Archive for Inni wolontariusze

Wolontariat w Afryce. Sudan, ktoś chętny?

Poprzez tajemną sieć kontaktów z ludźmi związanymi z pracą w projektach pomocowych dotarła do mnie oferta wolontariatu w Sudanie. Treść jej była następująca:

Firma Tricomp (http://www.tricomp.com.pl), która obecnie prowadzi projekt infrastrukturalny w Sudanie, poszukuje wolontariusza do pracy w terenie – miejscowość Juba.

Praca wolontariusza będzie polegała na:

– sporządzaniu dokumentacji fotograficznej oraz sprawowaniu opieki nad stroną internetową projektu;
– przygotowywaniu raportów z postępu budowy;
– tworzeniu materiałów o charakterze PR dla klientów firmy.

Oprócz obowiązków redaktorskich, przyda się także ogólna pomoc w utrzymaniu ładu w biurze – czyli zdolności organizatorskie mile widziane. Mogą zdarzyć się także inne ciekawe wyzwania.

Poszukiwana jest osoba o zamiłowaniu dziennikarskim z umiejętnością wykonywania artystycznych fotografii.

Jeżeli jesteście zainteresowani, lub znacie kogoś kto chciałby w takim charakterze pracować – proszę o kontakt z Magdaleną Kowalską:

mkowalska małpa tricomp.com.pl

W między czasie z Panią Kowalską ustaliłem kilka rzeczy, którymi też mogę się chyba z Wami podzielić:

  • Firma zapewnia przeloty, zakwaterowanie, wyżywienie i ubezpieczenie
  • Data rozpoczęcia współpracy : praktycznie od zaraz
  • Data zakończenia 31.08.2009  do negocjacji z możliwością przedłużenia
  • Tygodniowe kieszonkowe: 30 SDG /15 USD
  • Tygodniowy limit na rozmowy telefoniczne 10SDG/5 USD

Dlaczego dzielę się z Wami tymi tajnymi informacjami? Powodów jest wiele: bo Was lubię 😉 , bo ja niestety nie mogę podjąć się tego zadania w tej chwili, bo Pani Magda zgodziła się na umieszczenie tego na moim blogu, bo oboje mamy nadzieję, że ktoś z Was może się zdecyduje.

Pytaliście mnie wiele razy jak zostać wolontariuszem w Afryce, ja Wam już napisałem, że nie jest to takie łatwe. I teraz się nadarza okazja. Jeśli ktoś jest naprawdę zdeterminowany, to pisać na wyżej podany adres email. Kto wie, może powstanie czyjś kolejny blog pt „Julia/Marcin/Zosia jest w Sudanie”? 😉

Ja jak wspomniałem podjąć się nie mogę. Przyznam, że cały dzień się z tym gryzłem i z nieco ciężkim sercem zrezygnowałem. Obecnie zajmuję się małymi rzeczami, ale jednak czymś tam się zajmuję. Co więcej wyjazd jest od zaraz, a ja musiałbym najpierw nieco podreperować zdrowie (uwierzycie, że wciąż nie zająłem się bolącymi zębami jeszcze z czasów Rwandy? (Teraz bolą już mniej, ale jednak) Otóż okazało się, że to nie zęby, a sprawa neurologiczna, dokładnie neuralgia, a do neurologa jeszcze się nie wybrałem. Musiałbym to jednak przed wyjazdem zrobić).

Tak więc informację przesyłam dalej, a sam ewentualnie czekam na kolejne oferty, tylko już płatnej pracy.

18 Komentarzy »

Jak zostać wolontariuszem (zagranicznym)?

Sądząc po Waszych komentarzach i po prywatnej korespondencji panują w Polsce dwie rzeczy: brak informacji o tym jak zostać wolontariuszem i przekonanie, że ja takie informacje posiadam.

