Pierwszy dzień grudnia to światowy dzień walki z AIDS. Może zatem to dobra okazja dla mnie, aby co nieco napisać o tym, czego się na temat tej choroby dowiedziałem będąc w Rwandzie.
Dla Europejczyków Afryka bardzo często się automatycznie kojarzy z wirusem HIV. Nie bezpodstawnie: Afrykę kojarzy się z pierwszym miejscem pojawienia się tego wirusa, a dziś w wielu krajach jest to olbrzymi problem. Kraje południowej Afryki – RPA, Zimbabwe, Botswana – to miejsca, w których nawet co trzecia osoba jest nosicielem tego wirusa. Potraficie to sobie wyobrazić?
W Rwandzie odsetek ten jest mniejszy, co nie znaczy, że problem jest znikomy. Oficjalnie w dystrykcie Bugesera, w którym znajduje się zamieszkiwana przez mnie przez jakiś czas Nyamata, 5,6% procenta mieszkańców jest nosicielami. Statystycznie co dwudziesta osoba. (Dla porównania w Polsce wirusem HIV zarażona jest jedna osoba na 10000). Jeśli by liczyć odsetek zarażonych tylko wśród kobiet, to już co dziesiąta mieszkanka Nyamata jest nosicielką. Nieoficjalnie słyszałem, że w Kigali odsetek sięga trzydziestu.
Czy widziałem tam osoby zarażone HIV i chore na AIDS? Biorąc pod uwagę liczby powyżej, z pewnością. Jeden raz w sali konferencyjnej organizowane było spotkanie osób chorych, o czym poinformował mnie Paul ściszonym głosem. Zerknąłem okiem – ludzie jak każdy inni.
HIV i AIDS to w Rwandzie temat wstydliwy i nie wstydliwy. Owszem, swobodnie rozmawiałem o nim z ludźmi, a na ulicach dosłownie co kilometr stoi billboard uprzedzający o tym problemie. Nikt jednak nie przyzna się, że jest nosicielem. Na szczęście nikogo jednak o to wprost nie pytałem.
Głównym oficjalnym powodem szerzenia się AIDS jest oczywiście seks. Zdrady małżeńskie w Rwandzie są częste, co więcej jest wewnątrz małżeństw pewne na to przyzwolenie. Jeżeli mężczyzna przebywa długo poza domem rodzinnym, w pewnym sensie ma prawo korzystać z usług prostytutek, czy mieć kochankę. W ten sposób się zaraża, potem zaraża swoją i żonę i dalej zarażają się dzieci (podczas porodu).
Drugi powód nosicielstwa utajonego to gwałty na małych dziewczynkach w okresie ludobójstwa. Nie były to zdarzenia incydentalne, w Afryce (patrz komentarze do wpisu) gwałt jest jedną z form walki, tak więc jeżeli jakaś kobieta czy dziecko nie zostali zabici w czasie zagłady, jest bardzo prawdopodobne, że uratowało je przed tym „pozwolenie” na gwałt. Teraz się o tym nie mówi, ale – jak powiedział mi Robert – wiele dziewczyn w naszym wieku spotkało to w przeszłości. Wstyd jednak powstrzymuje je przed zbadaniem się; oficjalnie zresztą cały czas uważają się za dziewice.
Podejrzewam jednak, że jest jeszcze wiele dróg, którymi ludzie zarażają się tam HIV i o tym nie wiedzą. Za każdym razem gdy goliłem się, przyglądał się mi Samuel, Innocent czy ktoś inny. Któregoś dnia Paul zapytał mnie czy w Polsce wszyscy sami się golą i powiedziałem, że tak. Odparł, że on nigdy sam się nie golił, że tu ludzie chodzą w tym celu do fryzjera. Odrzekłem, że to nieco dziwne, bo w Polsce od kilku lat nie można już ogolić się w zakładzie fryzjerskim, właśnie z uwagi na ryzyko zarażenia się HIV. Byli zdziwieni i nie wierzyli mi, że tą drogą można także się zarazić.
