„Po patykach i kamykach, po patykach i kamykach. Po patykach, kościach i kamykach, po patykach, kościach i kamykach.”
Leonie Swann „Sprawiedliwość owiec”
* * *
Makuramanzi, trzynastoletnia dziewczynka, która przetrwała masakrę w kościele w Nyamata – małej miejscowości w prowincji Bugasera na południe od Kigali:
Spróbowałam się podnieść, ale na próżno. Byłam bardzo słaba od moich obrażeń i było tak wiele ciał wszędzie, że z trudem mógłby się ktoś poruszyć. Kilkoro dzieci stało, być może dlatego, że nie były świadome niebezpieczeństwa. Zawołałam jedno z nich by mi pomogło. To była około dziewięcioletnia dziewczynka. Odpowiedziała, że nie może mi pomóc, bo ucięli jej ręce. Sprężyłam się i udało mi się usiąść. Lecz to czego nie mogłam to stanąć na nogach. Próbowałam i próbowałam, ale po prostu nie dałam rady. W końcu zobaczyłam młodą kobietę, którą znałam, moją sąsiadkę. Zawołałam do niej. Najpierw nie odpowiedziała. Nalegałam i w końcu zareagowała. Gdy się przyjrzałam bliżej, zobaczyłam, że jej ramiona też są obcięte.
Teraz nie wiedziałam czy to co czuję i widzę to prawda czy nocny koszmar. Zapytałam ją czy to się dzieje naprawdę czy mi się śni. Potwierdziła, że to rzeczywistość. Próbowała dać mi kogoś innego do pomocy, ale nikogo nie mogła znaleźć. Ostatecznie przemogłam się by wstać i wydostać z kościoła. Jak byłam na zewnątrz, poczułam się tak przerażona, że zawróciłam do środka pomimo tych martwych ciał. Spędziłam w nim noc z tymi wszystkimi zwłokami wokół mnie.
* * *
Ledwo co wychodzimy na spacer, gdy Innocent nagle zaskakuje mnie:
– Czy to nie z Polski był ten poprzedni papież?
Odpowiadam nieco ucieszony, że tak. Podejrzewałem, że nasz „główny towar eksportowy” dotarł także i tutaj, do środka Afryki. Nawet jak jeszcze byłem w Polsce, obawiając się, że ktoś mnie w końcu może napaść (jakby nie było jadę do Rwandy, wtedy jeszcze miałem o niej wyobrażenie stereotypowe) jak coś to powołam się na papieża. Zapytam: jak możesz napadać na rodaka poprzedniego papieża, jesteś przecież wierzący? Według Wikipedii Rwanda to kraj w zdecydowanej większości katolicki.
Pomysł brzmi głupio, ale różne się miewa pomysły dla obrony. Na przykład ponoć Wojciech Cejrowski – niezależnie od mojej o nim opinii – jak zdarzało mu się natknąć na niewygodne dla niego lokalne rytuały, do udziału w których próbowano go namówić, broniąc się odpowiadał, że w Polsce jest szamanem i religia mu na to nie pozwala, bo utraci magiczne moce. Tam gdzie szamanizm wciąż jest praktykowany i darzony szacunkiem taka odpowiedź rozwiązuje impas. Ale wierzenia ludowe w Rwandzie – nadal według Wikipedii – to tylko kilka procent ludności. Jako że kraj katolicki mogę więc śmiało zapewne zbliżać sobie ludzi przyznając się do ziomkostwa z Karolem Wojtyłą.
– Jak on się nazywał? – zastanawia się Innocent – Jean Paul…?
– Tak. Jean Paul the Second – udaje i mi się chyba dobrze wyrecytować angielskie imię papieża.
– Tak, Jean Paul the Second – powtarza Innocent i cmokając z zakłopotaniem dodaje:
– Ale ludzie go tutaj nienawidzą.
* * *
Już w pierwsze dni pobytu pytam wszystkich, tak przy okazji rozmowy, jakiego są wyznania. Agathe i Innocent są ewangelistami. Shilla, Robert i parę innych osób także. Kilkoro innych, w tym i Nelly są adwentystami, do tego sporadycznie inne kościoły protestanckie.
Tylko Pacifique jest katoliczką. Paul bez skrępowania odpowiada mi, że jest niewierzący. Lecz widząc pytający wzrok Pacifique od razu szybko usłużnie dodaje:
– Ale bardzo chciałbym być katolikiem.
Do ślubu Paula i Pacifique zostało już tylko kilka miesięcy.
I nagle zaczynam mocno się zastanawiać gdzie się podziali katolicy? Czy internetowa encyklopedia tak bardzo się myli, czy też trafiłem do nietypowej miejscowości? Zastanawiam się i wsłuchuję w radosne śpiewy dobiegające z pobliskiej świątyni. Przeczucie mi mówi, że tu coś musiało się stać Kościołem. Tylko co i ile ma to wspólnego z ludobójstwem?
* * *
– Może nie tyle nienawidzą, co nie jest tu lubiany. – ciągnie dalej Innocent. Spacerujemy wśród drzew, trwa i kaktusów; pogoda jak zawsze jest pełna słońca. – Bardzo nie lubiany. Jan Paweł II był tu na rok przed ludobójstwem i nie zrobił nic, by to powstrzymać. Zupełnie nic! A Kościół dobrze wiedział co jest szykowane, sytuacja od lat była bardzo napięta, a podczas wizyty papieża drastyczna, bardzo wyraźna. I potem już w czasie jak to się działo, nie powstrzymał tego. Powinien to powstrzymać, a tego nie zrobił. Tylu ludzi wtedy zginęło.
– Ale wiesz, papież tak naprawdę niewiele może – próbuję jakoś na szybko coś odpowiedzieć. – Na przykład teraz jak zaczynała się wojna w Iraku, prawda? Papież apelował o to by jej nie było, ale co z tego? Przecież prezydent Ameryki nie słuchał go. Tak to już jest.
– Ale to nie to samo, Konrad.
Wtrąca się Agathe i zmienia temat rozmowy.
* * *
Tuż obok domu mamy kościół protestancki. Poprzednie zdanie muszę jednak wyjaśnić, bo wiem co sobie wyobrażacie z polskiego punktu widzenia: dostojny gmach, może niekoniecznie największy, ale którego dzwony dobiegają głosem z kilkuset metrów. Otóż nie. „Tuż obok domu” w Rwandzie oznacza dwadzieścia metrów od naszego ogrodzenia. Budynek przypomina protestanckie kościoły z amerykańskich filmów, ustawione gdzieś na prerii. Niewielki parterowy ceglany barak ze spadzistym dachem. Potęga ujawnia się za to w czasie nabożeństwa. Z powodu ciepłego klimatu śpię zawszę z otwartym oknem i nie ma soboty czy niedzieli by nie obudził mnie donośny śpiew chóru i potężny łomot w bębny. Od świtu do zmierzchu brzmi to jak jeden wielki koncert. Nawet to lubię.
Kilkaset metrów dalej idąc w kierunku centrum mijam meczet. Jednopiętrowy budynek z parterem przypominający nasze polskie stare wille z płaskim dachem, tyle, że tu ozdobionym regularnie rozstawionymi na brzegach słupkami. Nigdy nie podszedłem do niego bliżej, lecz co chwila z głośników na sporą część miasteczka rozlewa się nawoływanie do modlitwy.
Koło telecentrum na drugim końcu miasta mamy dwa kościoły, także protestanckie. Jeden z nich to zapewne kościół adwentystów, bo chodzi do niego Nelly, do drugiego uczęszcza z naprawdę wielką gorliwością Agathe, zatem to kościół ewangelicki.
Codziennie rano zasiadam na tarasie restauracyjki i przy akompaniamencie śpiewów i bębnów wyłaniających się z doliny naprzeciw mnie zjadam śniadanie.
Jeśli chciałbym udać się do kościoła katolickiego na mszę, to nie miałbym gdzie. Jedyny kościół katolicki w Nyamata to obecnie miejsce pamięci ofiar ludobójstwa. Msze w nim się już dawno nie odbywają. Robert mówi, że tak jest teraz w większości miejscowości. Nie ma już katolików. Nyamata Memorial Site, Ntarama Memorial Site, Gikongoro Memorial Site – kiedyś kościoły, teraz mauzolea.
* * *
Którejś niedzieli Innocent wychodzi z domu wyjątkowo wcześnie, jeszcze przed wschodem słońca. Jedzie do Kigali, do swojej przyjaciółki. Od lat szukała gdzie znajdują się ciała jej rodziców, w którym miejscu Rwandy zostali zabici. Rodziców trzeba pochować, a jeśli to już niemożliwe, trzeba wiedzieć, w którym miejscu się za nich modlić.
Z tego powodu ostatnie czternaście lat odwiedzała kolejne więzienia w Rwandzie i błagała osadzonych by jej w tym pomogli. Gdy tylko komuś kończył się wyrok szła i pytała, czy to ty zabiłeś moją mamę i mojego tatę. Czy wiesz kto to zrobił. Nie musiała często tłumaczyć jak wyglądali, gdzie mieszkali. Szukała wśród więźniów swych byłych sąsiadów, bo tu sąsiad zabijał swojego sąsiada.
I w końcu stanął przed nią ten, który ją rozpoznał po latach i przyznał się. Wychodzi właśnie z więzienia i mówi, że jej rodzice zginęli w kościele w Kigali. Ich kości nie da się już odróżnić od innych zgromadzonych w Kigali Memorial Site. Dlatego ona i wszyscy jej znajomi i resztki rodziny, w tym i Innocent w niedzielę będą od świtu do zmierzchu cały dzień się tam modlić i wspominać.
* * *
Tu sąsiad zabijał sąsiada. Jednego dnia mieszkali ze sobą płot w płot, następnego dnia przychodził z innymi, podpalał dom, zarzynał maczetą, tych którzy uciekali. Potem szedł do następnego domu, podpalał dom i czekał aż zaczną wybiegać. Ucinał ramiona i wciąż żywych zrzucał na dno głębokiego na kilkanaście metrów wychodka. Wczoraj witał ich słowami mwirwe, mwarametse. Jutro wbijał maczetę tak głęboko, że pękała kość. Codziennie pytał amakuru? Jak się czujesz? Na to samo pytanie odpowiadał jak zawsze z uśmiechem, że dobrze, nimeza. Gdy wszystko się zaczęło, szedł do interahamwe – partyzantki Hutu – i pokazywał który dom trzeba zburzyć, a jego mieszkańców zabić.
Tu mąż zabijał żonę. Tu ojciec zabijał swoje dzieci. Wystarczyło, że Hutu poślubił Tutsi. Zbrodnię tą mógł odkupić tylko krwią żony i wszelkiego ich potomstwa. Inaczej sam zostałby zabity. Niejeden z maczetą zawieszoną w powietrzu nad głową bez wahania przypominał sobie o swym plemiennym długu. Najpierw żonę, potem po kolei każde z licznych wciąż patrzących z ufnością dzieci.