Z pierwszym się zgodzę. Przynajmniej 1,5 roku temu, gdy w głowie pojawił mi się pomysł aby wyjechać jako wolontariusz do Afryki, nigdzie nie mogłem znaleźć informacji jak to zrobić. Z drugim jednak do końca zgodzić się nie mogę: to, że udało mi się w końcu na taki wolontariat wyjechać, nie znaczy, że można mnie traktować jak eksperta w tej dziedzinie. No ale dobrze – postaram się jednak co nieco w tym temacie napisać. Jednak pamiętajcie, że piszę jedynie na bazie swojego, skromnego doświadczenia. Poniżej opiszę jak to było w moim przypadku, napiszę o innych zasłyszanych przeze mnie przypadkach i podrzucę może kilka adresów www, gdzie można znaleźć na ten temat więcej informacji.

Po pierwsze: zastanów się co robisz

Poważnie. Chcesz tego czy nie, ale prawda jest taka, że nawet jak siedzisz i czytasz to, co teraz piszę, bierzesz udział w wyścigu szczurów. Mniejszym lub większym, ale zarabiasz pieniądze (lub przynajmniej starasz się oszczędnie je wydawać) lub zdobywasz właśnie wiedzę w szkole lub na uczelni by w przyszłości móc te pieniądze zarabiać. Twój pracodawca za Twoimi plecami odkłada składki emerytalne, im więcej ich zostanie odłożonych, tym większą (przynajmniej w teorii) emeryturę będziesz mieć.

Wyjazd na wolontariat to pauza w powyższym. Przesiedzisz w Afryce kawał czasu, a po powrocie będziesz mieć tyle samo pieniędzy co przed wyjazdem, ten sam poziom edukacji akademickiej i tyle samo na koncie emerytalnym. Niby ok, ale uwierz, że nawet jeśli kontestujesz wyścig szczurów, świadomość, że Twoi rówieśnicy mają w tej chwili nieco lepszą sytuację niż Ty, nieco uwiera.

Co więcej pobyt w Afryce to na mur beton mniejszy lub większy ubytek na zdrowiu. Wszystkie spotkane przeze mnie tam osoby, jeśli nie opowiadały mi o pobycie w szpitalu, to przynajmniej narzekały, że czują, że jest coś nie tak. Jak wiecie i ja zaliczyłem pobyt w szpitalu, a okolicach jelit do dziś czuję dziwne ukłucia.

OK. Jeśli się nie zniechęciłeś to… gratuluję 🙂 Jeśli się zapomni o powyższym to wolontariat w Afryce jest tak naprawdę bardzo świetną sprawą! Robisz coś dla innych ludzi, wiesz, że robisz coś, co jest dobre, a przy okazji przeżywasz przygodę życia. Wspomnienia są naprawdę niesamowite, przydaża Ci się coś, co zapewne nie spotka większości ludzi nigdy. I tak: ludzie faktycznie robią teraz wielkie „łał” gdy słyszą skąd właśnie wróciłem i co zrobiłem. Zatem w ogólnym rozrachunku wolontariuszem być naprawdę warto.

Po drugie, nie płać

Uważaj. Wiele osób chce zostać wolontariuszem i są na świecie ludzie, którzy wyczuli w tym niezły interes. Pisałem już o sekcie, która werbuje nowych członków pod przykrywką wolontariatu w Afryce. Są też „organizacje”, które robią płatne szkolenia przyszłych wolontariuszy (z których nic potem nie wynika, poza nic nie wartym papierkiem).

Pamiętaj: wolontariusz nie zarabia, ale nie jest też frajerem. Jeśli trafisz kiedyś na ofertę wolontariatu zagranicznego, do którego musiałbyś się dołożyć, niech Ci się od razu zapali czerwona lampka ostrzegawcza.

No dobra, to jak trafić do tej Afryki?

„Dosyć tego owijania w bawełnę, napisz mi gdzie mam się zgłosić, aby za 2 miesiące być już w Afryce”. Niestety jeśli masz takie podejście, odpowiedzieć mogę tylko: do biura podróży.

Zmartwię Was. Szukanie opcji wyjechania na wolontariat do Afryki zaczynając od szukania opcji wyjechania na wolontariat do Afryki skończy się porażką. Tak ja szukałem półtorej roku temu. Wpadłem na pomysł aby wyjechać, wszedłem na Google i nic nie znalazłem. Teraz się temu nie dziwię.

