Wyobraziłem sobie taką sytuację. Jeszcze z walizką w ręku, z plecakiem na plecach, ale już w Polsce. Z Warszawy z pociągu odbiera mnie mój brat cioteczny, wsiadam do jego samochodu. I pyta mnie:
– I jak tam było w Rwandzie?
I odpowiadam głupie:
– Fajnie.
I serce we mnie załomotało na tą myśl. Jak pięścią w twarz. Z powrotem w Polsce.
Paweł mi dobrze napisał w mailu i teraz to zrozumiałem. Straszne będzie wrócić do Polski i znów stać się tym samym Konradem co przed wyjazdem. Tu w Rwandzie czuję i wiem, że robię coś wielkiego, co będę pamiętał do końca życia. W przeciętnej sytuacji po powrocie, będzie to jednak warte tyle co nic. Będę kolejną osobą, która wyjechała na wolontariat, która pojechała do Afryki i tyle. Może i ludzie zrobią zachwyconą minę jak wspomnę gdzie byłem, ale tylko na chwilę. Takie wtrącenie w rozmowę. Gdzie byłeś? Po co? Wow, nie bałeś się? No i jak było?
I co można odpowiedzieć na takie pytanie w spontanicznej rozmowie? Nie będę przecież nagle opowiadał jeszcze raz dzień po dniu co się wydarzyło. Nie będzie czasu na historię ze szpitala, na aferę w obozie dla uchodźców. Nie wytłumaczę w trzech zdaniach, że Rwanda jest zupełnie inna niż jej stereotyp, nie mam na to talentu.
Będę mógł tylko powiedzieć: fajnie. Uwierzcie, że to strasznie bolesne nawet o tym teraz myśleć. Jakby się samemu przekreślało wszystko, z czego jest się dumnym. Każde wydarzenie we mnie samym zasługuję na szczególną uwagę. Każda sekunda pobytu powinna być wspominana w całej jaskrawości. Muszę kolejny raz zobaczyć to wszystko przed swoimi oczami, znów poczuć ten słodki zapach w powietrzu, usłyszeć szmer wesołych rozmów i zagadywania; w bucie znów musi uwierać mnie niewygodny, laterytowy, brązowo – czerwony, cieplutki, szorstki kamyk.
Może lepiej nie odpowiadać nic. Włóczykij powiadał, gdy wracał do Doliny Muminków, że wspomnienia z podróży należy zachować tylko dla siebie. Jak ja go teraz dobrze rozumiem. Nie obrazisz samego siebie uproszczeniami. Nie obrazisz słuchaczy domaganiem się zbyt wielkiej atencji dla swojej opowieści. Słuchacze mają prawo mieć gdzieś, co masz do powiedzenia, doskonale to rozumiem.
* * *
Wyobraziłem sobie sytuację z moim kuzynem – zupełnie wymyśloną, bo z Warszawy odbierze mnie moja siostra, która bloga czyta i pytać nie musi – i naprawdę serce mi załomotało. Poczułem się znów jakbym był w Polsce, ale… jeszcze nie!
Dajcie mi kilka dni więcej! Tydzień, dwa tygodnie. Tak aby uciszyć ten zegar odliczający już nie doby, a godziny i minuty. Chcę jeszcze coś zrobić, może jeszcze jakaś spontaniczna akcja. Niech to nawet będzie kolejne wkurzenie na rwandyjską ślamazarność, niechaj jeszcze raz rozkapryszę się z powodu brakujących kabli.
Niech to szlag: nawet na to nie ma już czasu.
Mogę tylko siedzieć czując zupełną bezradność. Cały czas myślę o zegarze i nic nie robię. Nic już nie zacznę, mogę tylko sprawy kończyć. Jutro kupimy rzutnik i resztę prezentów. Wyślę sms do Hariette, że jestem w Kigali i się pożegnamy. Jutro po południu podsumujemy z wszystkimi nauczycielami całą akcję szkoleniową. Dostaną certyfikaty ostatecznie kończące moją tutaj misję.
