Mało mi było przygód związanych z wizytami w szpitalu – na dokładkę udałem się dziś do dentysty. W Afryce, a zwłaszcza w krajach o tak dużej zachorowalności na AIDS jak ognia należy unikać odwiedzin w takim miejscu, ale kilka czynników sprawiło, że nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności.
Po pierwsze oczywiście ból zębów. Nie zęba, a właśnie zębów. Niemalże cała dolna szczęka cały czas mnie świerzbi aż chce się po zębach drapać. W nocy jest wyjątkowo okropnie. Wczoraj z bólu jedynie się na chwilę obudziłem, dziś jednak myślę, że taczałem się po łóżku z godzinę zanim wziąłem tabletkę przeciwbólową. Ból jest właśnie dziwny. Swędzenie, przy stukaniu zębami ból i najchętniej bym sobie wszystkie zęby wyrwał. Jakby się wszystkie nawzajem rozpychały uciskając jeden na drugi.
Dziś w ciągu dnia siedziałem sobie z Robertem i zapytałem co oni tutaj robią jak ich zęby bolą. Odpowiedział dość logicznie, że idą do dentysty. I jak jasnowidz zapytał czy mam uczucie zwędzenia zębów, bo jego kolega tak miał i lekarz powiedział, że to bakterie z pożywienia, po czym przypisał mu jakiś płyn do płukania ust. Zatem widać uda mi się zapewne uniknąć wiercenia i związanego z nim rozlewu krwi.
Akurat nie było w telecentrum (jak i w całej Nyamacie) prądu, odwołaliśmy więc zajęcia z nauczycielami, nudziliśmy się (nie ma prądu – nie ma telewizji, nie ma Internetu…) więc zapadła decyzja: idziemy. Jeśli faktycznie skończy się na płynie do płukania ust to super; dodatkowo wpiszę sobie w doświadczenie wizytę u afrykańskiego stomatologa. Jeśli zechce wiercić, z góry go uprzedzę, że nie zgadzam się i choćby bolało jak nie wiem, doczekam powrotu do Polski. Robert mówił, że dentysta będzie używać rękawiczek, ale i tak nie uśmiecha mi się zastanawiać czy zakaziłem się HIV czy nie.
*
Choć musze tu wtrącić, że jeszcze przed wyjazdem postanowiłem sobie, że po powrocie – nie ważne jaki ten pobyt będzie – pierwsze co zrobię to udam się w Białymstoku na Krakowską na badania czy jestem nosicielem czy nie. Zresztą pretekst ku temu mam już nieco konkretny: byłem w szpitalu, a tam nieco krwi ze mnie wyciekło przy podłączaniu różnych kroplówek. Tak więc trzymajcie kciuki. 😉
*
Gabinet dentystyczny znajduje się w znanym mi już szpitalu w Nyamata. Dentysta akurat poszedł sobie na obiad i trochę zajęło nam czekanie na niego. Kolejki jednak nie było. Po jakimś czasie zjawił się chłopak wyglądający na młodszego ode mnie, całkiem wyluzowany człowiek, wyglądający bardziej na szamana niż człowieka z tytułami naukowymi.
*
I tutaj też muszę wtrącić, że od czasu wizyty w szpitalu mam nieco zaniżone mniemanie o tutejszym personelu. Pielęgniarze po zmierzeniu mi temperatury odczytali wynik – trzydzieści dwa stopnie z kawałkiem – i bardzo szczęśliwi i dumni z siebie, że znają takie słowo powiedzieli, że to oznacza, że mam hipotermię. Odpowiedziałem im, że taki wynik to już prędzej oznacza, że od kilku godzin jestem martwy i niech lepiej dotkną mnie, bo mogę się mylić, ale mam wrażenie, że temperaturę mam co najmniej w normie jeśli nie podwyższoną. W każdym bądź razie, nie jestem lekarzem, ale 32 stopnie to na pewno mniej niż hipotermia.
Dotknęli mnie, zrobili grymas na twarzy i poszli po nowy termometr. Trzydzieści siedem i dwa.
*
Dentysta niespecjalnie spieszył się korzystając ze swojego wyluzowania. Znikał z gabinetu na kilka minut, wracał, sprzątał, na moją okoliczność zapewne wypucował także z zakrzepniętej krwi spluwaczkę przy fotelu przypominającym te, jakie widziałem jakieś piętnaście lat temu u nas w Polsce. Więc i my się nie spieszyliśmy, robiliśmy sobie z Robertem zdjęcia w fotelu i obfotografowałem całkiem ładną drewnianą szafkę, przypominającą stare listowniki, tutaj służącą jako skrytka na przeróżnego rodzaju słoje i narzędzia.
Starałem się dowiedzieć ile mnie to będzie kosztować (w kieszeni miałem tylko dziesięć tysięcy franków, czyli niecałe dwadzieścia dolarów), ale za każdym razem słyszałem odpowiedź: „Nie przejmuj się, wszystko będzie OK”. To raczej sprawiało, że właśnie się przejmowałem, bo unikanie podania ceny rozumiałem jako „mam na fotelu muzungu i trzeba wyciągnąć z niego tyle kasy, ile się da”.