Synowie zabijali rodziców. Lata temu udało im się zdobyć wpis w dowodzie, że nie są już Tutsi, a są Hutu. Jeden z przywódców interahamwe to były Tutsi, który zabił swoich rodziców jak i wielu innych członków rodziny.
* * *
W telecentrum uczę nauczycieli obsługi edytorów tekstu. Proszę o napisanie dowolnego zdania, w dowolnym języku. Jeden z mężczyzn pisze mimo wszystko God is Love. Bóg jest miłością.
* * *
Szybka śmierć była przywilejem. Można było być ciętym maczetami, tłuczonym kamieniami, czy zakatowanym na śmierć kijami. Leżeć kopanym z połamanymi żebrami. Tłum ludzi skakał by po dogorywającym ciele.
Można też było umrzeć szybko, od kuli wystrzelonej prosto w głowę. Za to jednak niejednokrotnie trzeba było zapłacić. I ludzie płacili.
Można było próbować uciekać. Nie natknąć się na liczne punkty kontrolne, gdzie sąsiad wskazywał palcem i mówił, że jesteś Tutsi. Ciało pozostawione by zostało tam gdzie upadło, jako upewnienie innych, że wszystko to dzieje się naprawdę. Zarówno przemierzających drogę jak i Hutu zgromadzonych na zaporze. Bo kto by się wyłamał z zabijania, sam by szybko zginął.
Próbować się schronić. W szpitalach i szkołach. I kościołach. Niezależnie jaka szerokość geograficzna, niezależnie który rok i jaka wojna, między jakimi stronami, wystraszeni ludzie kierują się do świątyń.
Czy można sobie wyobrazić coś gorszego niż złamanie sacrum uświęconego miejsca? Czy można zabijać ludzi w kościele? Czy jest większa zbrodnia niż niemieckie bombardowania polskich kościołów? Jest.
* * *
Dyrektor liceum w Nyamata pyta mnie ile ma mi zapłacić za pomoc przy naprawie komputerów. Mówię, że nic, ale że nie ustępuje, pytam czy mają w szkole bibliotekę i czy mógłbym coś wypożyczyć. Kończą mi się książki, więc może znajdę jakąś powieść przynajmniej po angielsku.
Idziemy i niestety wszystko to podręczniki szkolne. Przeglądam więc półkę z biologią w nadziei na znalezienie opisów tutejszej natury, a dyrektor mnie pyta czy lubię książki historyczne. Odpowiadam, że nie za bardzo, ale widząc, co wyciągnął natychmiast zmieniam zdanie. „Rwanda. Death, Despair and Defiance”Rwanda. Śmierć, Rozpacz i Bunt), ponad tysiącstronicowy opis ludobójstwa. Historia Rwandy, jak powstał podział na Hutu i Tutsi, jak zamienił się w rasizm pod wpływem kolonizatorów, jak zrobiono z niego ekstremizm, jak zamordowano niemal milion ludzi w niemal równe sto dni. Relacje tych, którzy przeżyli, zgromadzone przez African Rights dowody. Opisy zbrodni miasto po mieście. A tak naprawdę: parafia po parafii. (
* * *
Fragment relacji Philipo Kayitare opisującej kościół w Nyamata ósmego kwietnia 1994 roku.
„…reszta z nas uciekła do kościoła w Nyamata w nadziei na to, że tam nas nie tkną, zwłaszcza w obecności białego księdza. Ścisnęliśmy się w kościele wraz z tak dużą ilością osób jak to tylko było możliwe. Było tak wielu ludzi wypełniających kościół, że nie mógłbyś znaleźć miejsca by postawić stopę. To były tysiące w środku świątyni, niektórzy musieli się położyć się pod ławkami. Kolejne tysiące stały na zewnątrz.”
* * *
Na początku mojego pobytu w Rwandzie w ogóle ich nie dostrzegam. Rwanda to bajka, to kolorowy sen. Widzę tęczowe ptaki i uśmiechniętych serdecznych ludzi. Z biegiem czasu jednak zaczynają się wyłaniać. Krótkie migawki, gdzieś pomiędzy tłumem. Żyją swoim życiem po cichu nie rzucając się w oczy.
Gdy wracam ze szpitala przed sobą dostrzegam kobietę z ręką uciętą wysoko ponad łokciem.
Inna kobieta wyciąga rękę po pieniądze i demonstruje drugi kikut bez dłoni.
W Kigali omal nie potykam się o wciśniętego w tłum pucybuta. Obie nogi ucięte są u samego ich początku.
Odwrócony tyłem do mnie mężczyzna podaje sobie ręką coś z ziemi, chwyta zębami i zaczyna pełzać przesuwając się jedynie dzięki podporowi rąk. Rzecz uchwycona w zęby to nogawka od jedynej nogi; kompletnie bezwładnej, zachowującej się jak gumowy wąż.
Przyglądam się po raz pierwszy mężczyźnie u którego zwróciłem jak dotąd uwagę tylko na jego pomysłowy wózek inwalidzki. Z przodu na wysokości piersi zamontowane są pedały od roweru. Wtedy dostrzegam, że mężczyzna nie ma lewej nogi, nie ma prawej nogi i nie ma lewej ręki.
Dociera do mnie, że to wydarzyło się naprawdę.
* * *
Jest sobota rano i właśnie odwołaliśmy zajęcia, bo kolejny raz zniknął prąd. Siadamy z Robertem i zaczynamy rozmawiać o niczym. Przypominam sobie rozmowę z Innocentem o papieżu i postanawiam dopytać co o tym wie Robert.
Najpierw jest trochę skonsternowany, gdy używam słowa nienawiść, ale zastanawia się chwilę i mówi, że chyba wie co Innocent miał na myśli i że w gruncie rzeczy to prawda.
– Ludzie szukali schronienia w kościołach, a znaleźli tam tylko śmierć. I to nie chodzi tylko o to, że Hutu nie uszanowali świętości tego miejsca. Że wchodzili, zabijali, wrzucali granaty. Kościół im w żaden sposób nie pomógł – zawiesza głos widząc moje niezrozumienie i dodaje – chodźmy do tutejszego kościoła to zrozumiesz, do Nyamata Memorial Site. Tam ci opowiem co się działo.
* * *
Nyamata Memorial Site to niegdysiejszy tutejszy kościół katolicki. Niski budynek, ze spadzistym, krytym blachą dachem, nawet ładny. Po bokach od wejścia ściany zbudowane są z pustaków z otworami skierowanymi do wewnątrz i na zewnątrz tak aby wpadało przez nie światło i przyjemne powiewy wiatru tworzące przeciąg. Pustaki także od drugiej strony za ołtarzem. Czerwona cegła. Wchodzimy do środka.
Chłód i delikatnie przytłumione światło. W dali zasłany obrusem ołtarz, na prawo od niego na podwyższeniu tabernakulum. Po bokach i po środku rzędy kilkudziesięciu ławek, na których wydaje się, że wciąż ktoś siedzi. Nad nami o dziwo rozgwieżdżone niebo. Od razu uderza jednak niekościelna część wystroju.
Kilkadziesiąt ławek dokładnie, szczelnie bez miejsca by można przysiąść obłożona jest stertami wysokimi na trzydzieści, czterdzieści centymetrów dawno zaschniętych i zesztywniałych ubrań. Brudnych od zakrzepniętej krwi. Tak samo brudnych jak niegdyś biały, a teraz bordowy obrus na ołtarzu; tak samo teraz brudny jak obrus pod tabernakulum. Pod tylną ścianą kościoła zgromadzone ubrania, które nie zmieściły się na kilometrach ławek. Nie do policzenia. Ściany ochlapane rozbryzgami krwi.
Rozgwieżdżone niebo to sufit kościoła podziurawiony tysiącami odłamków granatów.
Robert mówi rzecz oczywistą, której się sam domyślam: To krew i ubrania ludzi, którzy tu zginęli. Poukładano je w sterty na ławkach, lecz nic poza tym nie zmieniono. Spójrz na ołtarz, na obrus. Wciąż leży jak leżał czternaście lat temu i nadal widać na nim jeszcze plamy.
Robert się myli w ostatnim zdaniu. Obrus jest jedną wielką plamą. Przesiąknięty do ostatniej nitki brudnoczerwoną breją.
Schodzimy do małego podziemia kościoła. Oświetlona jarzeniowym światłem szklana gablota zawierająca po kilkaset popękanych, rozłupanych i pociętych czaszek na dwóch półkach, na trzeciej półce inne kości: miednice, kości obręczy górnej, kości długie. Mały fragment to szklana półka z naszyjnikami, grzebieniem, biżuterią. Bolesne uświadomienie, że kilkaset czaszek to tak naprawdę kilkuset niegdyś ludzi, którzy zginęli w tym kościele. Przyglądam się cięciu na jednej czaszce biegnącemu od oczodołu gdzieś ku kości potylicznej. Jaką siłę ma człowiek uderzający maczetą?
Robert wyprowadza mnie z kościoła i zabiera na jego tyły gdzie widzę dwa betonowe wyłożone płytkami mauzolea delikatnie wystające ponad powierzchnię ziemi. Wchodzimy stromymi schodami do środka.
Tu już nie potrafię policzyć wszystkich czaszek i kości. Grobowiec to ciasny korytarz długi na prawie trzydzieści metrów z półkami po obydwu jego stronach. Każda półka wysoka na jeden metr i tyle samo co najmniej głęboka szczelnie, od dołu po sspód półki kolejnej wypełniona jest kośćmi. Półek w pionie jest cztery, a w całym grobowcu trzydzieści sześć. Grobowce są dwa, oba przytłaczają ciasnotą korytarzy i wrażeniem, że wysokie na cztery metry sterty kości zaraz runą mi na głowę. Chcę stąd wyjść.
* * *
Wychodzimy i Robert opowiada dalej. Zaczyna od tego, że w tym kościele zginęło kilkanaście tysięcy ludzi. Nikt nigdy dokładnie tego nie policzył i właściwie nie było nikogo, kto zidentyfikowałby ciała. Tylko kilka półek w podziemiach to trumny osób, z których rodzin ktoś się zachował i rozpoznał ofiary. Inni ginęli całymi rodzinami i są teraz częścią wielkiego magazynu kości.
I wraca do tematu kościoła. Opowiada znów jak ludzie uciekali do świątyń z nadzieją na schronienie za plecami księdza. A ci tymczasem zawiedli. Nie wpuszczali za drzwi kościoła, jeśli wpuszczali, nie dawali żadnej nadziei na ochronę i przeżycie. I przeraża mnie stwierdzeniem: sami donosili do Hutu, że w ich kościele są pasożyty, które trzeba zabić. Sami chwytali za pistolety i rozstrzeliwali ludzi.