W środę pójdę do szkoły do Nelly i pożegnam się z nią ostatni raz. Potem zajdę do Eugena, zajdę do Miho, co rozdaje króliki. Oddam książkę do biblioteki w szkole.
W czwartek się spakuję i zaniosę wszystkie toboły do telecentrum, gdzie wśród wszystkich znajomych będę czekał wieczora. Pojedziemy z Paulem na lotnisko. I tyle.
* * *
Wielką huśtawkę miałem przed wyjazdem z Polski. Bo jechałem w zupełnie nieznane, do Rwandy, w której ktoś mnie zabije, okradnie, umrę z powodu gorączki krwotocznej. Potencjalnie.
I przez tą potencjalność pozostawała cały czas wielka furtka: bardziej prawdopodobne jest, że do Polski wrócę. W Rwandzie będzie paskudnie, to paskudnie, ale wrócę i wszystko będzie tak jak było. Życie będzie toczyć się dalej, a Rwandę zapamiętam najwyżej jako trzymiesięczny, nieprzyjemny epizod.
Teraz jest jednak jeszcze gorzej. O wiele, wiele bardziej niedobrze. Fatalnie. Bo teraz wiem, gdzie jadę i nie podoba mi się to. Znam Polskę, wiem jakie tam są mniejsze i większe piekiełka. I co jeszcze gorsze, będzie to powrót nieodwracalny. Bez furtki.
Do Rwandy niemal na pewno już nigdy nie wrócę, nie ma co się oszukiwać. Kurewsko niedobrze, bo Rwanda jest przecudowna. Czuję, że to strasznie niesprawiedliwe, że wszyscy ludzie na świecie nie mogą żyć w tak wspaniałym miejscu, z tak wspaniałymi, sympatycznymi ludźmi.
Jeszcze gorsze jest to, że nigdy ich wszystkich już znowu nie zobaczę. Paul za dwa tygodnie będzie mężem Pacifique, jednak dla mnie na zawszę zostaną parą narzeczonych. Innocent i Agathe już zawsze w moim myślach zostaną rodzeństwem zawsze trzymającym się, mieszkającym razem. Cała reszta – Robert, Maombi, Console, Chantall, Nelly – będą samotnymi wesołymi ludźmi. Nawet gdy ja będę już zniedołężniałym, starym, siwym, ledwo chodzącym dziadkiem, oni wciąż będą młodzi, dwudziesto-kilkuletni. Czy oni wiedzą, że już nigdy nie będą mieli dzieci?
Powiedzmy sobie to szczerze: w czwartek dla mnie oni wszyscy tak naprawdę umrą. Oto prawdziwy problem powracania.
EwuniaWuZet said,
10 listopada, 2008 @ 11:52 pm
Będzie ok, nic sie nie martw!A może by tak Samuela zabrac??? mam jakąś słabość do niego!
Webi said,
10 listopada, 2008 @ 11:59 pm
eh tak to jest z powrotami. Z drugiej strony mozesz zadac sobie pytanie czy chcialbys mieszkac tam dluzej. Mimo wszystko daleko od rodziny i ludzi, z ktorymi sie wychowywales i dzieliles zabawki z piaskownicy. Moze nie identyczna, ale podobna sytuacje mam ja. Z jednej strony z Anglii chce wrocic, z drugiej strony wiem, ze bedac juz w Polsce zaczne studia, rowniez daleko od domu, a potem wszystko juz pojdzie ‚z gorki’. A jednak trzeba podniesc glowe do gory i pozytywnie patrzec w przyszlosc. To co bylo to juz wspomnienia, co przed nami jeszcze marzenia:)
Co do bloga, nawet po powrocie, nawet jak nie o Rwandzie to daj czasami znac co tam u Ciebie:) Bo mimo, ze Ciebie w ogole nie znam, to z blogiem spedzilem troche czasu i mam wrazenie, ze jednak troche o Tobie wiem. Na pewno wiecej niz Ty o mnie:)
Szczerze mowiac wydaje mi sie, ze jeszcze Rwande odwiedzisz. Juz nie jako wolontariusz, ale tam pojedziesz, bo cos Ciebie bedzie ciagnelo w to miejsce mocniej niz np na kolejne wakacje na Karaibach.