Jakby nie było, taki wyjazd ma w sobie jakąś wartość i nie tylko Ty jeden chciałbyś przeżyć tego typu przygodę. Konkurencja między potencjalnymi wolontariuszami istnieje. Nie jest co prawda drapieżna, ale jest. I człowiek z ulicy, który sobie zamarzył, że będzie jak Ania Mucha czy Angelina Jolie, na wyjazd nie ma szans.

Wolontariat trzeba jako tako czuć. Na szkoleniu w MSZ przed wyjazdem spotkałem około 20 innych wyjeżdżających. I wśród nich nie było nikogo, kto by nie był już teraz wolontariuszem lub pracownikiem organizacji pomocowej. Bo wolontariat w krajach rozwijających się to jest jednak jakiś kolejny szczebel w wolontariackiej karierze.

Najpierw musisz chcieć pomagać ludziom. Potem musisz się sprawdzić w Polsce i udowodnić, że faktycznie chcesz pomagać, a nie robisz to w jakiś ukryty sposób wyłącznie dla siebie.

Jak było w moim przypadku? Po bezowocnych przeszukiwaniach Googla pogodziłem się z tym, że wolontariat w Afryce to mit. Zapomniałem już nieco o nim i po 3 miesiącach n GoldenLine trafiłem na ogłoszenie, że w moim Białymstoku szukają osób, które jako wolontariusze chciałyby szkolić starsze osoby z zakresu podstawowej obsługi komputerów. Na tym się znam, miałem zdecydowanie za dużo wolnego czasu (w pracy spędzałem 2-3 godziny dziennie przez 3 dni w tygodniu, więc uwierzcie, że naprawdę się nudziłem), zatem się zgłosiłem.

Byłem więc sobie wolontariuszem i naprawdę bardzo mi się to spodobało. Dopiero na wiosnę, po ponad pół roku zupełnym, zupełnym przypadkiem dotarła do mnie informacja, że pojawiła się opcja wyjechania do Afryki by robić to samo co w Białymstoku. I tak oto wylądowałem w Rwandzie.

Zatem

Zatem jeśli, chcesz zostać wolontariuszem, zacznij myśleć o tym jak o pomaganiu, a nie o jako opcji wyjazdu do egzotycznego kraju za darmochę. Naprawdę spodziewasz się, że pstrykniesz palcami i zaraz się znajdziesz pod palmą, gdzie będziesz leżeć pod palmą, wygrzewać się w słońcu i od biedy raz na jakiś czas wykopiesz kawałek studni, czy opatrzysz skaleczony palec? Zapomnij.

  1. Zostań wolontariuszem w kraju. Zastanów się na czym się znasz, w czym chcesz pomagać i znajdź do tego miejsce, na przykład na Portalu Organizacji Pozarządowych.
  2. Nie traktuj powyższego jako szczebla w drabinie do Afryki. W mojej organizacji jest nas teraz około sześćdziesiątka zarejestrowanych wolontariuszy, a póki co tylko ja wyjechałem. Nikt – w tym i ja – nie wstępował do organizacji z nastawieniem, że kiedyś gdzieś wyjedziemy, czy będziemy mieć jakieś inne profity. Wolontariat to jest poświęcenie się i praca bez oczekiwania jakichkolwiek profitów.
  3. Nikt Cię nie będzie namawiał na wyjazd, wręcz przeciwnie. Gdy pierwszy raz napisałem do CWR z pytaniem czy zgodzą się być moją organizacją wysyłającą, odpisali mi żebym spadał 😉 (oczywiście nie tymi słowami). I bardzo słusznie. Dopiero jak zauważyli, że jestem naprawdę zmotywowany by pojechać, gdy wybrałem się na spotkanie z MSZ aby dowiedzieć się szczegółów na temat całej akcji wyjazdu, gdy napomknąłem, że sam będę pisał projekt, napisali do mnie jeszcze raz, że jednak znajdzie się miejsce na ich liście projektów także dla mnie. Udowodniłem, że naprawdę chcę jechać, pokazałem, że zajmę się sam sobą, a nie oczekuję, że ktoś za mnie odwali jakiś kawałek roboty. Dowiedziałem się, że pytań o możliwość wyjazdu CWR jak i inne organizacje mają na pęczki. Zdecydowana jednak większość pytających wolontariat rozumie jako rodzaj wakacji pod palmami.