Doktor Alban naciągnął rękawiczki (ktoreś z kolei, na szczęście co chwila je zmieniał, co mnie zwłaszcza ucieszyło po wypucowaniu z krwi spluwaczki), zajrzał do paszczy i powiedział, że mam osad na zębach, który sprawia ból. I zabrał się do zeskrobywania go dłutkiem dentystycznym. Niestety zobaczyłem krew więc powiedziałem, że tą zabawę sobie darujmy. Trochę po fakcie, ale mam nadzieję, że może lepiej późno niż wcale. Zapytałem czy i mi nie może przypisać tego słynnego i tajemniczego płynu.
Powiedział, że owszem, ale osad trzeba usunąć, więc zapisze mi dobrą szczoteczkę do zębów. Zdjął z szafy pudełko, z którego wyjął elektryczną szczoteczkę do zębów dla dzieci, ale za to marki Johnson&Johnson. No i mamy tego haka na bogatego muzungu. Dentysta to przy okazji sprzedawca drogiego sprzętu do dbania o higienę jamy ustnej. Rwandyjczyków na takie frykasy pewnie nie stać, więc jak się trafi biały człowiek, to trzeba skorzystać. Tyle, że i mnie nie stać na szczotkę za… sam nie wiem ile w Polsce kosztują szczoteczki elektryczne.
Powiedziałem, że już mam, ale się uparł, że tylko taka usunie bakterie. Trochę się przekomarzaliśmy, że ja wolę sam cudowny płyn, aż w końcu gdy nie ustępował, zapytałem o cenę. I tu mnie zabił. Tysiąc franków, czyli niecałe dwa dolary. Odpuściłem więc dalszą dyskusję i się zgodziłem, zwłaszcza, że obecna szczoteczka jaką mam jest analogowa i kosztowało w jednym ze sklepów w Nyamata właśnie tyle samo. Robert jak usłyszał cenę, postanowił kupić też jedną sobie.
Cudowny płyn mnie zaskoczył. Spodziewałem się jakiejś butelki bądź buteleczki, tymczasem stomatolog odlał mniej więcej pół szklanki z jednego ze słojów do plastikowej torebki i zawiązał ją na supeł. Za płyn się należy dwa tysiące franków. Zapłaciłem, dostałem fakturę, dentysta wyjaśnił jak go stosować: rozprowadzić po zębach i szczotkować około minuty.
Na wychodne zapytałem co to za płyn i cała magia prysła. Okazało się, że to najzwyczajniejsza w świecie woda utleniona, dokładnie taka sama, jaką przywiozłem ze sobą z Polski, tyle, że w buteleczce właśnie. Chciałem nawet zrezygnować więc z zakupu, ale odpuściłem po raz kolejny. Cztery dolary to nie tak dużo, a Robert ze stomatologiem zaczęli się upierać, że to na pewno inna i lepsza woda utleniona niż moja. Gdy zapytałem o wzór chemiczny aby się upewnić (woda utleniona ma wzór H2O2) dowiedziałem się, że ta jest lepsza bo ma wzór H3O (to jaka ona utleniona). Robert nawet kazał mi woreczek pomacać żebym zobaczył jaka ta woda jest twarda. Dobra, idziemy. Akurat nie interesowało mnie wmawianie mi, że usuwać kamień z zębów będę wodą twardą, czy może nawet ciężką.
*
Wnioski.
Przed przypisaniem leku w Afryce, zapytaj czym on jest. Być może masz go w podręcznej apteczce; jednak w Rwandzie normą jest, że ludzie leków żadnych w domu nie mają, więc lekarz nawet o to nie pyta. Podczas wizyty w szpitalu we wrześniu dostałem receptę na paracetamol, no a teraz na wodę utlenioną.
Luzacki dentysta wcale nie musi cię chcieć oszukać. Po wyjściu z gabinetu Robert powiedział mi, że to jego dobry kolega i ceny jakie dostaliśmy są nawet niższe niż dla Rwandyjczyków. Mogę w to teraz uwierzyć. Za dwa dolary chyba w Polsce nie kupię szczoteczki elektrycznej.
Mimo wszystko jednak unikaj wizyty u stomatologa w Afryce. Ząb może i przestanie boleć, ale… wole nie dopowiadać. 😉
Wojteks said,
21 października, 2008 @ 9:08 pm
Hehe, fajne.
Paweł said,
21 października, 2008 @ 10:21 pm
Zapomniałeś o podpisaniu wyluzowanego pacjenta na zdjęciu 😉
magda said,
21 października, 2008 @ 10:32 pm
Konradku jak boli a zwłaszcza swędzi szczęka jest to pierwszy objaw posiadania robaczków, małe dzieci w śnie zgrzytaja ząbkami jak mają robaki- bo taki ból swędzenie właśnie wychodzi w nocy( nie pytaj cze,mu bo nie wiem) -może jak człowiek śpi to one grasują:), zaden kamień nigdy nie swędzi nie boli, a jeżeli nie robaki to tylko zapalenie dziąsła, więc najlepiej wziąć przez kilka dni paracetamol lub inny lek przeciwzapalny i pwinno pomóć.