Wszyscy doskonale sobie zdają sprawę z ryzyka jakie niesie seks, ale mało kto (a właściwie nikt spośród ludzi, z którymi o tym rozmawiałem) nie zna żadnych innych dróg. Któregoś dnia, gdy Schola zobaczyła, że mam skaleczone i nieco krwawiące przedramię, podeszła i zaczęła je wycierać swoją ręką. Innego razu Robert był bardzo zdziwiony, że obawiam się zarażenia przez sprzęt dentystyczny.
* * *
I jeszcze nieco ciekawostek politycznych odnośnie AIDS. Mało bowiem, kto wie, że problem tej choroby to także element strategii gospodarczych państw afrykańskich.
Zbyt duży procent osób zarażonych to według władz niektórych państw mniejsze przychody z turystyki. Dlatego ponoć zdarzają się kraje, które specjalnie liczbę tą zaniżają. O tym zjawisku słyszałem w odniesieniu do Kenii.
Z drugiej jednak strony duży wskaźnik nosicielstwa to dużo pieniędzy z WHO i innych organizacji na badania nad HIV, leczenie i profilaktykę. Jednym z głównych celów pomocy dla państw afrykańskich jest bowiem wspieranie wszelkich działań skierowanych przeciw tej chorobie. Dlatego ponoć zdarza się, że niektóre państwa widząc jak bardzo USA i Europa stara się wspomóc finansowo kraje wyniszczane przez AIDS, same zawyżają swoje oficjalne statystyki. O tym zjawisku słyszałem w odniesieniu do Ugandy, gdzie ponoć „dzięki” dużej liczbie chorych niedawno powstał za pieniądze amerykańskiej pomocy rozwojowej jeden z największych ośrodków badawczych d/s HIV/AIDS.
Czy to prawda: nie wiem. Powyżej opisane wiem z rozmów z ludźmi, ale też artykułów z lokalnej prasie, gdzie dziennikarze wiele razy zastanawiają się jak to możliwe, że na przykład w RPA co trzecia osoba jest zarażona – w takim wypadku liczba infekcji powinna już bardzo szybko doprowadzić do zarażenia niemal całego społeczeństwa.
* * *
Sam jeszcze przed wyjazdem do Rwandy postanowiłem sobie, że co by się tam nie wydarzyło, po powrocie pójdę się zbadać. W Rwandzie pobierano mi krew, krwawiłem u dentysty, więc mam jeszcze większą motywację.
Byłem już u lekarza, jednak badań nie zrobiłem. Pierwsze stwierdzenie wirusa w krwi może nastąpić najwcześniej po 6 tygodniach od infekcji, więc sobie spokojnie poczekam. Spokojnie, bo lekarka rozwiała większość moich obaw, mówiąc, że ryzyko, że zostałem zarażony jest naprawdę małe. Sprzęt medyczny jest jednym ze źródeł zarażeń, ale raczej rzadkim. I to prędzej ja zaraziłem lekarzy, a nie oni i ich sprzęt mnie. To moja krew była świeża, natomiast wirus HIV w zaschniętej krwi, która mogłaby być na sprzęcie bardzo szybko obumiera.

Oficjalny procent nosicielstwa wirusa HIV w Afryce. Źródło: wikimedia
kanar123 said,
1 grudnia, 2008 @ 4:55 am
Tak się złożyło, że kilka dni temu znalazłem odnośnik do Twojego bloga, a konkretnie do historii jak doszło do ludobójstwa. Sposób opisu, narracji zachęcił mnie do przeczytania całości. Praktycznie poświęciłem temu ostatnie osiem godzin (a jest już czwarta nad ranem!), ale przeczytałem wszystko (łącznie z większością komentarzy). Ciężko było w okolicy pierwszej w nocy: iść spać czy czytać dalej. Jednak ciekawość jak zakończyła się zbiórka pieniędzy zwyciężyła i dotrwałem do końca tej pasjonującej historii.