Dla tych, którzy wiedzą lepiej

„Tere fere. W internecie jest przecież wiele stron, które aż zachęcają do wyjazdu”. OK, mogę się oczywiście mylić. Tak jak napisałem, nie jestem w tej kwestii żadnym ekspertem, więc być może miałem pecha, że nic nie znalazłem na skróty. Faktycznie, jest wiele stron i organizacji, które wręcz krzyczą „szukamy wolontariuszy do pracy w tropikach!”. Skoro krzyczą, o zapewne wysyłają 🙂 Zatem poniżej adresy dla chcących iść na skróty.

EVS czyli European Voluntary Service http://www.evs.org.pl/ na stronie są adresy email osób, do których można napisać i zgłosić się do wyjazdu jako wolontariusz. Nie wiem jednak na ile jest to skuteczne. Wiem, że Społeczne Pracownie chyba będą za ich pośrednictwem wysyłać kilku naszych wolontariuszy do innych krajów Europy.

UNV czyli Wolontariat ONZ http://unv.org/ Na górze strony można kliknąć w „How to volunteer” i zostawić CV. O ile się orientuję na tym się skończy.

Polska Pomoc, czyli pomoc MSZ (to właśnie w ramach Polskiej Pomocy trafiłem do Rwandy) http://www.polskapomoc.gov.pl/ Po prawej stronie jest opcja rejestracji i zgłoszenia się jako potencjalny wolontariusz. Zamysł jest taki, że po rejestracji traficie do bazy, którą będą przeglądać polskie organizacje pomocowe, gdy będą szukać wolontariuszy do swoich projektów. Tyle, że jak napisałem, organizacje nie narzekają na brak osób zainteresowanych wyjazdem i jeśli mają wybierać kogoś, kogo wyślą, I jestem niemal pewien, że w pierwszej kolejności wybiorą kogoś, kto ma już doświadczenie jako wolontariusz i jest im w jakiś sposób znany.

Lekarze Bez Granic http://www.msf.org/ To oczywiście oferta dla profesjonalistów. Nie mam pojęcia na ile jest skuteczne zarejestrowanie się u nich, jednak spotkałem osoby, którym udało się nawet kilka razy tą drogą wyjechać do Afryki.

Dla tych, którzy już zrezygnowali

Mam nadzieję, że część z Was odwiodłem od bycia wolontariuszem, tylko po to, aby zwiedzić świat 🙂 Bo nie tędy droga.

Nie oznacza to jednak, że poza wolontariatem nie ma żadnej możliwości taniego, czy wręcz darmowego zwiedzania świata. Są międzynarodowe kluby zrzeszające ludzi, którzy za darmo mogą kogoś przenocować, podwieźć gdzieś czy oprowadzić po mieście. Znane mi to http://www.hospitalityclub.org/ i http://couchsurfing.org/. Sam jestem zarejestrowany w obu, ale korzystam tylko z tego pierwszego. Na razie póki co goszczę ludzi (miałem już gości z Francji, Niemiec i Białorusi oraz pytania z Finlandii i Maroko), ale często czytam relacje z podróży różnych osób i widzę, że zdarza się w ten sposób zwiedzić całe kontynenty. Gdy będę planował jakieś wyprawy, na pewno będę rozważał nocowanie w domach z listy Hospitalityclub.

11 Komentarzy »

Akcja „Uśmiech na Święta” – pomóż dzieciom z Tanzanii

Miałem zamiar napisać o tym dość długi (no przynajmniej nie krótki) artykuł gdy będę już w Polsce. Tymczasem jestem w Polsce i właściwie nie mam jak pisać, bo na internecie jestem z doskoku. Zatem niestety tylko krótko.