Nie mogę uwierzyć, a Robert opowiada dalej jak na całe lata przed ludobójstwem księża grzmieli zza ołtarzy mówiąc, że Tutsi to nie ludzie. Że to węże, karaluchy i jak karaluchy próbują wedrzeć się do Rwandy by ją opanować. I jak karaluchów trzeba się ich pozbyć. Jak dzielili ludzi w szkołach niedzielnych na Tutsi i na Hutu, jak tłumaczyli czym jest duma Hutu i czym jest grzech Tutsi. Pokazuje przed kościołem grób siostry zakonnej, która zginęła na całe lata przed ludobójstwem zamordowana, bo nie chciała zgodzić się z ideologią tutejszego kościoła.
Mówi, a ja nadal nie wierzę, jaką rolę polityczną odgrywał kościół. Jak księża i biskupi tworzyli podwaliny ekstremistycznych ugrupowań Hutu. Jak wielka była zażyłość pomiędzy kościołem, a tutejszym dyktatorem Habyarimana. Ideologia kościoła wykluwała się na salonach tutejszego reżimu.
Tłumaczy czym była wizyta Jana Pawła II na rok przed ludobójstwem w kraju, w którym księża, biskupi i arcybiskup nawoływali do zbrodni. „Papież nic nie zrobił by to powstrzymać”, mówił Innocent. Wystraszeni ludzie z nadzieją na zmianę czekali tej wizyty. Ludzie ginęli z rąk Hutu nakłanianych przez liderów, w tym i księży, do morderstw. Wizyta papieża była ich ostatnią nadzieją, która nie została ziszczona. Papież – jak mówi Innocent i jak potwierdza Robert – nie zrobił nic. Jakby problemu nie było lub nie widział.
A potem rok później ludzie uciekali do kościołów gdzie wpadali prosto w paszczę lwa. Proboszczowie parafii szli po Hutu i w ich asyście dokonywali ostatecznego rozwiązania. Do kościołów przez wywietrzniki najpierw wrzucano granaty, a tych, którzy nie zginęli dożynano maczetami i rozstrzeliwano; nie raz z broni trzymanej przez księdza.
Powstrzymuję Roberta i walę prosto z mostu pytanie, nie zważając no to czy go obrażę czy nie insynuując kłamstwo. Pytam czy ma jakieś dowody na to co mówi, bo to się wydaje tak nieprawdopodobne, że uważam, że zmyśla i ubarwia.
Odpowiada, że tak. Że dowodem są księża skazani i osadzeni w więzieniach za te zbrodnie. Mówi, że mogę zapytać kogo chcę, mówi, że wiele się o tym pisze. Że Rwanda szuka po całym świecie tych księży, którym udało się zbiec. I dziwi się, że świat zachodni nic o tym nie wie. Ja też się dziwie. Że telewizja huczy o księżach pedofilach w USA, o księdzu Rydzyku co zebrał i nie oddał, a nic nie słychać o księżach – totalitarnych mordercach. Informacja ta mnie przytłacza. Ksiądz, który gwałci dzieci szokuje. Co można powiedzieć o księdzu, który rozstrzeliwuje ludzi, gwałci chroniące się u niego dzieci i dostarcza je do Hutu na kolejne gwałty i na śmierć? Księdzu, który jest elementem całej państwowej struktury kościoła, która uczestniczyła w przygotowaniu i wykonaniu ludobójstwa.
* * *
Tydzień później nie mogę powstrzymać emocji wracając do domu z właśnie co wypożyczoną książką dokumentującą ludobójstwo. Siadam na tarasie i pierwsze co robię, to wertuję spis treści z nadzieją, że znajdę – lub lepiej nie – potwierdzenie słów Roberta.
Niestety okazuje się to prawdą. Rozdział odnośnie roli księży w ludobójstwie liczy 70 stron. Ponadto kolejne rozdziały opisujące kolejne przypadki ludobójstwa noszą nazwy parafi: Parafia w Nyamata, Parafia w Gahanga, Seminarium w Ndera… I tak przez kolejne ponad trzysta stron. Jedna trzecia książki to opis roli Kościoła w ludobójstwie.
* * *
Na podstawie książki Rwanda. Death, Despair and Defiance.
Thadée Rusingizadenkwe
Były kapłan polowy, nauczyciel w Wyższym Seminarium w Gishamvu. Po ludobójstwie osadzony w więzieniu w Butare.
Uczestniczył w masakrze w kościele w Kibeho, gdzie żołnierze i cywile przy użyciu pistoletów, granatów i maczet zabili chroniących się tam ludzi. Osobiście rozstrzeliwał uchodźców Tutsi, wydawał rozkazy traktowania ich gazem łzawiącym.
Kobieta o imieniu Vestine opowiada, jak gdy uciekała z kościoła, ojciec Thadée zerwał jej trzymiesięczną córeczkę z jej pleców i przekazał w ręce mężczyzny. Ten podrzucił ją w powietrze, wysoko ponad samochodem i pozwolił spaść po drugiej jego stronie. Dziewczynka zmarła.
Opowiada jak inni ocaleni widzieli ojca Thadée rozstrzeliwującego jej męża. Mąż Vestine nie zginął od razu, został dobity przez dwóch innych mężczyzn, jego sąsiadów, a kolejny sąsiad pociął ciało na kawałki mówiąc, że robi to dla pewności, że ten Tutsi już nigdy nie wróci wśród żywych.
Poza zabójstwami oskarżony o wywożenie Tutsi z Rurembe, o prowadzenie treningów militarnych dla bojówki Hutu interhamwe łącznie z nauką strzelania. Wizytował podległe mu parafie upewniając się, że ocaleni nie mają szans na ucieczkę z nich.
Wprawiając w zakłopotanie biskupów i innych księży, którzy gościli papieskiego wysłannika, kardynała Rogera Etchegaraya, odwiedzającego Rwandę pod koniec czerwca (u schyłku ludobójstwa), ojciec Thadée Rusingizadenkwe przywitał go z krzyżem na piersi i z pistoletem w ręku.
Anaclet Sebahinde
Kapłan wojskowy w Butare i dwóch innych miastach. Widziany z pistoletem w ręku, granatami i mieczem. Posądzany o przewodzenie militarnej wyprawie w góry w regionie Huye w celu poszukiwań uchodźców chroniących się w lesie. Ci których znaleziono, zostali zabici. Trenował młodych chłopców jak posługiwać się granatami.
Przyczynił się do osadzenia w więzieniu polowym sześciu księży, których oskarżył o popieranie RPF [Rwandese Patriotic Front, partia uchodźców Tutsi]. Trzech z księży zostało zamordowanych w więzieniu pod koniec maja 1994, trzech pozostałych przeniesiono na posterunek policji gdzie zostali zabici 13 maja. W miejscowości Mubuga zachęcał do zamordowania dwóch innych księży nie wspierających ludobójstwa.
Athanese Nyandwi
Proboszcz parafii Kaduha
Na dzień przed atakiem na uchodźców chroniących się w kościele, opuszcza parafię i przenosi się do pobliskiej szkoły będącej w tym czasie lokalną bazą interahamwe – bojówki Hutu. Dzień później w rzezi w kościele ginie 16000 ludzi.
W czasie gdy uchodźcy chronili się w murach kościoła sprzedawał im ryż jaki został mu dostarczony jako dar przez Caritas. Przez cały czas podnosił cenę, co doprowadziło do skrajnej sytuacji.
W czasie ludobójstwa wielokrotnie widziano go z mieczem w ręku; pokazywał się też w towarzystwie liderów interahamwe.
Oskarżony o gwałty na dziewczynkach Tutsi oraz o dostarczanie dziewczynek do siedziby interahamwe, gdzie także były gwałcone. African Rights dysponuje nazwiskami jego ofiar.
Przed ludobójstwem zaangażowany politycznie, wspierał partie CDR i FRODEBU (obie zrzeszające Hutu i dążące do eksterminacji Tutsi).
* * *
To tylko kilka przykładów. Cały rozdział noszący tytuł „No safety in the God’s Hause. The Attack on The Church” („Nie jest bezpiecznie w domu Boga: atak na Kościół”) wymienia dwudziestu czterech kapłanów zaangażowanych w ludobójstwo, w tym trzech z kościołów protestanckich. Ale jak napisałem niemal cała pozostała książką przepełniona jest opisami wydarzeń w kolejnych parafiach w całym kraju. Opisy morderstw w rąk księży, wydawania ludzi mordercom, gwałtów na dzieciach i kobietach, wyganiania i nie wpuszczania do kościołów. Jedną z pierwszych blokad dróg, które zasłynęły potem jako miejsca, gdzie ginęło najwięcej uciekających ludzi Tutsi, założył proboszcz jednej z parafii polecając pilnującym drogi, by nie dopuścili nikogo do jego kościoła.
Książka potwierdza usłyszaną od Roberta historię o udziale Kościoła w przygotowaniu ludobójstwa. Sięga dalekiej przeszłości, początku XX wieku, gdy zrodziła się teoria ras. Kolonizatorzy stwierdzili, że de facto kasty Tutsi i Hutu to tak naprawdę oddzielne rasy o różnym pochodzeniu i z tego powodu należy je odseparować. Głoszeniem tej opinii zajęli się katoliccy i protestanccy misjonarze. Utworzyli oddzielne szkoły dla Tutsi i oddzielne dla Hutu, gdzie nauczali jaka ma być rola poszczególnych ras. Podzieli msze na msze dla Hutu i dla Tutsi.
Przez cały czas narastało związanie Kościoła z władzami kraju i zaangażowanie w politykę w każdym aspekcie, także i w politykę rasową. Gdy w latach 50-60 nastąpiło odwrócenie ról Hutu i Tutsi i to ci pierwsi zaczęli dominować, z ambon coraz częściej było słychać o konieczności wygonienia, a jeśli nie było to możliwe, zabicia wrogiej nacji.
* * *
Książka zawiera też bardzo mądre zdanie wypowiedziane przez jednego ze zwierzchników Kościoła Katolickiego już po ludobójstwie: „Należy pamiętać, że pod sutannami oni wszyscy wciąż byli Tutsi i Hutu”. Jest to nijakie usprawiedliwienie, a może nawet i umycie rąk przez władze kościelne, ale tak niestety faktycznie było. Byli to ludzie, którzy wykorzystując autorytet Kościoła załatwiali swoje potworne ambicje. Nie mogę uwierzyć, że Watykan o wszystkim by wiedział, podejrzewam, że tutejsze struktury były bardzo oderwane od Stolicy Apostolskiej. To jest jednak tylko moja wiara, a wspominając historię ze Stanów Zjednoczonych z głębokim ukrywaniem afery pedofilskiej, zmuszaniem ofiar do milczenia, grożeniem ekskomuniką, zastanawiam się czy jednak nie jest to standardowa praktyka.