Każdy kto pisał o wydaniu książki ma rację – powinieneś spróbować. Najważniejsze, że piszesz bardzo ciekawie. Tak naprawdę jest to pierwszy blog, który przeczytałem w całości. Potraktuj to jako rekomendację 🙂
Szkoda tylko, że późno odkryłem ten blog i nie zdążyłem na akację zbierania pieniążków.
A teraz lulu i rano nieprzytomny do pracy 🙂
kkarpieszuk said,
1 grudnia, 2008 @ 11:18 am
tez tak teraz chodze spac 🙂 dzis wyjatkowo o 3,30, ale wczoraj: 6:20. przedwczoraj: 7:00…
Asia said,
1 grudnia, 2008 @ 9:44 pm
Czy moglbys wykreslic ze zdania, ze a Afryce gwalt jest jedna z form walki – Afryke? Wszedzie, w kazdym zakatku swiata w czasie wojny gwalty byly i sa stosowane jako forma strategii wojennej, takze w Europie. Temat ten jest szeroko zbadany i opisywany, z przystepnych polecam „Czarna ksiege kobiet”, znajduje sie w niej bibliografia zrodel. Takie ujecie zdania pozwalaloby wyciagnac niezorientowanym mylne wnioski, ze jest to jakies dzialanie typowe dla mieszkancow Afryki. A przeciez na nich i tak juz nalozono wiele innych krzywdzacych stereotypow bioracych sie z niewiedzy i strachu, mysle ze nie powinnismy dokladac kolejnych. Bardzo o to prosze. A tak czy inaczej pozostaje entuzjastyczna fanka Twojego bloga! I ksiazki in spe 😉
Asia
kkarpieszuk said,
1 grudnia, 2008 @ 9:52 pm
nie wykreslam, a przekreslam i odsylam do Twojego komentarza 🙂
o gwalcie jako formie walki w afryce czytalem calkiem niedawno chyba na allafrica, teraz nie znajde jednak dokladnie gdzie. specem w tej kwestii nie jestem, wiec nie wiedzialem ze tak jest i w innych miejscach na swiecie
Asia said,
1 grudnia, 2008 @ 11:11 pm
Wielkie dzieki.
Na szybko znaleziony przeglad gwaltow strategicznych z roznych czesci swiata:
http://www.psz.pl/tekst-4079/Maciej-Konarski-Gwalt-tanszy-niz-kule
Stefan said,
4 grudnia, 2008 @ 12:32 am
Trafiłem tutaj jak pewnie spora część przez przypadek. Przeczytałem cały blog od deski do deski wraz z komentarzami (trochę to zajęło). Przyznaję że dobrze się to czyta, masz lekkie pióro i zmysł obserwacji, nie wiem ile wiedziałeś o tym kraju przed wyjazdem ale chłoniesz informacje jak gąbka i zostałeś niezłym Afrykanistą.
Muszę jednak dołożyć sporą łyżkę dziegciu do tej beczki miodu.