Kilka osób mnie pytało w komentarzach jak jeszcze może pomóc, poza naszą „małą” akcją zbierania pieniędzy dla moich przyjaciół z Rwandy. I oto jest okazja, o której wiem już pewnie z miesiąc, wspominałem w komentarzach, a teraz piszę wyraźnie.

Wolontariuszka SimbaFriends, która jest teraz w Tanzanii równolegle do mnie wpadła na podobny pomysł co my. Zbiera pieniądze na gwiazdkowe prezenty dla dzieci z Tanzanii (jak się nie mylę z miejscowości Moshi). W tym celu został stworzony krótki blog o tytule

Uśmiech na Święta

Zatem jeśli ktoś ma jeszcze na tyle dobrego serca (a wierzę, że tak) i chce nadal pomagać, zapraszam na stronę powyżej po informacje.

Przy okazji. Jak pisałem wciąż zostało nam sporo pieniędzy. Chce za nie wywołać zdjęcia i wysłać zgodnie z obietnicą do Rwandy, dla tych, którzy na ni czekają. Po tym jednak nadal powinno coś zostać. Jak myślicie, co z nimi zrobić? Dodam, że nie przypadkiem pytam o to w tym wpisie, ale nie chcę ni sugerować ;-P

12 Komentarzy »

Znowu miałem gości

Gdzieś – albo w treści któregoś postu, albo w komentarzu – przebąknąłem, że mam mieć gościa – panią redaktor z polskiego radia. Odwiedziny mają już czas przeszły i na dodatek liczbę mnogą.

Na dwa dni z dokładką do Rwandy wpadły dwie zabiegane dziewczyny. Hela, która jest reporterką polskiego radia w Ugandzie, obecnie robiącą materiały dla mojej ulubionej radiowej Trójki (pewnie jak i ja przed jej usłyszeniem zastanawiacie się teraz czy to ta Helen z listy przebojów, ale podrażnię się i nie zdradzę). Oraz Ania, która jest wolontariuszką w Ugandzie. Spotkaliśmy się pod sklepem Nakumat (to międzynarodowa sieć sklepów w Afryce, w Kigali obecna od kilku tygodni) gdzie dziewczyny bardzo się ucieszyły na widok pieczywa. W ogóle bardzo Rwandę w porównaniu z Ugandą komplementowały. Głównie za czystość i organizację. Cóż, widać muszę trochę po Afryce pojeździć, bo Rwandę porównując z Polską mogę za to samo jedynie skarcić.

Helena zaimponowała mi dwoma rzeczami: w czasie pobytu ekspresją swojego obeznania z Afryką. Rozmawialiśmy w sumie krótko, ale dużo się dowiedziałem. Druga rzecz to jej blog Mrówki w klawiaturze. Bardzo, bardzo fajnie się czyta. Zazdroszczę jej talentu.

Z Anią okazało się, że możemy wspólnie powiedzieć „jaki ten świat mały”. Nie dość, że pochodzi spod mojego Białegostoku, to na dodatek jest teraz na wolontariacie razem z Przemkiem, którego poznałem na MSZ-owskim szkoleniu i którego blog znajdziecie w panelu obok.

Nie do końca to dobre miejsce na wtręt opowiedzianej przez dziewczyny historii o tym jak się poznały, ale lepszego miejsca nie będzie. Ania przed wyjazdem do Ugandy poszła do spowiedzi, między innymi przyznała się w trakcie niej dokąd jedzie i… od księdza dostała email do Heli. Okazało się, że w tym samym konfesjonale przed wyjazdem spowiadała się też Hela. Jaki ten świat mały.

Po zakupach dziewczyny poleciały do Informacji Turystycznej (nawet nie wiedziałem, że takowa jest w Kigali), ja wysłałem w końcu pocztówki i też udałem się do IT – długo im zajęło planowanie tam swojego krótkiego pobytu. Zapadła decyzja, że najpierw jadą ze mną do Nyamaty zwiedzić Memorial Site, potem wracają do Kigali zwiedzić znów Memorial Site, a na następny dzień zwiedzanie przyrody – któryś z parków – na które postarają się też i mnie zabrać.

