, że właśnie zaczyna się potężna wyprawa, że to już się dzieje! W takim momencie powinna w tle rozbrzmiewać podniosła i narastająca muzyka. Mi jednak zapewne wystarczy walenie serca i pulsujący szum w uszach, krew i endorfiny zalewające mózg. Chwila, ułamek sekundy, w którym skoczek bungee decyduje się wychylić z platformy.