Jak się dowiedziałem to ty sam wymyśliłeś ten projekt, a organizacja wysyłają go zatwierdziła. Nie wiem czy byli w ten dzień pijani, ale pomysł jest kompletnie bezsensu. W jaki sposób to ma poprawić ich byt? Na co im te komputery skoro nie mają do czego ich podpiąć, nawet sam to napisałeś że biorą się od dupy strony! Pewnych rzeczy po prostu nie przeskoczysz. Niech najpierw zajmą się infrastrukturą której tam brakuje, dostępem do wody, opieką zdrowotną, zadbać o edukacje, a później można się zabierać za coś bardziej zaawansowanego jak komputery i internet, bo kulawy nie weźmie udziału w maratonie. Lepszy już byłby projekt wysłania wolontariusza do nauki języka i prądu do tego nie trzeba. Chcesz ich uczyć HTML, tymczasem niektórzy nie potrafią czytać w ogóle, nie mają świadomości jak może dojść do zakażenia wirusem HIV. Może niech lepiej opracują jakiś projekt wybijania komarów które przenoszą malarię, bo druga Krzemowa Dolina tam na pewno nie powstanie, tak jak w Polsce nie będzie drugiej Japonii. To jakby do Polski przyjechał wolontariusz z Japonii uczyć budowy linii kolejowych wysokich prędkości (Shinkansen) którymi nie pojadą nawet moje wnuki. A może niech Niemcy przyjadą do nas budować autostrady, które potrafimy tworzyć jedynie na mapach? Taki sam sens. Podobnie było z telefonią, sporo obszarów było nieokablowanych i pozbawionych łączności, zmieniła to dopiero telefonia komórkowa i chyba podobnie będzie z transportem u nas, prędzej rozwiną się połączenia lotnicze niż coś z tego wyjdzie no i dokładnie taki sam sens miał wg mnie Twój wyjazd, czyli żaden. Miałeś nietuzinkowe, darmowe 3-miesięczne wakacje, mało kto tam był i można się pochwalić egzotycznym krajem. Widziałem tu opinię niejakiego Moona, zapewniam że nie mam z nim nic wspólnego, ale jakby nie patrzeć ma on rację. Pewnie zaraz zostanę okrzyknięty rasistą roku, albo mój komentarz zostanie skasowany. Jednak zapraszam do dyskusji.
kkarpieszuk said,
4 grudnia, 2008 @ 12:43 am
hej, dzieki za komentarz, ja nic nie kasuje 🙂
w MSZ i organizacji nikt nie byl pijany 🙂 gdy projekt byl pisany i akceptwany przez MSZ w ogole nic nie bylo mowy o opcji rozdawania komputerow. mialem tylko wyszkolic 20 osob z podstawowej obslugi komputerow i tyle. dopiero po przyjechaniu dowiedzialem sie, ze te 20 osob, to nie 20 a 60, nie zwykle osoby, a nauczyciele szkolni, ktorzy beda uczyc tego dalej i w dodatku szkoly dostana komputery. wiec wszystko wygladalo super hiper, sam przyznasz.
dopiero na koniec dowiedzialem sie, ze szkoly nie maja komputerow. swoim projektem z Polski wpasowalem sie w lokalny projekt organizowany przez dystrykt, ktory mozna nazwac „dajmy szkolom prad, dajmy im komputery i nauczmy ich obslugi”. gdy dystrykt go wymyslal nie bral pod uwage, ze przyjedzie tu ktos w nim pomoc. a tu sie jednak im zjawilem. co prawda nauka obslugi komputerow logicznie powinna byc na koncu, ale skoro juz pojawila sie okazja, ze ktos tego nauczy, to przyznasz ze bardziej glupio by postapili jakby nie skorzystali. wiedza z glow tak szybko nie wyparuje.
nie jest tez celem zrobienie z Rwandy doliny krzemowej, tak samo jak w Polsce wybudowanie jednej elektrowni atomowej nie uczyni z nas potegi nuklearnej. ale nie znaczy to, ze elektrowni nie powinnismy wybudowac. zmieniac cos trzeba malymi krokami.