Pozdrawiam
tig3r said,
11 listopada, 2008 @ 12:24 am
Kurde i Ty mówisz, że nie masz talentu do pisania? Dawno nie czytałem tak pięknego, subtelnego a zarazem dobitnego opisu problemu powrotu. Tak się składa, że chyba każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu przeżywa podobne rozterki i podobnie na nie reaguje. To poczucie nieodwracalności, każdej sekundy nieubłaganie znikającej w gdzieś w mrokach historii i wspomnienia, które im bliżej momentu wyjazdu tym stają się wyraźniejsze. Cóż mogę powiedzieć, jeżeli to Cię w pewien sposób pocieszy wiedz, że nie tylko we mnie, ale i zapewne u wielu innych ludzi obudziłeś uśpione gdzieś pragnienie głębszego poznania Afryki będącej przecież w bliższej lub dalszej linii matką każdego z nas. Myślę, że to z tego powodu tak trudno Ci stamtąd wrócić – po prostu poskórnie, całym sobą czujesz, że to tutaj jest kolebka ludzkości i miejsce, z ktorego wszyscy wyruszyliśmy w odgległe i egzotyczne zakątki tej planety. Podobnie jak Webi uważam, że z pewnością jeszcze tutaj wrócisz. Świadomie bądź nie zrobisz wszystko, żeby okoliczności sprzyjamy temu by Twoja stopa stanęła tutaj jeszcze raz i tego z całego serca Ci życzę (tak, nawet w Polsce ktoś zupełnie obcy może chcieć dla inego czegoś odbrego 🙂 )
@EwuniaWuZet: Nie tylko Ty. Już patrząc na fotki widać, że musi być niezwykle sympatyczną osobą.
P.S.
Pomyślałeś nad kwestią przywiezienia ddrobiazgów, o której wspominałem wcześniej (trochę ziemii, kamienie, cokolwiek)?
Ja said,
11 listopada, 2008 @ 12:24 am
To przygnebiajace co piszesz, ale rozumiem Cie. Sam przezywalem juz taki powrot. Ale to nie prawda ze to koniec. Ze nie mozesz nigdy wrocic. To wszystko zalezy tylko od Ciebie.
Powodzenia
ps. Mozesz byc dumny z siebie
geffen said,
11 listopada, 2008 @ 1:48 am
Ot i POŻEGNANIE Z AFRYKĄ…
Powinieneś zupełnie serio pomyslec o zrobieniu z tego bloga ksiazki. Moglaby ona zachecic wielu innych do pojscia w twoje slady. Ja dzieki tobie poznalem Afryke, ktorej nigdy nie znalem. Wiem tez z wlasnego doswiadczenia jedno: jesli do niej nie wrocisz, to za 10-15 lat bedziesz mial poczucie zmarnowanego zycia. Ze zacytuje Laske z Polski: ” Musisz sobie zadac jedno, ale to ********* wazne pytanie: Co chce w zyciu robic – I to robic”
Janusz Lis said,
11 listopada, 2008 @ 2:19 am
– I jak tam było w Rwandzie?
– Długo by mówić. Najlepiej przeczytaj książkę, którą na ten temat popełniłem.
Czy to nie brzmi przyjemniej?
Czytelnick said,
11 listopada, 2008 @ 11:10 am
Może bez porównania, ale rozumiem tą tęsknotę do przygód. Podczas wakacji jeździłem autostopem. Lato się skończyło a mi pozostała już tylko szarzyzna codziennego dnia i nudne siedzenie w domu. Nie ma możliwości byś za rok znów tam pojechał jako wolontariusz, albo do jakiegoś innego kraju w Afryce?