Buziaczki
PS
Podziawaim bo ja bym do czarnego dentysty a jeszcze faceta to bym nie poszła, pamiętasz Dok. Sulime jak wiercił dziure w zembie i przy tym zawsze wywalał swojego jęzora?-obleśny facet.- mialam wtedy 7-8 lat i nabrałm obrzydzenia do facetów stomatologów.
kkarpieszuk said,
21 października, 2008 @ 11:55 pm
siostra, nazwiska doktorow ci sie pomylily chyba 🙂 sulima obecnie nam dziury wierci
Dorota Ha. said,
22 października, 2008 @ 4:24 pm
Witam, ja trochę nie na temat. Dziś dostałam upragnioną pocztówkę od Konrada – nagrodę w konkursie ze znajomości tegoż bloga. Dzięki Koniu!
Bojownik said,
22 października, 2008 @ 5:36 pm
Fajny dentysta 😉
Lookzovt said,
22 października, 2008 @ 5:38 pm
A ja właśnie za godzinę mam wizytę u dentysty. Brrrr… mimo, że nie afrykański…
Kenna said,
10 marca, 2009 @ 1:30 pm
Drogi Konradzie.
Twoje podejście do tematu HIV jest całkowicie zrozumiałe, ale…
„zajrzał do paszczy i powiedział, że mam osad na zębach, który sprawia ból. I zabrał się do zeskrobywania go dłutkiem dentystycznym. Niestety zobaczyłem krew więc powiedziałem, że tą zabawę sobie darujmy. Trochę po fakcie, ale mam nadzieję, że może lepiej późno niż wcale.”
Zobaczyłeś swoja krew i postanowiłeś zrezygnować ze skalingu…. cóż, a czemu? Z Twojego opisu wynika że jedyna krew która widziałeś była Twoja. Przecież HIV nie siedzi podstępnie na wszystkich powierzchniach:) Wirus nie jest trwały w środowisku zewnętrznym. Zarazić się mogłeś przez transmisję od innych pacjentów, ale sam napisałeś, ze wszystko było przy Topie szorowane. Jeżeli narzędzie było czyste Ty byleś bezpieczny.. Od lekarza tez zarazić się nie powinieneś (nie bardziej niż na całym świecie), bo używał rękawiczek, to samo robią HIV pozytywni stomatolodzy w „cywilizowanym” świecie i ich pacjenci są zdrowi. Wniosek: podjąłeś decyzję o przerwaniu zabiegu, mogłeś to zrobić, ale sposób w jaki to opisujesz bardzo cię kompromituje w moich oczach.
Mam tez pytanie do magdy która napisała… „Konradku jak boli a zwłaszcza swędzi szczęka jest to pierwszy objaw posiadania robaczków, małe dzieci w śnie zgrzytaja ząbkami jak mają robaki- bo taki ból swędzenie właśnie wychodzi w nocy( nie pytaj cze,mu bo nie wiem) -może jak człowiek śpi to one grasują:), zaden kamień nigdy nie swędzi nie boli, a jeżeli nie robaki to tylko zapalenie dziąsła, więc najlepiej wziąć przez kilka dni paracetamol lub inny lek przeciwzapalny i pwinno pomóć.”
Jakie to robaczki?
A i właśnie… etiopatogeneza zapalenia dziąseł, które może przejść w zapalenie przyzębia jest w ogromnym skrócie taka:
nie myjesz zębów-> odkładają się miękkie osady->po 24h są już mocno przytwierdzone do szkliwa-> zaczynasz myć zęby _> osady wapnieją-> wewnątrz struktury kamienia rozwija się płytka nazębna (bakterie)-> one wytwarzają toksyny i metabolity-> te bezpośrednio wywołują zapalenie
magdo czy dalej ryzykujesz stwierdzenie ze żaden kamień nigdy nie bolał i nie swędział? masz argumenty?
W zasadzie piszę to tylko dlatego, ze wszystkim Wam lekko i sprawnie wychodzi taki kpiąco-obraźliwy styl oceniania poniekąd specjalistów. Jak emerytki w poczekalni u lekarza.
pozdrawiam
kkarpieszuk said,
10 marca, 2009 @ 2:31 pm
no ja wiem, ze moja krew. 🙂 ale wolalem nie ryzykowac. po moim wejsciu do gabinetu dentysta czyscil np spluwaczke z krwii (chyba juz zaschnietej). ciekaw jestem w jakim stanie byly nrzedzia
Kenna said,
14 marca, 2009 @ 11:06 pm
Spluwaczka spluwaczką, ale samobójca nie jest… narzędzia to priorytet… a wiesz może to głupio brzmi, ale zaschnięta krew już jest „bezpieczna”. 🙂