* * *
W artykule skupiłem się jedynie na zbrodniach Kościoła Katolickiego popełnianych w związku z ludobójstwem. Muszę jednak dodać, że spora część wspomnianego przeze mnie rozdziału to świadectwa duchownych, którzy przeciwstawili się zabijaniu, dawali schronienie zrozpaczonym i wystraszonym Tutsi. Zachowywali się jak przystało na duchownych, nieraz narażając swoje życie w imię bliźniego swego. I życie te niemal zawsze tracili. Kto nie był z Hutu, musiał zginąć. Księża dobrze o tym wiedzieli i wiedzieli co ich niedługo po wpuszczeniu Tutsi do kościołów czeka. Ginęli razem z nimi lub byli ścigani przez innych duchownych za zdradę i zabijani. Pod sutannami byli nie tylko Hutu, ale i Tutsi.
Proboszcz kościoła w Nyamata otworzył drzwi ludziom, wpuścił do środka, ale zrezygnowany powiedział, że to i tak nie ma sensu, bo wszyscy oni zginą. Po czym długie dni nie dawał ukrywającym się nic do jedzenia.
To piękna historia syna marnotrawnego, bo świadkowie, którzy przeżyli opowiadają jak po kilku dniach wrócił do nich zdruzgotany i szczerze przeprosił za swoją postawę. Natychmiast nakazał wydać wszystkim pożywienie.
Książka nie mówi jakie były dalsze losy księdza.
* * *
Na koniec i ja musze przeprosić. Pamiętajcie, że nie wiem wszystkiego.
Gdybym był rzetelnym dziennikarzem, powinienem po równo rozpatrzyć wszelkie za i przeciw, gdy tymczasem skupiłem się jedynie na grzechu kościoła. Stało się tak jednak za sprawą słów Innocenta o nienawiści wobec Papieża i za sprawą mojego zdziwienia nieobecnością Katolików w tym kraju. Kwestię winy lub nie-winy Jana Pawła II pozostawiam pod rozwagę Was wszystkich we własnym zakresie. Czy brak interwencji przed ludobójstwem jest grzechem? Czy podczas pielgrzymki do Rwandy Papież faktycznie nie zrobił nic? Pamiętajcie, że opowiadam tylko relację Rwandyjczyków; być może nie wiem wszystkiego. Być może Papież grzmiał tutaj w obronie równości, lecz nic mi na ten temat niestety nie wiadomo. Faktem jest jednak, że w rok po wizycie ludobójstwo miało jednak miejsce, a dowody świadczą o długoletnim zaangażowaniu władz kościelnych w jego inspirowanie czy przygotowanie.
Mogę jednak wyjaśnić chyba nieobecność Katolików w dzisiejszych dniach. Nikt tu jednak nie jest na Kościół śmiertelnie obrażony, ludzie zdają się rozumieć, jeśli w ogóle jest to do zrozumienia, jak dalekie jest chrześcijańskie nauczanie od tego co tu się działo.
Po ludobójstwie zostało bardzo wiele sierot, którymi zaopiekowały się Kościoły protestanckie. Od wczesnych lat dzieciństwa wyrastały już jako adwentyści, ewangeliści, członkowie kościoła odnowienia i nigdy tak naprawdę nie byli świadomie Katolikami. Nie było tu więc celowej konwersji z jednej wiary na drugą, obrażenia się czy swoistej zemsty. Jest jedynie pamięć o grzechu tego innego kościoła.
______________
Errata: po napisaniu głównej części artykułu dowiedziałem się, że jednak jest tu więcej katolickich kościołów niż przypuszczałem, jest nawet gdzieś w Nyamata, do którego chodzi Pacifique (dotąd myślałem, że jeździ z Paulem do Kigali), ale nie wiem nadal gdzie dokładnie się znajduje. Nie jest ich zatrzęsienie, ale jednak są w tym kraju. Przyznając się do błędu (zależy mi na napisaniu prawdy nie zważając na własne ambicje), pozostawiam jednak powyższe bez zmian.
Janusz Lis said,
10 października, 2008 @ 11:58 am
Z każdym kolejnym wpisem więcej wiem, ale mniej rozumiem. Nadal nie potrafię pojąć podstawy konfliktu miedzy Tutsi a Hutu. Tak czy inaczej świetny wpis, nie dziwię Ci się, że jego napisanie zajęło Ci tyle czasu.
iurabos said,
10 października, 2008 @ 3:03 pm
Przyjrzyj się masakrom żydów w czasie 2wś, pogromom na wschodzie, przed i w czasie wojny, zabijaniu i traktowaniu czarnych jako gorszych (dumne usa).
ten sam wzór – jestes inny więc zasługujesz na śmierć.
księża? ja nie wiem, myślę, że bardziej oni byli tutsi i hutu niż katolikami, dalej przecież sa wierzenia w obce moce itede. może było nam lepiej bez chrześcijaństwa? ale zawsze, niezaleznie od wierzeń to strach powodował posłuszeństwo wobec „bogów”. można tu rozpocząć dyskusję o różnicy między wschodnimi wierzeniami i zachodnimi, ale nie o to chodzi.
zwierzę tkwi nadal w nas w podświadomości. nie rozumiem i boję się, jestem wśród takich samych – zabijam to czego sie boję. w zasadzie rozumiem to, tylko co to oznacza? że nie mamy szans na bycie „sapiens”?
Krzysiek said,
10 października, 2008 @ 3:15 pm
Niesamowity wpis. Pozdrawiam.
Majk said,
10 października, 2008 @ 5:10 pm
Wystarczy zobaczyć co się dzieje w rzeźniach, w fermach hodowlanych tuż za naszymi oknami…
Sławek said,
10 października, 2008 @ 7:13 pm
Majk, palnij się w łeb. Tu jest mowa o strasznym ludobójstwie a ty pieprzysz o fermach. Czy naprawdę nie odróżniasz człowieka od zwierzęcia?
Aaaaaa said,
10 października, 2008 @ 7:15 pm
To że to księżmi byli Tutsi i Hutu nie zwalnia kościoła od odpowiedzialności za tę zbrodnię.
Fruity said,
10 października, 2008 @ 7:17 pm
@Majk
Bardzo na miejscu komentarz /irony off
Ludobojstwa księży « Dziwny jest ten świat said,
10 października, 2008 @ 7:33 pm
[…] https://konradjestwrwandzie.wordpress.com/2008/10/10/ksieza-w-czasach-ludobojstwa/ […]
Cytator said,
10 października, 2008 @ 7:50 pm
Cytuję pana Ist z forum wykop.pl:
„Oskarżenia pod adresem Jana Pawła II zawarte w artykule opierają się w głównej mierze na informacjach uzyskanych od 2 miejscowych osób (Innocent i Robert), którzy formułując swoje oskarżenia wykazują się brakiem pewnej podstawowej wiedzy w tym temacie.
Innocent nie wie za bardzo jak nazywa się osoba którą oskarża:
„- Jak on się nazywał? – zastanawia się Innocent – Jean Paul…?”
A Robert myli się twierdząc że papież odwiedził Rwandę w 1993r.
„Tłumaczy czym była wizyta Jana Pawła II na rok przed ludobójstwem w kraju, w którym księża, biskupi i arcybiskup nawoływali do zbrodni.”
Do ludobójstwa doszło w 1994r. Papież odwiedził Rwandę w 1990r:
„Pastoral Visit in Tanzania, Burundi, Rwanda and Yamoussoukro (1-10 September).
Apostolic Voyage 49”
http://www.vatican.va/news_services/press/documentazione/documents/santopadre_biografie/giovanni_paolo_ii_biografia_pontificato_en.html „
VWVITO said,
10 października, 2008 @ 7:59 pm
Majk jestes chory , jak mozesz porownywac zabijanie zwierzat(na jedzenie zreszta) z mordowaniem ludzi!????!!! wlasnie przez takie debilne ideologie dochodzi do rzezi; zwierzeta stawiaja na rowni z ludzmi, wiec skoro mozna zabijac zwierzeta to mozna tez zabic czlowieka! ciekawe do ktorej klasy gimnazjum chodzisz??
wiesz jaka jest roznica miedzy zwierzetami a czlowiekiem? swiadomosc bytu, swiadomosc smierci! czy znasz moze jakas krowe ktora by wspominala jak to zabito jej roczne ciele??
a wracajac do tematu: Afryka byla „na topie” w latach 90ych, teraz praktycznie nie mowi sie o problemach czarnego ladu! moze wlasnie dlatego ze zbyt wielu bialych musialoby byc uznanych winnymi?? ciagle mowimy o sobie polakach jako narodzie pokrzywdzonym, ale w porownaniu z Rwanda nasza historia blednie. pamietam jeszcze newsy z TV z tych czasow.
DLACZEGO SWIAT O TYM ZAPOMNIAL???
ania said,
10 października, 2008 @ 8:08 pm
Ten wpis uważam za jeden z najciekawszych. Przyznam, że zaskoczyło mnie, że księża rwandyjscy byli w masakry tak często zaangażowani. Słyszałam, że się tak działo ale nie miałam pojęcia, że na taką skalę. Generał Dallaire opisuje w swojej książce jedną z pierwszych wielkich masakr, która miała miejsce w Gikondo Parish Church a jej świadkami byli oficerowie z ONZ. Parafia ta była prowadzona przez polskich księży i zwana the Polish Mission. Nocą członkowie RGF zgromadzili Tutsi w kościele i zaczęli mordować. Polscy księża usiłowali temu zapobiec ale zostali powstrzymani przez zbrodniarzy i trzymani siłą. Po masakrze zostali, mimo, że oficerowie ONZ chcieli ich zabrać z tego miejsca. Chcieli pomóc tym, którzy jeszcze żyli. Niestety zbrodniarze powrócili, aby zniszczyć dowody masakry. Dobili rannych i palili ciała.Nie wiem co się później stało z polskimi misjonarzami. Przypomina mi się też postać księdza Christophera z Shooting Dogs. Nie wiem na ile ta postać była prawdziwa ale to jedna z tych postaw godnych podziwu. A co do polskich organizacji kościelnych katolickich działających w Rwandzie to jest ich kilka. Ja jestem związana z organizacją Maitri, która ma 7 placówek misyjnych w Rwandzie m.in. w Butare, Gikondo, Kabuga, Masaka. Pomagają dzieciakom w edukacji. Wspieram chłopca, który ma obecnie 16 lat a w 1994 miał tylko 2 latka. Jego matka została wtedy zamordowana…
ixi said,
10 października, 2008 @ 8:20 pm
Mąż zabija żonę, Ojciec syna, ten ksiądz, który powiedział:
„Należy pamiętać, że pod sutannami oni wszyscy wciąż
byli Tutsi i Hutu”, miał racje.