Helena i Ania w busie do Nyamata

Helena i Ania w busie do Nyamata

Nyamata Memorial Site opisywać znów nie będę. Dodam tylko jedną obserwację: tym razem poszedł z nami Paul, ale nie zdecydował się wejść do środka krypty. Rozumiem.

I tyle. Pojechały razem z Paulem do Kigali. Wieczorem na GG dowiedziałem się, że raczej do parku (i to tego o którym marzę – Akagera Park) pojadą beze mnie. Zabrać miał je tam ksiądz z parafii, w której spały, ale postawił twardy warunek, że wyjazd o 6.30 i ani chwili później. Tymczasem pierwszy bus, którym mógłbym dotrzeć do Kigali wyrusza właśnie o 6.30 i na miejscu byłby zapewne dobre kilkanaście minut po siódmej.

* * *

No cóż, jakieś fatum wisi nade mną. To już moje drugie podejście do tego parku, miałem zamiar jechać w poprzedni weekend ale też się nie udało (względy oczywiście głównie finansowe, bo samo dotarcie tam trwa i kosztuje). Tym razem prawie miałem za darmo transport, ale…

* * *

Ciekawostka językowa. Wielokrotnie łapałem się na tym, że mówiłem do nich po angielsku. Ciekaw jestem czy jak wrócę do Polski też to będę miał. Już jakiś czas temu zauważyłem, że spora część myśli w mojej głowie – zwłaszcza tych nieświadomych – jest też w języku angielskim.

13 Komentarzy »

Tajemnice rwandyjskich gór

Kliknij i wykop

Podoba Ci się ten artykuł? Kliknij i wykop

Od kilku tygodni Beata na swoim blogu z Zambii naprawdę nieźle opisuje swoje doświadczenia z wolontariatu, naprawdę polecam. Tyle, że jak na razie zauważyłem koncentruje się na tych gorszych stronach innej kultury. No może przesadzam, ale brakuje mi w tym jej pisaniu zachwytu.

I ja widzę inność kultury Rwandy, ale bałem się trochę o tym pisać. O drobiazgach owszem – mógłbym i nic by się nie stało, ale boję się, że po tym co opiszę poniżej zaraz zleci się tu kupa rasistów (analizuję ruch na blogu i widzę, że po moim artykule o proszeniu o pieniądze, zlinkowano mnie w kilku rasistowskich serwisach) i palcem będzie pokazywać jaki ten afrykański lud ciemny. Tymczasem im dłużej tu siedzę, tym bardziej uświadamiam sobie, że rasizm to efekt właśnie ciemnoty, tyle, że po stronie rasistów. Siedząc z dala od Afryki i trafiając sporadycznie na tylko niektóre elementy jej kultury, łatwo jest sobie wyrobić negatywne stereotypy. Jednak jak się umiejscowi te drobne elementy w całej złożoności społeczeństwa, przestaje to już tak dziwić.

* * *

Największą różnicę kulturową dostrzegłem już w pierwszym dniu gdy Paul i Agathe zabrali mnie do Kigali. Opisywałem już jakie tłumy zastaję tam każdego dnia w mieście, ale nie wspominałem, że owe pierwsze odwiedziny stolicy w tłumie wypatrzyłem dwóch chłopaków idących i trzymających się za ręce.

W Polsce wzbudziło by to co najmniej kontrowersje, żeby nie powiedzieć, że towarzyszyła by im salwa gwizdów i rzucanych kamieni. Tu jednak nikt na to nie zwracał zupełnie żadnej uwagi. Tolerancyjne społeczeństwo, pomyślałem sobie.

Po chwili zobaczyłem kolejną taką parę, ale przy trzeciej zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie jest tu organizowane dziś jakieś love parade. Trzecia para to byli idący ręka w rękę dwaj policjanci. Nie udało mi się dłużej powstrzymywać ciekawości i zapytałem Agathe o co tu chodzi.