Czytelnick said,
11 listopada, 2008 @ 11:14 am
Powinieneś poznać bliżej jakąś dziewczynę stamtąd, dzięki temu miałbyś zawsze cząstkę Rwandy przy sobie 🙂
A właśnie, co z tymi Afrykankami? na pewno nie tylko ja jestem zainteresowany by zostać chociaż penpalem którejś z nich, tylko widzę kilka trudności; one nie mają adresów i nazwisk i nie znają angielskiego 😦
W Polsce czarnych jest jak na lekarstwo i tak samo trudno ich spotkać jak muzungu w Rwandzie, a jak już jacyś przyjeżdżają to sami faceci 😦
kkarpieszuk said,
11 listopada, 2008 @ 11:30 am
czytelnick:
Po pierwsze ludzie, dajcie mi w koncu zarobic jakies pieniadze 🙂 Co chwila ktos mi sugeruje bym pojechal znow na wolontariat. Ja chce w koncu pojsc do pracy 🙂 Oczywiscie nie wyklucza to dalszego pomagania dla afryki czy innych krajow. Polowa muzungu jakich tu znam jest zwyczajnymi etatowymi pracownikami organizacji pomocowych. I takiej pracy bede szukal, zobaczymy jak mi pojdzie
Po drugie Rwandyjki opisalem we wpiscie „Rwandyjki” 🙂
geffen said,
11 listopada, 2008 @ 1:08 pm
No wlasnie chcemy zebys dzieki ksiazcze zarobil pieniadze, a jednoczesnie dzieki tym pieniadzom mogl robic to co chcesz – wilk syty i Kansas syty. Kto powiedzia, ze pieniadze musisz zarabiac w Polsce, czy Europie. Jesli tam mozna tak latwo zalozyc firme i jest tam zapotrzebowanie na to, co robisz, to czemu nie zarobic TAM. Pedac tam, bedziesz sie czul bardziej w domu… i tak do konca zycia. To tak z wlasnego doswiadczenia.
earl said,
11 listopada, 2008 @ 1:42 pm
nigdy nie mów nigdy 😉
sam pisałeś zdaje się, ze gdyby rok temu ktoś powiedział, ze masz jechać do Rwandy to nigdy byś nie uwierzył ;-)))
Kuba said,
11 listopada, 2008 @ 3:01 pm
powyższy wpis jest zdecydowanie jednym z najpiękniejszych (o ile nie najpiękniejszym) na całym blogu… tyle w nim prawdy, tyle celnych przemyśleń… Tekst jest na wskorś osobisty, ale jednocześnie swoje imię mógłby do niego wstawić każdy z nas… przecież jakby się dłużej zastanowić, w pewnym momencie życia każdy z nas coś takiego czuł, ale może nawet nie zdawał sobie z tego sprawy…
oj Konrad, Konrad… mam nadzieję, że jakimś cudem uda Ci się napisać książkę (piszę „jakimś cudem” bo w Polsce naprawdę nie jest to łatwo.. zresztą chyba wszędzie ciężko znaleźć wydawcę, bo każdemy zależy jedynie na zysku, a najlepiej żeby był to jeszcze zysk szybki i łatwy… bez obrazy, ale tematyka afrykańska niekoniecznie jest łatwa i dla każdego przystępna, więc grono odbiorców, a więc potencjalnych kupców się zawęża, co dla wydawcy jest straszne…). A jeśli nie książkę, to po prostu prowadź dalej bloga, błagam 🙂 nie wiem, może – KonradJestDuchemWRwandzie 😉 w każdym bądź razie – NIE REZYGNUJ Z PISANIA!!!