Ale i tak oskarżą Kościół, o to jest trendy.
brocha said,
10 października, 2008 @ 8:26 pm
Kościół nie tylko w trakcie, ale i po ludobójstwie sobie na dużo pozwalał, np. ta sprawa:
http://brocha.wordpress.com/2007/12/18/zbior-wyrafinowanej-glupoty/
p.s. dzięki za przybliżenie tematu „z pierwszej ręki”
kkarpieszuk said,
10 października, 2008 @ 8:27 pm
Cytator, zapytalem Innocenta jeszcze raz w ktorym roku byl papiez i powiedzial „i think in 1992”. powiedzialem mu, ze ktos mi pisze na blogu ze w 1990. powiedzial ze mozliwe bo dokladnie tego sam nie pamieta. jesli Papiez faktycznie byl w 1990, Innocent mial wtedy 4 latka
Ania, na blog zaglada tez inna osoba, ktora odptowala chlopaka z Rwandy, znacie sie? 🙂 http://koloryswiata.com/annalki14.html
kkarpieszuk said,
10 października, 2008 @ 8:38 pm
brocha: dobrze ze podales linka, bo zastanawialem sie co sie dzieje z tymi ksiezmi. ksiazka faktycznie wspomina o uciekinierac do Francji (str 917 na przyklad) gdzie zostali przygarnieci do parafii. myslalem jednak ze juz zostali ukarani (ksiazka byla pisana w rok po ludbojstwie), okazuje sie ze nie.
widze ze rozpetuje sie dyskusja miedzy tymi ktorzy krytykuja za calosc Kosciol, a tymi, ktorzy staraja sie zdyskredytowac to co napisalem czepiajac sie szczegolow (rok wizyty Papieza w Rwandzie na przyklad): niestety przykro mi – tym bardziej ze tez jestem Katolikiem – ale to wszystko prawda. trudno w nia uwierzyc, ale niestety. pogodzcie sie z tym jakos, ze ksieza zabijali, a teraz jak widze nadal sa przez Kosciol kryci
Maatzey said,
10 października, 2008 @ 10:01 pm
Wpis (trafiam już któryś raz na ten blog) po prostu zamyka usta, nie wiem co powiedzieć, nie jestem wierzący, więc może mniej powinno mnie to dotykać, ale może właśnie dotyka mnie to jako zwykłego człowieka, niezależnego od żadnej wiary. Straszne opisy, człowiek w ogóle nie zdaje sobie na co dzień sprawy jak to wyglądało naprawdę.
Pozdrawiam autora
Magdallia said,
10 października, 2008 @ 11:30 pm
Niesamowity wpis.. Bardzo malo wiemy, a tym bardziej rozumiemy w Europie to, co ma obecnie i mialo kiedys miejsce w Afryce. Fascynujacy kontynent.
Nasuwa mi sie jedna myśl: gdzie dwoch sie bije tam trzeci korzysta (kolonizatorom generalnie chodzilo o diamenty, prawda?)
kkarpieszuk said,
10 października, 2008 @ 11:35 pm
Magdallia, akurat w Rwandzie diamentow nie ma i afaik nie bylo. Kolonizowana byla z rozpedu, bo caly kontynent kolonizowano. Najpierw Niemcy, a potem jak zobaczyli ze nie maja z tego zadnej korzsyci wiekszej, chyba pokojowo przekazano Rwande dla Belgow. Ci z kolei rozkrecili tu rasizm i doprowadzili do ludobojstwa (choc ostatnie skrzypce grala tu juz Francja)
Seth said,
11 października, 2008 @ 12:04 am
Do tych którzy najechali na Majka…
idźcie raz do rzeźni i gwarantuje Wam że jeśli jest w Was choć cząstka człowieczeństwa to nigdy więcej nie weźmiecie mięsa do ust.
„wlasnie przez takie debilne ideologie dochodzi do rzezi; zwierzeta stawiaja na rowni z ludzmi, wiec skoro mozna zabijac zwierzeta to mozna tez zabic czlowieka! ciekawe do ktorej klasy gimnazjum chodzisz??”
Pomyśl, jeśli ktoś nie zabija zwierząt to tym bardziej nie zabija ludzi; jeśli ktoś zabija zwierzęta to prędzej mu przyjdzie zabić człowieka.
A kto powiedział że można zabijać zwierzęta??? Twój kościoł, szkoła, rodzice, Bóg???
Nie przyjmuj niczego tylko dlatego,
ze powiedział ci o tym twój nauczyciel,
Albo dlatego, ze zostało to napisane
w twojej świętej księdze
Albo dlatego, ze wierzą w to miliony,
Albo dlatego, ze zostało ci to
przekazane przez przodków.
Przyjmij i żyj jedynie według tego,
co pozwoli ci ujrzeć prawdę twarzą w twarz.
Skąd masz takie informacje ze krowa nie ma świadomości? Obejrzyj jakikolwiek filmik na którym zabijają zwierzęta. Jeśli nadal myślisz że zwierzęta nie mają świadomości to coś z Tobą nie tak.
Jeżeli jest nawet z gimnazjum (co nie sądzę) to świadczy jedynie o jego Wielkości.
Co do artykułu… czyta się ze ściśniętym gardłem. Niestety człowiek coraz bardziej sięga dna:/ A żeby na Ziemi było Niebo wystarczy tylko jedno przykazanie „szanuj swego bliźniego jak siebie samego”.
Janusz Lis said,
11 października, 2008 @ 1:45 am
iurabos – sytuacja z Żydami w trakcie WWII nie jest jednak porównywalna, bo jednak Żydzi nie żyli z „tubylcami” ramię w ramię. Zawsze się wyróżniali, najczęściej byli nieco z boku „normalnego życia”. Nie na darmo przez wiele lad dążono (często bez skutku) do ich asymilacji ze społeczeństwem. Tutsi i Hutu, wedle informacji Konrada, od lat żyli obok siebie. Tym bardziej dziwi mnie, że zaczęli się mordować.
Jeszcze jednak rzecz, we wpisie Konrada mnie zdziwiła. Dotychczas katoliccy księża w Afryce kojarzyli mi się z białymi. Konrad, może mógłbyś powiedzieć jak wyglądało zachowanie białych księży/misjonarzy w trakcie masowych mordów? Po której stronie się opowiadali? Jeśli także i oni brali udział w morderstwach to chyba zupełnie zwątpię w misję kościoła katolickiego.
Webi said,
11 października, 2008 @ 4:49 am
Komentarz napisze pod tym artykulem chociaz bedzie o zawartosci calego bloga. Jak sie domyslasz wpadlem tu przez wykop i tylko podczas czasu kiedy czytalem notki to podbilo ci z 5 000 odslon na liczniku:)))
Jestem pelen podziwu tego jak mozna wyjechac samemu do obcych ludzi i w ten sposob poznac kulture jednoczesnie dajac im cos od siebie. Wiem, ze to bez porownania, ale ja tez wyjechalem sam do UK i mieszkam i pracuje z samymi Anglkami.
Odnosnie rasizmu, to jest wielka roznica miedzy pobytem w Afryce czy moim pobytem tutaj. W Afryce sa sami murzyni z nielicznymi muzungu i, przynajmniej z twoich opowiesci, sa przyjazni i niegrozni. Bedac tutaj spotykam inne oblicze murzynow, ktorzy czesto wychowuja sie w swoich grupach, niedopuszczajac bialych do siebie. Ja tez przyjezdzajac tutaj bardzo sie dziwilem dlaczego anglicy z ktorymi mieszkam sa az tak negatywnie nastawieni. Po krotkim czasie murzyn grozac mi nozem zabral mi telefon. Z jednej strony to rownie dobrze mogl byc bialy, a z drugiej strony patrzac na statystyki to duza wiekszosc osob popelniajacych jakiekolwiek przestepstwa to sa tutaj murzyni mimo to, ze w stosunku do bialych sa mniejszoscia. Stad ta nienawisc i rasizm.
Tyle odnosnie rasizmu.
Pewnie caly koment bedzie napisany chaotycznie, bo jest juz pozno w nocy, chociaz gekonow na scianach nie widze ;p A z reszta bloga tez czytalem od tylu i doczytalem do podrozy do Rwandy (test ze znajomosci bloga zdam, licze na pocztowke hehe).
Cala kwestia ludobojstwa mnie szczerze mowiac zdziwila bo naprawde sie malo o tym slyszy, pewnie dlatego ze to problem ‚krajow trzeciego swiata’. Ten wpis mnie zainspirowal do tego, zeby sie dowiedziec wiecej na ten temat.
Widok ananasow tez mnie zdziwil, bo podobnie do ciebie myslalem, ze rosna na drzewach:p ale na wytlumaczenie mam, ze ja ananasow nie lubie.
Raczej smieszny jest widok coca-coli, bo jezeli jest tam to sie nie zdziwie jak na marsie puszke znajdziemy niedlugo:)
Ogolnie to chcialem sporo napisac, mialem pelno tematow do poruszenia i skomentowania podczas czytania, a teraz mam pustke w glowie;p ale 6h z przerwami siedzenia i czytania tez robi swoje:)
a na koniec dodam, ze jestem pelen uznania i szacunku za to co robisz i z jaka odwaga. Porownujac do siebie to mi ludzie mowili, ze mimo znajomych tutaj w Anglii wolalem wyjechac sam do ludzi ktorych znalem przez neta, ale do tego co robisz Ty, to jest to bulka z maslem( chodz jak wiadomo, w Twojej restauracji bulka z maslem wcale takim prostym pojeciem byc nie musi, chyba ze dwie bulki, widelec i maslo hehe). I mowiac nieskromnie majac swoja odwage, na 90 % nie wyjechalbym do Afryki w sposob jaki zrobiles to Ty.
Pozdrawiam
Co do komentarza tego artykulu( przyznam sie, jestem ignorantem i nie przeczytalem komentarzy powyzej) to uwazam, ze wina duchownych katolickich nie moze byc odbierana jednoznacznie jako wina calego kosciola katolickiego. Kazdy czlowiek dostosowywuje sie do czasu i miejsca(wiem ze zaraz ktos mi powie ze religia jest ponadczasowa a Biblia ma 2000 lat) i niejeden z was bedac w tamtym czasie w Rwandzie nie wytrzymalby nacisku kladzionego przez nizsze warstwy spoleczenstwa(podejrzewam, ze ksieza chcieli stanac po stroni slabszych).
Jednoczesnie chcialbym zaznaczyc, ze nie staram sie tlumaczyc zachowan jednostkowych ksiezy, ktorych wina jest jednoznaczna i niegodna jakiegokolwiek czlowieka czy duchownego kazdego z wyznan. Raczej chodzi mi o to, ze prawdopodobnie w tamtym czasie wiara jaka glosili ksieza katolicka byla tylko z nazwy. Jedyne co dziwi to wizyta Papieza, ktory mimo wszystko mogl o tym nie wiedziec.
A jako ciekawostke dodam, ze ja bedac tutaj na wyspach i ty bedac w Rwandzie mamy niektore problemy podobne. Dwa razy mi padl modem podczas czytania i trzeci raz podczas proby wyslania komenta, dobrze ze skopiowalem;p
Zycze ci zeby kazdy kolejny dzien byl jak najdluzszy dla ciebie zebys sie jeszcze nacieszyl Afryka przed powrotem do kraju.