Z kolei ona nie zrozumiała o co chodzi mi gdy pytam dlaczego dwóch mężczyzn trzyma się za ręce. Powiedziała, że to tutaj naturalne. Opowiedziałem jej, że w Europie jeśli dwóch facetów zachowuje się w ten sposób, z pewnością są homoseksualistami. Z ręce trzymają się co najwyżej pary lub dziewczyny, ale nigdy żaden facet tego nie zrobi z innym facetem. Tu z kolei ją trochę zdziwiło, że dziewczyny są sobie takie bliski. Powiedziała, że owszem nic by się nie stało, ale to rzadki widok tu, choć spotykany. Natomiast w splataniu dłoni przez mężczyzn nie ma nic homoseksualnego.

Przyznam, że nie mogłem jej uwierzyć. To znaczy skoro mówi, że nie są homo, to pewnie tak jest, ale doszukiwałem się czy przypadkiem nie ma gdzieś w ich podświadomości czegoś zniewieściałego. No bo przecież facet musi być twardy, musi być macho, co nie?
Ale jestem tu już drugi miesiąc i zaczynam wierzyć, że to naprawdę po prostu inna kultura i tutaj tak jest. Bo przypadek z Kigali to nie jedyny tego typu. Facetów trzymających się za ręce widzę codziennie, więc przywykam powoli do tego widoku (choć nadal nie mogę nie spojrzeć w ich kierunku). Ba, żeby było tego mało, naturalne jest to, że stoją całkowicie objęci ze sobą, jeden obejmuje drugiego w pasie, drugi zarzuca mu ręce na szyję. Leżą sobie objęci w cieniu gdzieś na jakimś murku…

Nie jestem w stanie Wam w kilku akapitach udowodnić, że to jest zupełnie tu naturalne, nie ma żadnych podtekstów seksualnych (choć pamiętając Freuda, trzeba i pamiętać, że wszystko ma takie podteksty, nawet bułka z masłem), a wynika jedynie z różnicy kulturowej. Nie będę więc nawet próbował, bo wysiłek byłby marny. Przyjedźcie, pobądźcie, a zobaczycie i sami zrozumiecie.

Na szkoleniu nam tłumaczono, że jednym z aspektów kultury afrykańskiej jest bliskość. Dobrze to ilustruje przykład ławeczki w parku. W Polsce jedna ławka jest dla jednej osoby. Jeśli ktoś siedzi sam na trzymetrowej ławce, małe są szanse by ktoś do niego się dosiadł. Sam w takim wypadku idę szukać kolejnej.

W Afryce trzymetrowa ławka może być zapchana niemal kompletnie ludźmi, a na pewno znajdzie się ktoś, kto podejdzie, przysiądzie skrawkiem tyłka na brzegu i wszyscy inni postarają się podsunąć by zrobić mu miejsce.

Tutaj nie ma pojęcia strefy intymności, więc gdy jeden facet obejmuje drugiego, ten nawet nie wie, czemu miałby się oburzać. Bliskość oznacza jedynie, że tego kogoś lubimy. Trzymanie się za rękę, to naturalna tu rzecz, a nie jakieś „tajemnice  Rwandan Mountain” 😉

Chłopaki stoją i zastanawiają się co tu dzisiaj robić

Chłopaki stoją i zastanawiają się co tu dzisiaj robić

Są i inne aspekty bliskości, ale nie będę rozbijał się na tysiąc wątków i zostańmy przy opisie tylko powyższego.

* * *

Chcę także poinformować, że skrupulatnie czytam wszystkie znane mi blogi innych wolontariuszy, którzy podobnie jak ja wyjechali właśnie do różnych krajów Afryki. Tyle, że jakby się zmówili i wszyscy blogują na googlowskim Bloggerze, który działa dla mnie diabelnie wolno, a umieszczenie tam komentarza jest po prostu niemożliwe. Tak więc tą właśnie drogą, mając nadzieję, że i oni czytają mnie, informuję: czytam przez RSS i niecierpliwie czekam na kolejne wpisy!

20 Komentarzy »