pozdrawiam serdecznie
Kuba
Monika said,
11 listopada, 2008 @ 4:03 pm
Witaj Konradzie. Zaglądam praktycznie codzinnie na Twojego bloga – nie znamy się. Albo może – znamy sie pośrednio:) Jestem z tego samego wolontariatu co Karolina i Kinga ktore teraz są na wolontariacie w Togo i Jola ktora jest w Tanzanni. Poznales je na szkoleniu MSZ. Poprzez Karoliny blog doszlam do twojego i bardzo sie z tego ciesze:)
Piszę na forum dopiero teraz bo ruszyl mnie cholernie ten wpis „Jeszcze nie!” . Sama wróciłam w sierpniu z miesiecznego projektu wolontariackiego w Togo. Wiem – miesiąc to 3 razy mniej niz 3 miesiace ale uwierz – gdy wyjezdzalam z tamtad to czulam sie tak samo jak ty teraz. Nie powiem ci ze „bedzie spoko, nie martw sie, bedzie dobrze w Polsce” bo skoro juz teraz tak czujesz to w Polsce bedzie…. Mi do dziś sni sie Afryka – moj pobyt w Togo, moi znajomi, dzieciaczki. A minelo juz prawie 4 miesiace odkad wrocilam… Najbardziej boli fakt ze prawdopodbnie juz tam nie wrocisz/nie wroce i ze te osoby- tak jak mowisz – umieraja dla ciebie. Ja inaczej to przetworzylam – wyobrazilam sobie ze do Polski wraca moje ciało – serce zostaje tam, albo raczej jego polowa… niewiem co bedzie dalej. Minely 4 miesiace tak jak juz napisalam, powoli widze ze uklada mi sie to wszytsko w glowie. Mysle ze i ty przez dlugi czas nie bedziesz mogl dojsc do siebie, bo juz nic nie bedzie jak kiedys, bedziesz musial na nowo nauczyc sie zyc tutaj…
To co mi jeszcze pomogło to to ze przez caly wyjazd pisalam pamietnik. Po przyjezdzie przelam go do formy ogolnodestepnej, dorzucialm zdjecia i czytam go praktycznie codziennie. Czytam by nie zapmniec ani jednej chwili z mojego wyjazdu…
Co do ludzi – mam ten sam probelm – do tej pory sie mnie ludzie pytaja: „Jak bylo, co robiłas, nie balas sie”?? Co ja mam im powiedziec w ciagu paru minut kontaktu?? nie da sie opisac tego wszystkiego, bo tam kazda minuta, godzina to osobna historia. Nie da sie jej opisac, nie da sie opisac zapachu goracego powietrza,zapachu Afryki kiedy wychodzisz z samolotu, nie da sie opisać dzieciakow szczerze sie do Ciebie smiejacych , nie da sie opisac nawet tych karaluchów w pokoju, jaszczurk i gekonów na scianie, NIC nie da sie opisac…
Zrozumie to ten kto byl, przezyl podobnie, pokochal Afryke. A z tego co czytam to pokochales to miejsce prawda?? czy moze sie myle??
pozdrawiam
Monika N.
kkarpieszuk said,
11 listopada, 2008 @ 5:55 pm
Dzieki wszystkim za wpisy. Monika: Wymienione przez Ciebie dziewczyny oczywiscie ze znam, czytam blog Karoliny. Co do przemyslen to sie faktycznie zgadzam. Zauwazylem na blogu Karoliny ze napisala o zapachu powietrza (napmknela). Ja tez napomykam i teraz Ty. To faktycznei charakterystyczna sprawa dla Afryki. Mialem temu zamiar poswiecic osobny artykul, ale zawsze jakos odkladalem. Kiedys napisze na pewno. 🙂
Monika said,
11 listopada, 2008 @ 6:01 pm
To życzę Ci powodzenia w opisaniu tego zapachu 🙂 🙂 szczerze Ci powiem że ja do tej pory nie POTRAFIĘ go opisać 🙂 pisząć swój pamiętnik stwierdziłam że siła tego zapachu tkwi w feromonach które są w powietrzu, dzięki którym człowiek juz nigdy go nei zapomni.
Wdychaj go jak najwięcej, zapamiętaj go bo ja gdy tak sobie tęsknię za Togo to przypominam sobie ten zapach i pomaga wrócić myślami. Chociaż tyle musi wystarczyć 🙂 Pozdrawiam Cie serdecznie !! a i dziekuję za bloga bo prześwietnie się go chłonęło:)
Czytelnick said,
11 listopada, 2008 @ 6:38 pm
Wszyscy pewnie mamy nadzieję, że po powrocie wrzucisz zaległe wpisy na tematy o które prosili czytelnicy i mnóstwo fotek i filmów które nie nadawały się na rwandyskie łącza. Sądzisz, że tam też będą za Tobą tęsknić? może głupie pytanie, ale zadane na podstawie tego co pisałeś o Innocencie; pewnego dnia po prostu sobie poszedł i tyle go widzieli, może godzą się, że taka jest kolej rzeczy i taki już los i zbytnio nie są przez to sentymentalni? Wiadomo coś czy przyjedzie do nich kolejny wolontariusz? No i oczywiście nawet jak już wyczerpiesz tematykę Rwandy, to i tak będę chętnie czytał być może blog o innej nazwie KonradjestwPolsce, albo KonradjestwEuropie ale pisz koniecznie!