Pozdrawiam
kkarpieszuk said,
11 października, 2008 @ 8:59 am
JANUSZ, niestety nic nie wiem o bialcych ksiezach, ale podejrzewam, ze nie brali udzialu w zabijaniu. tu jesli ksieza zabijali, to z powodu ze byli hutu, to ich motywowalo.
Webi, autor bloga nie ponosi odpowiedzialnosci za skutki czytania go przez 6 godzin w nocy 🙂 ale dzieki, i Ty mi zaimponowales 😉
Aśka said,
11 października, 2008 @ 11:55 am
Po pierwsze: do wiadomości wszystkich budujących piękne analogie między wpływem zabijania zwierząt na skłonność do zabijania ludzi: Hitler był wegetarianinem, tak więc wegetarianizm wcale nie chroni przed zwyrodnialstwem.
Po drugie: Cytator: gdybyś uważnie przeczytał tekst wiedział byś, że Konrad szukał potwierdzenia tych informacji w opracowaniu naukowym. I znalazł je. Poza tym – zarzucasz tym ludziom, że „wykazują się brakiem pewnej podstawowej wiedzy w tym temacie”. Oni przeżyli straszliwą masakrę, podczas której nikt (w tym Kościół) nawet nie wykazał woli pomocy. Czują z tego powodu żal i mają do tego prawo. A ty oskarżasz ich o kłamstwo na tej podstawie, że mylą daty??? Może trochę więcej wyczucia…
No i przede wszystkim: na prawdę wielkie gratulacje dla Autora. Przeczytałam artykuł już kolejny raz i ciągle robi na mnie tak samo silne wrażenie. Widać, ze włożyłeś w ten tekst serce. Gratuluję!!!
satanizm said,
11 października, 2008 @ 2:59 pm
Porzadny wpis… obrazowy i okropny jednoczesnie – prawda jednak „wyzwoli”..
Wojciech Krawczyk said,
11 października, 2008 @ 3:01 pm
Cześć Konrad!
Bardzo ciekawy wpis, szczerze mówiąc jestem w szoku, zawsze uważałem że księża pomagali tym ludziom którzy się schronili w kościołach – a nie współtworzyli to ludobójstwo. Szkoda że Kościół po raz kolejny umywa ręce i „ukrywa” sprawców 😦
chesteroni said,
11 października, 2008 @ 5:40 pm
Aśka – czytaj ze zrozumieniem. Nikt nie napisał, że zabijanie zwierząt automatycznie oznacza eskalację i zabijanie ludzi albo że osoba zabijająca ludzi musi koniecznie zabijać też zwierzęta.
Nie możesz jednak zaprzeczyć, że łatwiej jest zabić człowieka, jeśli się wcześniej (osobiście) zabiło wiele zwierząt – trening w końcu czyni mistrza.
A osobom, które się nagle obudziły w kwestii zinstytucjonalizowania tuszowania różnych występków poszczególnych księży katolickich przez ich pracodawcę polecam lekturę książki Richarda Dawkinsa: „Bóg urojony”. Tylko przeczytajcie całość od dechy do dechy i pamiętajcie, że to nie jest ‚atak na kościół’, a jedynie sucha, logiczna analiza różnych wmawianych nam mitów i złudzeń.
Aśka said,
11 października, 2008 @ 7:43 pm
Chesteroni, stwierdziłam po prostu, że wegetarianizm nie ma tu nic do rzeczy a sam sugerujesz, że ma. Zabicie zwierzęcia i zabicie człowieka to są zupełnie inne skale emocji, chociażby ze względu na różnice w postrzeganiu tych dwóch istot w naszej kulturze (argumenty za tym możesz znaleźć u samego Dawkinsa – na którego sie w końcu powołujesz).
Jeśli chodzi natomiast konkretnie o pana Dawkinsa i ogólnie o socjobiologię – mimo mego sceptycznego podejścia do religii i religijności, ten sposób argumentacji jest mi zupełnie obcy. Ale to już temat na oddzielną dyskusję.
Jednakże, mimo licznych i niezaprzeczalnych wpadek Kościoła, nie można zaprzeczać jego pozytywnej roli, jaką niejednokrotnie odegrał w historii i wciąż odgrywa. Wszyscy, którzy tak skrajnie negatywnie oceniają tę instytucje zapominają, że jest ona olbrzymia – a przez to też różnorodna. Działań jednej grupy ludzi nie można uogólniać na wszystkich innych. Z resztą – także podczas ludobójstwa duchowni prezentowali różne postawy. Można tu przytoczyć chociażby wspomniany w artykule przypadek zakonnicy zamordowanej za przeciwstawienie sie oficjalnemu nauczaniu lokalnego Kościoła. Tak więc ten temat jest o wiele bardziej złożony, niż mogłoby się wydawać.
Dorota Ha. said,
12 października, 2008 @ 8:06 am
Majk, Seth – pozdrawiam.
Konrad – artykuł mnie zmroził. Ale nie ruszył w sensie, w jakim się spodziewałeś. Chodzi mi o instytucję Kościoła i księży.
Zbrodnia straszna. Ale że dla mnie nie ma znaczenia kto to zrobił (ksiądz, nie ksiądz), tylko, że w ogóle do tego doszło. Nie żyję w nienawisci do księży, tylko totalnie odcięłam się od spraw jakiejkolwiek wiary.
Aśka – „Bóg urojony” to nie jest ksiązka o socjobiologii. Dodam, że Dawkins w ogóle nie pisze książek o socjobiologii tylko o ewolucjonizmie.
Karolina said,
12 października, 2008 @ 2:11 pm
Przeczytałam cały wpis i jestem mocno poruszona. To co opisałeś jest przerażające, smutne, budzi złość że nikt temu nie zapobiegł… Ale budzi złość że temat Ludobójstwa w Rwandzie jest tak „zapomniany”, zamieciony pod dywan. i to że cały czas w świadomości naszej tkwi stereotyp dobrego kolonizatora. A przecież nie istnieje dobra kolonizacja! NO może się mylę…
Dzięki za poruszający wpis.
Wojteks said,
12 października, 2008 @ 8:43 pm
Uff. Pojechałeś po całości.
Gratulacje artykułu, widać że przemyślany i dobrze przygotowany. Temat – no cóż, ciężko to skomentować, zdaje się że mamy do czynienia z parwdziwym ludobójstwem typu II WŚ, a szczerze mówiąc nie wyobrażałem sobie że było aż tak źle. Daje do myślenia.
Pozdrawiam serdecznie – może wyrośnie z Ciebie dziennikarz- imponuje mi zwłaszcza to że próbujesz zgłębić temat zanim coś napiszesz, dowiedzieć się różnych opinii itp. To się nieczęsto zdarza wśród dziennikarzy.
p.s. wyjątkowo zgadzam się z Dorotą Ha – „Ale że dla mnie nie ma znaczenia kto to zrobił (ksiądz, nie ksiądz), tylko, że w ogóle do tego doszło.”
andsol said,
12 października, 2008 @ 9:21 pm
Nie każdy będzie chciał kupić „Heban” Kapuścińskiego; rozdziału o Rwandzie nie ma
już w czytelnia.onet.pl, ale odszukałem go w dwóch częściach tu:
http://serwisy.gazeta.pl/kapuscinski/1,23083,472781.html
http://serwisy.gazeta.pl/kapuscinski/1,23083,472785.html
Czego tu nie ma o podkładzie historycznym, można tam znaleźć.
Jakby przez drwinę, Kapuścińskiego cytuje też portal „Kościół w Potrzebie” podając
dane bankowe na przelewy. Oraz własną interpretację przyczyn ludobójstwa:
„Te dni w Rwandzie to smutny dowód na istnienie diabła.”
Oj, smutny. Tym smutniejszy, że niekiedy ubranego w czarne książęce suknie. Przy okazji, Brocha, historia księdza Athanase Serombe umknęła mi wtedy. Wydawałoby się, że KK ma dwa dobre wyjścia: albo iść w zaparte i uczynić go arcybiskupem, albo wydać go policji. Ale trzecie wyjście jest historycznie najlepiej sprawdzone: nic nie robić, kiedyś ludzie zapomną.
MichŁ / DrA said,
12 października, 2008 @ 10:15 pm
Szokujący wpis, wstrząsający i bardzo obrazowy.
Nie jest tajemnicą, że swiat należy do zwycięzców. I to oni decydują, ile jest w zródłach ich porażek, a ile sukcesów. To działa – od szołbiznesu po politykę. Tym trudniej do masowej swiadomosci przebić się takim wpisom, jak Twój.
To nigdy (niestety) nie pojawi się na głównej stronie Onetu. Za to moze pomoc tysiącom ludzi tu trafiającym tochę otworzyc oczy na swiat, jego złożonosc i zakrecenie. Bo, niestety – zwierzęta zwane ludzmi potrafią byc okrutne w kazdej konfiguracji. Czarnej, białej, żółtej, wierzącej lub nie. Tylko głupcy twierdzą, że ktos naznaczony „moralnoscią” jest dzięki niej w stanie zachowac przyzwoitosc w czasach zarazy. Przyzwoitosc zawsze była indywidualna. Twój blog o tym doskonale przypomina.
Pisz tak dalej, a z chęcią kupię Twoją książkę.
Pozdrowienia z Białegostoku, w TB w końcu ukazał się wywiad – chyba nawet przed Twym wyjazdem 😉
kkarpieszuk said,
12 października, 2008 @ 10:17 pm
BTW. tylko w komentarzu dodam, bo nie ujalem tego w artykule Kigali Memorial Site: to miejsce tez upamietnia udzial kosciola w ludobojstwie. takze tym, ktorzy dalej uwazaja ze sobie to wymyslilem lub jestem stronniczy… gratuluje samopoczucia 😉 tez bym chcial takie miec, naprawde. dosc ciezko byc katolikiem i mieszkac w kraju gdzie z rak ksiezy stalo sie tak duzo zlego
Wkurwiony kutas said,
13 października, 2008 @ 1:45 am
Wystawil wam niejaki kkk jak na tacy namiar na blog motyla? I raptem zamiast nadal podniecac sie gownianym zyciem Tybetanczykow, znalezliscie nowe pomysly? Dziady!
kkarpieszuk said,
13 października, 2008 @ 2:16 am
ja wiem, ze jestem w kraju, gdzie obowiazuje jako taka cenzura i moglbym ostatni komentarz usunac, ale pozwole sobie jedynie przypomniec ze nikt w sieci nie jest anonimowy 😉 komentarz powyzej padl z IP 80.190.241.118. Gdzies z Niemiec, jakas strona DJska, napisany o 1,45 w nocy 🙂 Proponuje quiz, co przepisca mial na mysli i co wziął zanim to napisal? 😉
Ami said,
13 października, 2008 @ 11:02 am
Witam :),
tak tu teraz tloczno ze trudno sie dobic :), ale to bylo do przewidzenia :).