i ostatnio zauwazylem ze popelnilem blad. na blogu opisywalem glownie biede i kurde ani slowa nie napisalem, ze jest i druga strona medalu. oczywiscie sa szkoly z pradem, ale w wiekszych miastach. wiekszosc ludzi umie czytac, ale ja sie skupilem na opisywaniu tylko tych, ktorzy nie umieja. sa ludzie, ktorych stac na kupno komputera dla siebie, ale opisywalem glownie pracownikow baru, dla ktorych komorka to szczyt luksusu. tu sie przyznaje ze byla to porazka i postaram sie to zmienic. zrobie o tym artykul
kanar123 said,
4 grudnia, 2008 @ 12:47 am
Skoro mają tam telefony komórkowe to dlaczego nie mają mieć komputerów i dostępu do internetu? Od czegoś trzeba zacząć, a że będzie to obsługa komputerów…
kkarpieszuk said,
4 grudnia, 2008 @ 12:48 am
jeszcze diodam: i stad sie moze bierze moonowskie manipulowanie. jesli w jednym zestawia samuela ktory nie umie pisac i czytac i moje zadanie edukowania ludzi z obslugi komputerow, to zawsze to zabrzmi paradoksalnie i nawet ja to widze. tyle ze ja tam pojechalem edukowac z obslugi komputerow tych, ktorzy maja mozliwosc tego się nauczyc. pomoc musi byc dopasowana i uwazam ze taka byla. nauczyciele nuczyli sie nowej rzeczy, ktorej beda nauczac dalej. czytajacy pracownicy baru szlifują teraz angielski. samuel dostal narzedzia budowlane. w takim zestawieniu, juz chyba nie brzmi to baasurdalnie?
to tak jakby w Polsce postawic na piedestal kogos kto nie umie czytac i pisac (sa tacy) i drwić z idei nauczania polskiego spoleczenstwa medycyny molekularnej. „Patrzcie, w Polsce są takie głąby, a ktoś z nich chce uczynić noblistów”. upraszczanie
manto said,
7 grudnia, 2008 @ 12:32 am
@Stefan
moim zdaniem nie masz racji, bo:
1. Konrad nalezy do osob, ktorym zechcialo sie podniesc dupe i pomoc. To,
ze akurat nie jest lekarzem czy specjalista od elektrycznosci nie ma znaczenia.
Potrafi uczyc o informatyce wiec uczyl o informatyce.
2. Z budowaniem infrastruktury jest znacznie wiekszy problem niz moze Ci sie
wydawac. Sam przyznajesz, ze Polacy maja z tym problem, a mamy chyba
znacznie lepsze warunki i lepszy start niz Rwandyjczycy. W kazdym razie
wymaga to ogromnych ilosci czasu i ogromnej ilosci kasy. Jednak i w Rwandzie
nie jest tak zle, skoro udawalo sie Konradowi relacjonowac na blogu dosc
regularnie, wszystkie jego przygody. W takim razie juz maja jako taki poczatek.
Jakos baze na, ktorej mozna budowac. To co chce powiedziec, to ze moga
miec wieksza szanse dzieki internetowi. Z jednej strony jest to masa gowna
i komercyjnego smiecia z drugiej to skarbnica ludzkosci. Majac dostep do
internetu i umiejetnosc korzystania z niego, maja dostep do niemal calej wiedzy
ludzkosci. Miales pojecie, ze mozna zbudowac robota ze starych zabawek
i starego routera? Wiedziales, ze mozna zbudowac dom z plastikowych butelek
i blota? Wiesz, ze mozna uzyskac energie elektryczna z gazu pochodzacego
z rozkladu zwierzecych odchodow? Tutaj, na zachodzie, ludzie robia takie rzeczy
dla samej zabawy bycia kreatywnym, tam takie rzeczy moga sie przydac (no moze
oprocz robota;). Czy uwazasz, ze komputery nie przydadza sie rwandyjskim
szpitalom? Czemu chcesz trzymac rwandyjczykow z dala od najnowszych
technologii? Czy tylko dlatego, ze wiekszosc z nich nie ma jeszcze biezacej
wody? Co to za argument.
3. Mam nadzieje, ze ten brak komputerow w Rwandzie bedzie sie zmienial. Zdaje
sie, ze jednym z celow programu OLPC jest Rwanda. Tu nie chodzi o to
by zrobic tam doline krzemowa. Czemu Twoj dzieciak ma mozliwoscc uczyc
sie obslugi komputera a dzieciak rwandyjski nie. Czy i tak sytuacja tamtych
ludzi w stosunku do sytuacji nas, tutaj, na zachodzie nie jest i tak wystarczajaco
niesprawiedliwa?