kkarpieszuk said,
11 listopada, 2008 @ 7:03 pm
Czytelnick: podejrzewam ze sie nie przejma 🙂 To dla mnie jest przygoda zycia. Czy gdyby do Twojej pracy/uczelni/szkoly dolaczyl na trzy miesiace jakis Afrykanczyk, uznalbys to za wyjatkowe wydarzenie w Twoim zyciu? Dla nich to po prostu kolejna osoba, ktora sie przewinela
kkarpieszuk said,
11 listopada, 2008 @ 7:04 pm
jeszcze dodam, ze moze niektore osoby nieco sie przejma. w ostatni weekend jadlem kolacje z Agathe i powiedzialem ze juz w ten czwartek lece. Spuscila glowe i powiedziala bardzo wolno: Innocent go… now Konrad go. I feel bad.
Adam said,
12 listopada, 2008 @ 12:55 pm
Hej. Masz talent do pisania to nie ulega watpliwosci. Po drugie jestem pewien ze skoro zdecydowales sie na wyjazd do Rwandy, to z Polski wyjedziesz szybko. Nie koniecznie w kierunku Rwandy, ale wydaje mi sie ze nie dasz rady mieszkac w Polsce. Pozdrawiam z UK grzejac powoli silniki do nastepnego (dalszego) przeskoku do innej rzeczywistosci.
pawel said,
12 listopada, 2008 @ 7:29 pm
ech, prawie mi sie lzy cisna do oczu.
jednego tylko nie rozumiem, skad przekonanie ze do rwandy nie wrocisz? afryka nie daje latwo o sobie zapomniec, cos o tym wiem, kiedys juz tez wrocilem, i myslalem ze nigdy wiecej. a potem afryka, ten wirus w glowie wygrala, i jak wiesz, pierdolnelem wszystko zeby sobie rowerem pojezdzic, tak juz naprawde ostatni raz w zyciu.
od afryki tak latwo sie nie ucieka, o nie, nie licz na to.
i widzisz, w grudniu znow stane na poludnie od rownika. inshallah.
dziwne to wszystko, tajemnicze, nie umiem o tym mowic, ale cos w tym jest. jak raz sie zarazisz, to bedziesz do konca zycia chorowal na afryke. tak mowia.
wiec dobrego lotu, szybkiej aklimatyzacji ( w europie jest potwornie zimno ) i pogodzenia sie z faktem ze beda takie momenty, ze bedziesz sie czul jakby serce sie wyrywalo z klatki piersiowej w strone poludnia.
cecill said,
12 listopada, 2008 @ 8:19 pm
a ja się cieszę że wracasz. i cieszę się ze zdecydowałeś sie na to żeby wyjechać do rwandy i zazdroszczę ci tych wszystkich wspomnień. i myślę że teraz Polska nie będzie dla ciebie już taka sama bo Ty już nie jesteś taki sam. będzie dobrze, zobaczysz. będzie dobrze, tylko… trochę zimniej 😉 pozdrawiam!
Madrugada said,
12 listopada, 2008 @ 11:53 pm
To co przeżyłeś tam jest twoje, Konrad. I nikt ci tego nie odbierze! To, czego doświadczyłeś, zmieniło cię tak, że teraz na świat patrzysz zupełnie inaczej. Zresztą przyznaj, czy ta rozpacz nie jest w gruncie rzeczy słodka? Wielkość czegoś mierzy się bólem straty… A życie nigdy nie jest zwykłe.
AntyWeb | Archiwum » Setka ciekawych wpisów z polskich blogów - czyli kto wygrał GTA IV i Tomb Raidera said,
5 grudnia, 2008 @ 4:32 pm
[…] https://konradjestwrwandzie.wordpress.com/2008/11/10/jeszcze-nie/ […]