To wlasnie dlatego nie chcialem juz kiedys wkraczac glebiej w takie kwestie – to bardzo drazliwe tematy, szczegolnie w kraju w ktorym narod jest dumny z finansowania tzw. misji. Niewielu widzi co takie misje katolickie robia w krajach afryki i ameryki poludniowej :(. Obok dobra jest tez mnostwo skutkow ubocznych, i po pewnym czasie nikt nie wie co z tym zrobic ani jak… Ja tam daleki jestem od szukania winnych, bo jak ktos tego szuka w Rwandzie to szybko dojdzie do tego ze winni sa praktycznie wszyscy, lacznie i w pewnym stopniu z nami. Dobre jest to powiedzenie, ze wystarczy ze dobrzy ludzie nie beda robili niczego, a zlo wygra.
Oprocz ksiezy o wiele bardziej wstydliwa jest jeszcze kwestia biskupow, ale to juz tylko dla naprawde zainteresowanych. Niektorzy z nich do dzis sa na wolnosci, niektorzy schronili sie w cieplych miejscach :(. Takie jest zycie i tyle. W tej chwili na oczach swiata trwaja masakry w Darfurze, ale caly nasz cieplutki swiatek wolal sie pasjonowac olimpiadami niz myslec o tym ze gdzies dzieja sie podobne rzeczy jak w Rwandzie.
Po masakrze w Rwandzie wiele gorzkich slow uslyszala tez Ameryka, ale tak naprawde – konia z rzedem temu kto potrafilby rozwiazac problemy tych krajow. Bodajze Clinton okreslil te masakry „oni tylko tak potrafia rozwiazywac problemy” – co wbrew pozorom nabiera wielu cech prawdziwosci jak spojrzy sie takze na inne kraje tego regionu, nie mowiac juz o tym co dzieje sie obecnie w Darfurze :(. Tych maczet nie wymyslil nikt na swiecie, a w Afryce udalo sie to zorganizowac na masowa skale… USA oberwala juz w Afryce bodajze w Somalii i chyba wiecej tam sie nie zaangazuje. Francja takze juz swoje oberwala. Byc moze najlepsza metoda sa tak ostre metody jakie teraz prowadzi Rwanda – na demokracje nie ma tam co liczyc.
poza tym jest tez druga strona medalu – FRP czyli obecnie rezydujaca opcja w kraju na 100% nie byla bynajmniej mniej okrutna w stosunku do oprawcow, szczegolnie po tym co zobaczyli po zdobyciu kolejnych miejscowosci.
Co do tych prob obrony ksiezy ktorzy przeciez tez wywodzili sie z roznych klas – nie wiem co ma to do rzeczy…. To byli ksieza… Ktos ich ksztaltowal, ktos ich popieral. Co mogli i niemogli to inna kwestia – faktem jest ze nawet papiez mial swoje mozliwosci i swoje metody do dzialan, Francja, kraje oscienne, kraje europy – takze. Chyba po prostu to co sie stalo to wszystkich przeroslo, bo nie wierze zeby ktos przed 1994 rokiem mogl pomyslec ze mozna doprowadzic spoleczenstwo do mordowania maczetami na skale ktora nie miesci sie jakichkolwiek normach.
Alberto said,
13 października, 2008 @ 5:52 pm
cóż moge dopowiedzieć niż tylko wskazać –>
http://www.chick.com/reading/comics/1319/godfathersindex.asp
ale czy ktoś zechce to „rozsądzić”..?
o. Onufry said,
13 października, 2008 @ 6:26 pm
Za prawdę powiadam Wam Najdostojniejsi Siostry i Bracia, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne aby obnażać prawdziwe oblicza kościelnych oszustów, dewiantów i zbrodniarzy, specjalistów od interpretowania życzeń Pana Stwórcy Wszechrzeczy, którzy na twarzach nosili i noszą maskę pokory oraz pobożności, w ustach świętobliwie pieszczą słowa miłości, miłosierdzia i przebaczenia, ale serca zawsze mają kamienne i zimne, dusze pychą, rozpustą, zaś usta obłudą i hipokryzją wypełnione a dłonie wiecznie głodne mamony. Rzymski katolicyzm jest szkołą szalbierstwa, hipokryzji i cynizmu.
Nie ma kłamstwa, na które nie byliby gotowi, gdy chodzi o zwalczanie przeciwnika; nie ma bredni, której by w swoje owieczki (i baranki) nie spodziewali się wmówić. Sprowadzają walkę do tumanienia i terroryzowania najciemniejszych w nadziei, że w ten sposób zawsze będą mieli większość.
Czyż nie słyszycie „głosu z nieba mówiącego: Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające. Bo grzechy jego narosły aż do nieba i Bóg przywołał na pamięć jego niesprawiedliwe uczynki” ? (Ap 18. 4).
Marcin said,
13 października, 2008 @ 8:07 pm
„W artykule skupiłem się jedynie na zbrodniach Kościoła Katolickiego popełnianych w związku z ludobójstwem. Muszę jednak dodać, że spora część wspomnianego przeze mnie rozdziału to świadectwa duchownych, którzy przeciwstawili się zabijaniu, dawali schronienie zrozpaczonym i wystraszonym Tutsi. Zachowywali się jak przystało na duchownych, nieraz narażając swoje życie w imię bliźniego swego. I życie te niemal zawsze tracili.”
Szkoda, że walący w Kościół jak w bęben zdają się nie zauważać powyższego fragmentu. Nie pamiętają że nawet wśród apostołów trafił się Judasz, co przecież nie umniejsza zasług pozostałych. Zawsze byli jacyś Judasze ale byli i męczennicy, wiemy to także z naszej najnowszej historii.
Rzezie to też nie specjalność wyłącznie afrykańska. Czytając ich opisy skojarzyłem je z opisami rzezi ludności polskiej na Wołyniu, to było tylko kilkadziesiąt lat wcześniej, ludzie też wydawało się że żyli zgodnie…
Ami said,
14 października, 2008 @ 12:49 pm
@Marcin – masz duzo racji i duzo nieracji ;). Nie zauwazasz skali – masakr w Rwandzie nie da sie porownac z niczym w historii swiata, bo nawet masakry Czerwonych Kmerow byly „inne”. Nie zauwazasz tez skali tego co dzialo sie ze strony struktur KK w Rwandzie i w jakiej skali (to nie byl jeden Judasz i 11 swietych…) – oczywiscie ze byli tez normalni, ale tak jak od producenta aut oczekuje sie samochodu, tak od np. kosciola oczekuje sie chocby ostrej reakcji na mordy, szczegolnie ze KK w przeciwienstwie do swiata zewnetrznego (poza Francja i USA) doskonale orientowal sie co sie dzialo w ciagu tych stu dni w Rwandzie. Tak jak wspomnialem wczesniej – jak nie wierzysz to pogrzeb po roznych zrodlach i doszperaj sie czegos o roli wyzszych struktur KK, poszukaj dlaczego rwandyjskie bojowki mscicieli do dzis tropia niektorych biskupow. to przypomina struktury FIFA i UEFA – a wiara to raczej zupelnie inna kwestia.
Jezeli tez uwazasz ze masowe i zorganizowane rozbijanie glow dzieci o sciany na skale tysiecy ofiar jest z czymkolwiek porownywalne to mocno sie mylisz. Okropienstwem nazizmu nie byla liczba ofiar – okropienstwem bylo to ze byl to pierwszy narod w historii, ktory zorganizowal struktury sluzace do zalegalizowanej i zorganizowanej eksterminacji ludzi. W Rwandzie – bylo zorganizowane bestialstwo w ktorej juz nie tylko istnialy struktury (pomysl jak zorganizowac kupno, transport i przechowanie milionow maczet) ale tez udalo sie stworzyc z ludnosci bestie – i probowac to zalegalizowac (bylo tam radio, tajne spotkania, dowodcy).
Kosciol Katolicki, ktory jak w kazdym kraju Afryki prowadzil od lat wielki wyscig misyjny z innymi religiami w imie jakichs tam barwnych haselek, powinien byl cokolwiek zrobic. Ale nic nie zrobil i tyle – tylko o tym jest ten artykul, choc jak w to nie wierzysz to poszukaj troche samodzielnie, a dowiesz sie straszliwszych informacji, o tym moge Cie zapewnic. Nie bez przyczyny Clinton podczas jakiegos wywiadu powiedzial ze kwestia Rwandy to jego najwieksza porazka w kadencji. KK oczywiscie to przeczeka i przetrwa – w koncu czyni to od 2000 lat, co nie oznacza ze nie ma ludzi ktorym takie postepowanie sie nie podoba jakkolwiek by to nie denerwowalo tradycyjnie wierzacych w hierarchie i pozlacane szaty.
Kościół w czasach ludobójstwa | Goinfo.pl - Mentalne przebudzenie said,
21 października, 2008 @ 11:22 am
[…] Cały artykuł tutaj Posted in Historia | Leave a Comment […]
Jacek said,
24 października, 2008 @ 7:48 pm
Trochę w temacie, więc wklejam cytat za http://info.wiara.pl/index.php?grupa=4&art=1224869035
„Sąd wojskowy w Kigali wydał wyrok w sprawie zabójstwa 13 duchownych katolickich, w tym trzech biskupów, podczas ludobójstwa w Rwandzie w 1994 r. […] Kościół katolicki stracił w wyniku masakr trzech biskupów, czyli połowę ówczesnego episkopatu, oraz 103 księży diecezjalnych i zakonnych, 47 braci zakonnych, 65 sióstr i co najmniej 30 członków instytutów świeckich. ”
Zofia said,
28 października, 2008 @ 6:11 pm
Artykul mowi o masowym zabijaniu.Jest przerazajacy! I na tym nie koniec,bo zabijanie nadal jest kontynuowane…….na naszej ziemi..
Pytanie : w imie czego czlowiek zabija czlowieka???
Mysle, ze nastal czas aby kazdy czlowiek zastanowil sie nad zabijaniem.
Kazdy indywidualnie!
Piekny kraj sloneczko swieci, zamiast cieszyc sie zyciem, to ludzie sie morduja.O co tu chodzi???Co robia religie gloszace”Pokoj”?Co robia rzady gloszace Pokoj, bezpieczenstwo????
Niechaj kazdy czlowiek zacznie zyc CHWILA OBECNA wolna od przemocy.
Pozdrawiam
Retus said,
11 listopada, 2008 @ 1:21 am
Artykuł jest poruszający i dobrze, że piszesz o takich sprawach. Nikt nie powinien zapominać o takich potwornościach i wypierać ze świadomości tego rodzaju kart z historii Afryki.
Kościół nie jest bez winy, ale… Nie jestem katolikiem, nie wierzę w Boga, może dlatego łatwiej mi spojrzeć z dystansu. Nie ma sensu obwiniać Jana Pawła II o to, że zrobił za mało albo nie zrobił nic. I szczegóły faktograficzne nie są bez znaczenia, tym bardziej że są do wychwycenia i weryfikacji bez trudności. W 1990 r. biskup Rzymu był rzeczywiście w Rwandzie i Burundi, natomiast w 1993 r. najbliżej dotarł do Ugandy. Wiele miejsca poświęcił wtedy w wystąpieniach zabliźnianiu ran w Ugandzie i unifikacji społeczeństwa. O państwach sąsiednich (Rwanda to przecież nie jedyny, który był rozdzierany kolosalnymi problemami, w tym etnicznymi) siłą rzeczy nie mówił. Bezpośrednio o polityce w homiliach głowy kościołów nie mogą mówić, stąd bardziej ogólne uwagi. Ale powiedział np.: Among the essential components of a sound civic life are such things as the recognition of the dignity of every human person, respect for the rights which are rooted in that dignity – especially the right to life and the right to religious liberty – and an effective commitment to secure the well–being of the poor, the weak and the defenceless (w Kampali, 7 II 1993).
W 1990 r. Jan Paweł II przemawiał w Rwandzie kilkakrotnie – pełne teksty wiszą na stronie Watykanu; można je przeczytać po włosku lub francusku. Znamienne, że ani razu nie użył w homiliach określeń Tutsi i Hutu. O społeczeństwie mówił jako o całości, podkreślając, że przechodzi trudności, z których jednak może wyjść. Wielokrotnie podkreślał też pojęcie solidarności, wzajemnego zrozumienia – czy mógł przewidzieć, z jaką dzikością ludzie rzucą się na siebie za cztery lata? Moim zdaniem nie do końca. Czy mógł odnosić się do konfliktu Hutu i Tutsi, stając po stronie rebeliantów albo reżimu Habyarimany? Z zasady też nie. Z drugiej strony prawda, ogólne nawoływanie do dobra człowieka mogło nie wystarczyć. Ale papież to głowa przede wszystkim kościoła, a nie polityk – głowa państwa. Zresztą ani jedna ani druga rola nie uprawniały w 1990 r. do bezpośrednich ingerencji, które byłyby odebrane tym alergiczniej, że przecież to znowu byłaby wypowiedź białego Europejczyka, a i władze i ludzie w Rwandzie pamiętali, jak wiele biali misjonarze (nie tylko katoliccy) i biali urzędnicy kolonialni zrobili, by podsycać istniejące antagonizmy.
Warto do tego dodać, że papież był jednym z najpierwszych uczestników światowej sceny politycznej, którzy użyli na to, co się działo w Rwandzie, określenia ‚ludobójstwo’. O sprawie rwandyjskiej mówił wtedy dużo. Po koniec 1994 r. amerykański (więc zasadniczo niekatolicki) „Time” ogłosił go człowiekiem roku, przypominając m.in. właśnie postawę wobec konfliktu w Rwandzie.
Teraz sprawa księży… Kilkudziesięciu bezdyskusyjnie dołączyło do oprawców, brali udział w odrażających mordach. Ale przecież nie można papieża obciążać za ich działalność (to jak z Josefem Tiso w czasie wojny). Sprawa jest tu głębsza i sięga okresu po Soborze Watykańskim II, kiedy postawiono na kapłanów autochtonów, jako lepiej rozumiejących wiernych. Tyle że nie zawsze można było zweryfikować ich przygotowanie, humanizm, szacunek dla życia itp. Ten sam problem przeżywają dzisiaj np. kościoły anglikańskie, ze zgrozą patrząc na nienawistny stosunek swoich afrykańskich kongregacji i duchownych np. do sprawy gejów. Mordercy w sutannach wprawili w osłupienie nie tylko kościół, ale też duże grupy posoborowych intelektualistów; niektórzy z nich zwątpili w sensowność reform.
Tylko że morderstwa i zbrodnie księży to nie to samo, co określone tak w artykule powyżej „zbrodnie kościoła katolickiego”. Bo żeby mówić o takich, trzeba by pokazać, że episkopaty, w porozumieniu z Rzymem, na podstawie prawa kanonicznego nawołują do mordowania, do nienawiści, do zlikwidowania wszystkich Tutsi. Tak oczywiście nie było. Analogicznie, incydentalne akty przemocy ze strony pojedynczych żołnierzy AK nigdy nie staną się „zbrodniami Armii Krajowej”. Warto o tym pamiętać.
I jeszcze katolicy w Rwandzie. To oczywiście naiwność myśleć, że już ich nie ma. Mordowano w 1994 głównie Tutsich, a katolikami byli nie tylko oni, ale i znaczna większość Hutu. Zresztą na całe szczęście część Tutsich przetrwała. W 2001 r. rzymscy katolicy stanowili 56% populacji.
Dodatek prawny – kościół jest po wpadkach powojennych niezwykle ostrożny w ochronie jakichkolwiek zbrodniarzy. Tuszował sprawy księży-pedofilów, to prawda, oburzająca prawda. Ale zbrodniarze z Rwandy nie są kryci przez kościół, to pewne. Jeśli stosunek kleru do kwestii seksualnych jest nadal często bigoteryjny i ambiwalentny, to ze zbrodniami typu rwandyjskiego trudno wiązać skrycie aprobujące albo ochraniające działania Rzymu. I kropka. Dobrze uzupełnia to wpis Jacka, o ile jest wiarygodny co do danych. Kler był w 1994 i wśród oprawców, i wśród ofiar.
Jana Pawła II można krytykować; nie jestem zwolennikiem apriorycznego, bezrefleksyjnego uznawania jego wielkości. To niewątpliwie postać wyjątkowo wybitna, ale jak każda osoba działająca publicznie, nie działał zawsze bezbłędnie. Trudno mu natomiast przypisywać wszystkie winy na planecie. To i tak jeden z najaktywniej działających papieży, gdy idzie o tak egzotyczne dla kościoła jeszcze 100 lat temu kwestie, jak prawa człowieka, solidarność międzyetniczna i międzywyznaniowa itp.
Tak czy inaczej interesujący artykuł.
nocent said,
23 lipca, 2009 @ 7:20 pm
Retus,
nie dosc, ze jestes katolikiem, to jeszcze nalezysz do kleru.
jestes intelektualista, dobrze poruszajacym sie w tematyce koscielnej 🙂
Księża w czasach ludobójstwa. Jeszcze raz. « Konrad jest w Rwandzie said,
11 listopada, 2008 @ 11:18 am
[…] głośnym artykułem “Księża w czasach ludobójstwa” pojawił się dziś w nocy bardzo dobry komentarz. Przyznam, że czekałem na coś takiego, bo jak sam napisałem w treści wpisu, opisałem tylko […]
AntyWeb | Archiwum » Setka ciekawych wpisów z polskich blogów - czyli kto wygrał GTA IV i Tomb Raidera said,
5 grudnia, 2008 @ 4:30 pm
[…] https://konradjestwrwandzie.wordpress.com/2008/10/10/ksieza-w-czasach-ludobojstwa/ […]
Stygmat said,
19 stycznia, 2009 @ 6:21 pm
Witam.
z wielkim zaciekawieniem czytałem wpis o udziale kościołów w konflikcie w 1994 roku, tym bardziej że niedalej niż pół roku temu pisałem kilkunastostronicową pracę na studiach dotyczącą tego konfliktu. W Polsce ciągle brakuje literatury na temat Rwandy, szczególnie takiej która by poruszała temat od strony społecznej i czysto historycznej.
Z uwag które mam do artykułu to m.in. próba ważenia zbrodni czynionej przez Niemców bombardujących kościoły i sytuacji księży. Nie odważyłbym się próby zważenia czynu: życie ludzkie jest równie warte, nie ważne czy ginie 100 czy 100 000 istnień. To takie spojrzenie w moralnym tonie.
Obwinianie kościoła za zbrodnie…trzeba by spojrzeć ilu misjonarzy tam zginęło. w książce „Skrwawione wzgórza Afryki” na jednej z ostatnich stron jest opisywany taki przypadek. podejrzewam że nie jedyny.
Zastanawia mnie także czy w zbrodniach uczestniczyli tylko księża z kościoła rzymsko-katolickiego. w literaturze natrafiałem na określenie „kościoły belgijskie” które można dwojako interpretować.
ale dziękuję za kolejną cegiełkę wiedzy na temat tej zbrodni która z jednej strony fascynuje a z drugiej przeraża….jak to możliwe. to pytanie zawsze będzie powtarzać a przyczyn znajdziemy wiele….
Tomek Sikora said,
26 stycznia, 2009 @ 5:48 pm
Co jakiś czas wracam do tego opracowania, które stało się dla mnie jakby bazą do dalszego zgłębiania tematu.
Dzisiaj chciałbym coś dodać.
Nie wiem na ile te informacje są wiaqrygodne, bo nie udało mi się ich potwierdzić w innych źródłach. Ponadto w krótkiej notatce uwzględniono jedynie kilka pojedyńczych przypadków, ale chciałbym uzupełnić Twoją Konradzie relacje o dodatkowy punkt widzenia.
oto on:
http://maitri.diecezja.gda.pl/gazetka/my_04/html/meczen.htm
Ps. przy okazji dziękuję, że swoim blogiem dałeś im okazję na czyste spojżenie w ten kąt świata.
pozdrawiam
Tomek Sikora said,
2 marca, 2009 @ 10:51 am
http://wyborcza.pl/1,75477,6328323,RUANDA__Ksiadz_skazany_za_ludobojstwo.html
Odtrutka narodowa « blog gejowski said,
2 kwietnia, 2009 @ 11:43 pm
[…] narodowy święty zostanie świętym między innymi za to, że przymykał oko na rzezie w afrykańskich wojnach – częstokroć inspirowane i wywoływane przez hierarchów katolickich. Tymże sposobem załatwił […]
Ważny link « blog gejowski said,
2 kwietnia, 2009 @ 11:56 pm
[…] Księża w czasach ludobójstwa […]
6 kwietnia 1994 « Konrad jest w Rwandzie said,
6 kwietnia, 2009 @ 9:26 am
[…] Księża w czasach ludobójstwa […]
nocent said,
23 lipca, 2009 @ 7:13 pm
Aby zrozumiec co tam sie stalo i dlaczego tak sie stalo, trzeba miec afrykanska, plemienna mentalnosc. Tekst bardzo interesujacy, ale roznica swiatopogladowa miedzy namia nimi jest nie-do-przeskoczenia. W polsce nie ma plemion, jestesmy narodem skrajnie jednorodnym.
watykan powinien znac sytuacje od strony notatek dyplomatycznych pisanych przez nuncjatury, w ktorych pracuja obcokrajowcy (wyjatek-polska, stad taki syf u nas). jednakze purpuraci w rzymie niekoniecznie sie tym przejmuja. tam jest wyscig o wplywy i wzgledy. walka o wladze i znaczenie. mniej wiecej tak jak onz-jest ale nic nie wie i na nic nie pozwala.
zachod dal przyslowiowej d..y. rwanda nie jest strategicznym partnerem, wiec nie jest w kregu uwagi. tak sie dzialo i sie dzieje nadal.
smutny artykul. przeraza mnie.